VI

158 16 38
                                    

Norwid dwoma szybkimi susami przeskoczył schody i znalazł się przed drzwiami mieszkania Słowackiego, znajdującego się na parterze.

Stanęłam obok niego i ze słabym wzrokiem zapukałam do drzwi, i delikatnie je otworzyłam, pozwalając Cyprianowi wejść do środka.

- Julek! - krzyknęłam. - Już wróciłam... Z Norwidem.

Juliusz wyjrzał zza drzwi swojej pracowni i uśmiechnął się na nasz widok.

- Miło, że już jesteś. Ciebie także dobrze wiedzieć, Cyprianie! - objął swojego przyjaciela. - Chodźcie, może się czegoś napijecie?

Weszłam do kuchni za poetami i zajęłam to samo miejsce, co wcześniej. Słowacki wesoło gawędził z Norwidem, jednocześnie przygotowując herbaciany napar.

- O, Zuzanno, pamiętasz, jak mówiłem Ci o Panie Chopinie? - zostałam włączona do rozmowy.

- Proszę, mów mi Zuza, ewentualnie Zuzanka. Tak, pamiętam, niestety o tym nie zapomniałeś, co? - jęknęłam.

- Pamięć wciąż jeszcze mam, chęci do życia trochę mniej - odparł Słowacki. - Zanim przyszliście, dostarczono mi zaproszenie na koncert szanownego Pana Fryderyka. Eh, stary dobry Frycek!

Zachichotał pod nosem. Norwid uśmiechnął się niepewnie, zaś ja skuliłam się w sobie. Kur zapiał, dlaczego wszystko musiało być takie trudne, JESTEM TUTAJ DWA DNI A POŁOWA EMIGRACJI JUŻ MNIE ZNA!

- Julek, chyba nie powiesz, że chcesz, żebym z Tobą tam poszła? Przecież to będzie kompletna kompromitacja, zwłaszcza dla mnie!

- Nie powiem, bo sama to zrobiłaś.

Świetnie, czyli jeszcze więcej osób dozna zaszczytu zapoznania się ze mną. Cudownie. Wspaniale. Zajebiście, etc.
Norwid spojrzał na nas uważnie, swoją uwagę szczególnie skupił na mnie. Przez chwilę widać po nim było, że waży słowa, którymi ma zamiar mnie obdarzyć.
W końcu powiedział coś, czego się najbardziej obawiałam.

- Ty nie jesteś stąd, co? Tak, widać to aż za bardzo.

Juliusz nerwowo uśmiechnął się i posłał mi zbolałe spojrzenie. Odpowiedziałam tym samym. Cyprian zignorował te gesty i wciąż lustrował nasze postacie.

- To co, może herbatki? - przerwał niezręczną ciszę Julek.

Z chęcią przyjęłam trunek i poczęłam sączyć go małymi łyczkami. Ciepło naparu rozpłynęło się po moim żołądku, jak promienie słońca, wdzierające się do pokoju przez okno po ścianie, o poranku. Trochę mnie to uspokoiło.
Poeci również zajęli się piciem naparu i powrócili do wcześniej podjętego tematu. Mimo wszystko cały czas czułam nad sobą widmo zwiastujące coś złego, które otaczało mnie niczym chmura szpilek wbijających się do mojego ciała i nie pozwalająca nawet na zaczerpnięcie oddechu.
Mogłam tego nie mówić, być może uniknęłabym dzięki milczeniu kolejnej z cyklu "Najbardziej Powalonych i Niezręcznych Rozmów Świata" w swoim równie powalonym życiu.

- Jak tam jest? - do moich uszu ponownie dotarł niski głos Cyrpiana.

- Gdzie? W Nibylandii? - lol.

- W miejscu, z którego pochodzisz. Bo jaka Francja jest, każdy widzi.

Czyli jednak go nie oszukamy, on już wie. Tylko kurna, skąd?

- Cóż... - zaczęłam powoli, czując na sobie niepewny wzrok Juliusza. - Skąd w ogóle pewność, że nie jestem stąd, a z jakiejś innej krainy?

- Po pierwsze, powiedziałaś, że się tu zatrzymujesz, więc logiczne, że nie mieszkasz tutaj na stałe - skubany, dobre argumenty ma. - Po drugie, nie wyglądasz mi na typową obywatelkę. Jest w Tobie coś... Coś odmiennego i intrygującego zarazem. I wciąż nie usłyszałem szalenie interesującej opowieści!

 Wieszcze i co jeszcze? || Słowackiewicz Au ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz