IV

175 19 34
                                    

Wybiegłam z hotelu za wieszczami. Skubaniutcy, szybko się poruszali. Nie posądzałam ich o taką giętkość, jaką się wykazali wskakując do powozu.

- Jeszcze raz przepraszam - ponownie podkreśliłam swoje zakłopotanie sytuacją, która miała miejsce chwilę temu, przepraszając wieszczy po raz dziesiąty z rzędu. - Chyba mam to w genach? Tak myślę. Niemniej jednak, jest mi bardzo przykro... Nie wiedziałam, że znacie angielski, myślałam, że bardziej umiecie francuski albo łacinę...

- W porządku - odparł słabo Słowacki, przecierając oczy. - Rozumiem Twój szok.  Ja sam nie uwierzyłem we własne słowa, być może trochę przesadziłem z moją inspiracją. Oboje wyraziliśmy nasz szok przez język i każde z nas trochę go nadużyło - po tych słowach zamilkł, zatonął we własnych myślach. Odjechaliśmy i ruszyliśmy w kierunku mieszkania Juliusza.

Spojrzałam na Adama, on jednak patrzył w zupełnie innym kierunku. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się intensywnie nad szczegółami życia wieszcza, z jakimi było mi dane się zapoznać.

- Panie Adamie? - zwróciłam się w kierunku mężczyzny. Zagadnięty poeta odwrócił się w moją stronę i zmrużył oczy, uważnie mi się przyglądając.

- Proszę, mów mi po prostu Adam - odparł.

Dobrze, po prostu Adamie.

- Oczywiście. A zatem, Mickiewicz? - kontynuowałam wcześniej zaczętą wypowiedzieć. Starszy poeta spojrzał w górę z niedowierzam, zaś młodszy uśmiechnął się pod nosem na moją odzywkę. - Czy ty przypadkiem nie powinieneś mieć już żony i dzieci, nie wiem, tak od sześciu lat? O ile się nie mylę, Juliusz przekazał mi, że jest 1840, więc...

- O czym ty mówisz? Ja mam mieć ŻONĘ i DZIECI? - wykrzyknął Adam.

- WIĘC JEST NADZIEJA! JESZCZE JEST SZANSA! - skomentowałam jego reakcję, dostając w gratisie dodatkowy atak fangirlu na oczach wieszczy. Trudno, zasad trzeba się trzymać, słowackiewicz to słowackiewicz! - Dobrze, skoro nie zdążyłeś jeszcze założyć rodziny, posłuchajcie i zważcie u siebie, że według mojego rozkazu, wytrzegajcie się kobiety o imieniu Celina, i nazwisku Szymanowska. Tak, Mickiewicz, to było skierowane stricte do Ciebie. I nie rób takiej miny, jeszcze mi kiedyś za to podziękujesz.

Adam skrzywił się, ale powstrzymał się od skomentowania mojej wypowiedzi. Odsunął się ode mnie i począł wpatrywać się w widok za oknem z pustym wzrokiem. Zmarszczył brwi, jakby próbował sobie przypomnieć jakiś szczegół związany ze wspomnianym przeze mnie nazwiskiem. Czyżby znał kobietę o takim nazwisku?

W tym czasie ja, odruchowo odwracając się do Juliusza, ponownie zastanawiałam się nad różnymi szczegółami życia tej dwójki. Dlaczego Adam wciąż nie ożenił się, mimo że powinien mieć już żonę i conajmniej dwójkę dzieci? Jak to możliwe, że jednak tak się nie stało? Przy "uroku osobistym" i charyzmie wieszcza? Dlaczego wszystko się mieszało i nie zgadzało? Dlaczego wszystko, co wydawało mi się właściwe, tutaj okazywało się nieprawdą?

Kolejny raz, za dużo pytań. Czy one kiedyś się skończą? Muszą przestać je zadawać.
Mam dość. Dlaczego nie potrafię zrozumieć, co tutaj się dzieje? O nie, kolejne pytanie. Miałam je ograniczyć!

W końcu dojechaliśmy do domu Juliusza. Pozostawała ostatnia kwestia na dziś - co się ze mną dalej stanie?
I znowu zadałam pytanie!

- Juliuszu, Mickiewicz... Adamie - poprawiłam się, by nie ryzykować złością starszego z wieszczy. - Dziękuję za ten dzień pełen wrażeń, jednakże, co mam ze sobą począć? W sensie, mam tu zostać, czy iść pod most, czy..?

- Myślałem, że to oczywiste, że zostaniesz u mnie, póki co - stwierdził Juliusz, a Adam pokiwał głową. - Jeśli mamy utrzymać w tajemnicy Twoje prawdziwe pochodzenie i nie ryzykować opinią wariatów, która skutecznie zbeszczeciła by moją karierę...! To znaczy, naszą... NASZE kariery - powiedział to wszystko na jednym wydechu, dramatycznym głosem, jak na romantyka przystało - to musimy dobrnąć w to kłamstwo, aż do samego końca.

 Wieszcze i co jeszcze? || Słowackiewicz Au ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz