XVI i pół

131 11 55
                                    

Nie wierzyłam własnym oczom.
Dlaczego on. Dlaczego to znowu musi być on.
Dlaczego to kurwa musi być Krasiński!

Usłyszałam za sobą głośny oddech Cypriana, który gwałtownie mu przyspieszył. Rzuciłam na niego okiem. Zgrzytnął zębami i wraz z malującą się na twarzy wściekłością zacisnął mocno pięści, aż pobielały mu knykcie.

Położyłam mu dłoń na ramieniu. Sama byłam wkurwiona, że jeszcze nie udał się na Marsa, choćby z przyzwoitości, tylko spaceruje sobie beztrosko po ulicy, ale nie można było działać zbyt pochopnie.
Nie możemy przecież rzucić się na niego z pięściami od razu.

Byłaby to wtedy fatalna zemsta. Bo niby jaką radość sprawi nam męczeńska śmierć naszej ofiary, jeśli przedtem chwilę jeszcze nie pocierpi, zanim zaczną się prawdziwe tortury?

Odwróciłam głowę w kierunku Adama, który zamarł równie szybko co Julek, gdy zorientował się, kto stoi jakieś trzy metry przed nimi. Sam Zygmunt też nie wydawał się zadowolony, że widzi ich dwóch obok siebie.

Mickiewicz zmarszczył brwi i opanował strach, jaki się w nim zebrał. Złapał niepewnie Juliusza za nadgarstek, by dodać mu otuchy.

— Spokojnie, Julek. Pamiętaj, że jutro zawsze błyśnie nowe zorze - wyszeptał z aksamitnym, uspokającym głosem. Odetchnęłam z ulgą, jestem z Ciebie dumna, Adaś.

— Juliusz. Jakże miłe spotkanie - rzucił przez zaciśnięte zęby Zygmunt, obdarzając przelotnym spojrzeniem Adama. — Dlaczego nie odpisujesz na moje listy, Juliuszu? Wysłałem Ci ich chyba setkę! - wykrzyknął, wyciągając do niego ręce z udawaną troską.

Słowacki przełknął ślinę i zaczerpnął gwałtownie oddechu, pragnąc odpowiedzieć, ale zabrakło mu słów. Zwyczajnie zamilknął i spuścił wzrok na chodnik.
Mickiewicz teraz złapał go już za całą dłoń.

— A ty? Dlaczego nie potrafiłeś nie być chujowym partnerem? - odparł za niego tym samym tonem, dotykając policzka z udawanym szokiem.

— DOBRZE ADAM, JEDŹ PO NIM KURWA! - wykrzyknął z radością Cypek, wyrzucając triumfalnie pięść w górę. Przewróciłam oczami, gdy cała zszokowana trójka odwróciła się do nas, walnęłam się ręką w czoło i podeszłam wstawić się z Adamem za Juliuszem, a Cyprian za mną. Teraz było nas czworga przeciwko jednemu.

Zygmunt skrzywił się cały na twarzy, widząc moją. Odwzajemniłam to, nawet mocniej zaciskając usta w kreskę.

Spojrzał teatralnie w górę, tak mocno wywracając oczami do tyłu, że było widać tylko białka i klasnął po chwili w ręce, przywdziewając na twarz sztuczny uśmiech.

— No dalej, Julek. Przecież mnie kochasz... - zaczął iść w jego stronę, ale Adam cofnął się z Ukraińcem, wciąż trzymając go tak samo mocno za rękę. — Adam, co do kurwy!...

— Nie zbliżaj. Się. Do mnie. - wycedził przez zęby łamiącym się głosem Słowacki, podnosząc głowę, wyraźnie powstrzymując łzy. Przez twarz Adama przemknęła zmarszczka szczerej troski. — Już dosyć mam Ciebie i tych Twoich kłamstw, wiesz? Nie wystarczy Ci sama wielka krzywda, jaką mi wyrządziłeś, hrabio? - dodał prześmiewczo.

Zygmunt parsknął z pogardą, obdarzając go chłodnym spojrzeniem i cofając ręce gwałtownie, uniósł brew kpiąco.

— Ach tak, Juleczku? Tylko się nie popłacz. I tak miałem Cię w dupie - prychnął, oglądając sobie paznokcie. - Jesteś fantastyczną zabawką. Szkoda, że tak szybko się nudzisz.

Po minie Adama widziałam, że zaczął się gotować w środku. Skala wkurwienia zaczynała drastycznie podnosić się w górę, przez co zaczynało robić się niebezpiecznie.
Puścił rękę Julka i zaczął iść w kierunku Zygmunta.

 Wieszcze i co jeszcze? || Słowackiewicz Au ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz