III

185 18 26
                                    

Podróż, mimo że nie miała być długa, dłużyła mi się niemiłosiernie.

Siedziałam w powozie na przeciwko Adama, Juliusz zaś siedział obok mnie. Każde z nas patrzyło w zupełnie inną stronę - Adam patrzył na widok za oknem, Juliusz w drugim kierunku, zaś ja na obu wieszczy jednocześnie.
Pragnęłam doświadczyć na własne oczy interakcji pomiędzy nimi, bo uważałam, że ta w mieszkaniu Słowackiego w ogóle nie była podobna do tej, jaka zachodziła w warunkach normalnych, kiedy pan Słowacki raczył nie mdleć na środku sali bankietowej w cudzym domu i kiedy w życiu wieszczy nie pojawiła się kolejna przeszkoda - czyli ja.

- Panno Zuzanno? - zwrócił się do mnie Juliusz.

- Wow, naprawdę jesteś wielkim wieszczem, skoro nawet moje imię i rzeczownik określający mój obecny stan matrymonialny rymujesz ze sobą, wcale nie mając takiego zamiaru - odparłam, nie ukrywając zachwytu.

- Nonsens, doprawdy - rzucił krótko Mickiewicz. Puściłam jego uwagę mimo uszu i przysłuchiwałam się temu, co do powiedzenia ma drugi wieszcz.

- Chciałem tylko powiedzieć, że jesteśmy już blisko miejsca pobytu mej matuli - wyrzucił z siebie szybko Słowacki i zamilkł aż do końca trasy, jaką mieliśmy do przejechania.

Wysiedliśmy z powozu, a ja, będąc z epoki oddalonej o 183 lata od obecnej, a raczej tej, w której znalazłam się z nieznanej mi przyczyny, starałam się zachowywać jak najbardziej naturalnie, nie wzbudzając przy tym podejrzeń.

Apartament, w jakim zatrzymała się pani Słowacka na czas odwiedzin syna w Paryżu mieścił się w małym hotelu, na nieznanej mi ulicy. Nie miałam z resztą czasu, żeby doszukiwać się jej imienia. Wiedziałam jedynie, że hotel nazywa się "Pod Krzemieniem"¹. Urocza nazwa.

Przełknęłam gulę, która uformowała się w moim gardle. Dopiero teraz zaczęły do mnie docierać fatalne skutki, jakie może wywołać moja decyzja o przyjeździe do matki Juliusza. Problematyczny był już fakt, iż Słowacki i Mickiewicz wiedzieli o moim istnieniu, mimo że nie powinni, a teraz miała się o nim dowiedzieć także matka tego pierwszego.
Nie wiedziałam nawet, co wieszcz powie swej rodzicielce, gdy ta mnie zobaczy.

Postawiłam pierwszy krok. Powóz odjechał, przede mną maszerowali dwaj wieszcze, a ja, starając dotrzymać się im kroku, próbowałam nie myśleć o tym, co zaraz mnie czeka. Z marnym skutkiem.
W końcu dogoniłam mężczyzn.

- Juliuszu?

- Słucham?

- Co zamierzasz powiedzieć swej matce, gdy ta mnie zobaczy? Przecież nie powiesz jej, iż jestem pochodzącą z przyszłości dziewczyną mieszkającą w wolnej Polsce, racja?

Juliusz zatrzymał się gwałtownie. Zmarszczył brwi i wydął dolną wargę, myśląc nad czymś intensywnie. No tak, najwyraźniej nie przemyślał tej kwestii.

- Cóż.. Zaimprowizuję.

Adam parsknął pod nosem, a my ponownie ruszyliśmy po schodach, ignorując starszego z wieszczy.

W końcu zatrzymaliśmy się na 3 piętrze, uprzednio zawiadamiając o naszej wizycie w recepcji. Juliusz westchnął cicho i zapukał do drzwi pokoju rodzicielki, która otworzyła chwilę później.

- Juliuszu! - wykrzyknęła kobieta i syn wziął ją w objęcia. Spojrzałam na Adama, który wydawał się udawać obojętność, jednak jego oczy mówiły, że jest oczarowany więzią stojącej przed nią matki i jej syna. - Oh, i pan Adam Mickiewicz! Witam! Kopę lat!

I wtedy jej wzrok zatrzymał się na mnie. W głowie miałam dziesiątki scen przedstawiających różne warianty tego, jak to wszystko się skończy.

- Witam panienkę - uśmiechnęła się przyjaźnie. Faza pierwsza: "zapoznanie" zostaje oficjalnie rozpoczęta. Teraz ja muszę się wykazać przyjaznym usposobieniem. - Juliuszu, czy ta dziewczynka przyszła wraz z Tobą i panem Adamem?

 Wieszcze i co jeszcze? || Słowackiewicz Au ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz