Epilog

100 11 8
                                    

Wciąż trzymając się za usta bardzo powoli odwróciłam się do Cypriana, który zareagował dokładnie tak samo jak ja.

— Czy... Czy oni właśnie...

Mężczyzna pokiwał głową.

— Mi także się wydaje, że widzieliśmy to samo.

Wydęłam policzki, kiwnęłam głową i ukradkiem wróciłam wzrokiem na wciąż przytulonych do siebie Julka i Adama.

— Może wróćmy do domu, wiesz, tak na wszelki - wyszeptałam.

— Dobry pomysł - odparł.

Jednym susem wskoczyłam na pierwszy stopień schodów pożarowych i zaczęłam się wspinać, a tuż za mną Norwid.
Stanęłam przy oknie sypialni Słowackiego, które było z tyłu budynku, gdzie naturalnie stojący przy jego przodzie romantycy nie mogli nas zauważyć. Było otwarte, więc bez problemu weszłam przez nie do środka, na biurko Juliusza. Na blacie leżało mnóstwo papieru, na jednym widoczne były poprzekreślane różnej maści impertynencje, na innych wszystko było przejrzyste i przyjemnie łatwe do odczytania. Wyciągnęłam nogę, uważając, by nie potrącić flakonika z atramentem, który mógłby się wylać na prace Julka.

Gdy zeszłam z biurka, a Cyprian również stanął bezpiecznie obok mnie, nie mogąc oprzeć się ciekawości, wzięłam jedną z kartek do ręki i uważnie przeczytałam jej treść.

Był to niedokończony list do Adama, którego treść była wprost rozczulająca. Pokazałam go Norwidowi i on również stwierdził, że jest on bardzo uroczy.
Wyszliśmy z pokoju Julka i udaliśmy się do salonu, gdzie na stoliku leżały wciąż trochę wypełnione ostygłą już herbatą filiżanki z porcelany. Usiedliśmy na kanapie i patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, w kompletnej ciszy, analizując wydarzenia mające miejsce zaledwie kilka minut temu.
Nasze spojrzenia mówiły więcej niż tysiąc słów.

Po krótszej chwili siedzenia w ciszy, w końcu usłyszeliśmy szczęk otwieranych drzwi do kamienicy, z korytarza. To musieli być oni.
Rzuciłam najbliższą poduszką w Cypriana i wskazałam gwałtownie głową na przedpokój. Sama zamknęłam oczy, przyjęłam najbardziej naturalną pozę, na jaką było mnie stać i usiadłam sobie wygodniej.

— Kiedy tu wejdzie, zachowuj się normalnie - syknęłam i automatycznie przywołam na twarz minę, która w moim mniemaniu miała pokazywać, że od jakiegoś czasu poddaję się relaksowi w towarzystwie Norwida, który po chwili zrobił to samo, co ja.

Po kilku sekundach drzwi od mieszkania również się otworzyły i wszedł przez nie sam Julek, co trochę mnie zmartwiło, bo liczyłam na to, że Adam również przyjdzie, ale nie dałam po sobie tego poznać. Otworzyłam jedno oko i z udawanym szokiem uśmiechnęłam się do zakłopotanego i zarumnienionego Juliusza.

— Och, Julek! - powiedziałam, patrząc na zegar stojący przy ścianie. — Już wróciłeś! Jak było? - uniosłam pytająco brew, poklepując miejsce na kanapie obok mnie. Cyprian ochoczo pokiwał głową zachęcająco (możliwe, że trochę zbyt entuzjastycznie).

Julek zamknął za sobą drzwi, oparł się o nie i westchnął przeciągle. Po chwili wszedł do salonu z przywołanym na czerwoną twarz nieśmiałym uśmiechem i wciąż się nie odzywając usiadł obok mnie. Razem z Cyprianem patrzyliśmy na niego, wyczekując jego wersji wydarzeń. Wcale jej nie potrzebowaliśmy, widzieliśmy wręcz trochę za dużo, ale musieliśmy się dowiedzieć, jak Julek czuje się z tym wszystkim.

Słowacki odchrząknął, a Cyprian posłał mu łagodny uśmiech.

— Nie spiesz się, jeśli to dla Ciebie trudne.

Juliusz poczuł się trochę pewniej i usiadł sobie wygodniej. Poprawił materiał spodni, założył nogę na nogę i uważnie przejechał po nas wzrokiem.

— Zatem, spotkanie zaczęło się od spaceru w ciszy, po prostu na siebie patrzyliśmy... OCH, CO SIĘ TAK SPOJRZELIŚCIE PO SOBIE - mężczyzna zamienił się już całkowicie w pomidora, przyjmując bardzo czerwony kolor na twarzy. Potrząsnął głową i wydął dolną wargę. — Nieważne. Potem... Cóż, potem... Wybaczcie, otworzę okno. Tylko mi tak gorąco? - wstał gwałtownie i podszedł do okna. Zmieszał się trochę i ponownie niepewnie usiadł przy mnie. Zaczerpnął głębokiego oddechu i kontynuował.

— Wracając, potem... Potem zabrał mnie w jakieś ustronne miejsce i tam porozmawialiśmy trochę, a potem wróciliśmy na główną drogę, i tam pozostaliśmy aż do końca spaceru. Potem wróciliśmy no i... Tyle - klasnął w ręce i ustatysfakcjonowany rozłożył się niczym żaba na liściu na kanapie.

Cyprian uniósł brew prowokująco.

— A jakieś szczegóły? O czym rozmawialiście?

Uśmiech na moment zszedł Julkowi z twarzy i znowu usiadł prosto. Spojrzał w oczy Norwidowi, a gdy ten zachęcił go gestem, Julek jęknął zażenowany.

— Muszę o tym mówić?

Posłał mi błagalne spojrzenie, ale ja wruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się przyjaźnie. Juliusz wywrócił oczami i zagryzł wargę. Potarł się nerwowo po karku i położył dłonie na kolanach.

— O czym rozmawialiśmy... - głos mu się zachwiał. — ...O wszystkim i o niczym - odparł wymijająco, co teoretycznie kompletnie odbiegało od prawdy, ale w gruncie wcale nie było kłamstwem. Praktycznie połowa spaceru to było chodzenie w ciszy, patrząc sobie w oczy, a druga to poważniejsza rozmowa i długi pierwszy pocałunek. Zachichotałam na samo wspomnienie, czym zwróciłam na sekundę uwagę Juliusza.

— To znaczy...? - Cyprian nie zamierzał odpuścić. Juliusz odchylił lekko kołnierzyk i powachlował się nim, rzeczywiście wyglądał, jakby było mu bardzo gorąco.

— To znaczy, że rozmawialiśmy o naszej relacji i tyle. Reszta spaceru upłynęła w ciszy i naszych ukradkowych spojrzeniach -  oj Juleczku, nie były one ukradkowe, ni chuja! — Piękne ma oczy... Eee... Znaczy... TO TYLE - zakończył stanowczo i zaczął gapić się na ścianę pustym wzrokiem, ignorując zaczepne spojrzenia Cypriana.

Norwid spojrzał na zegarek i westchnął cicho.

— Pora na mnie, muszę już wracać - oznajmił w końcu. Wstał i zabrał swój płaszcz, który spadł za fotel. — Gratuluję cudownej randki, oby tak dalej! - Uśmiechnął się do naszej dwójki i zwrócił się do mnie. — Postaraj się wyciągnąć od niego więcej, dobrze? I koniecznie mi opowiedz! - powiedział to odrobinę za głośno, tak, by Julek na pewno usłyszał. Cyprian pomachał mu na odchodne i mrugnął do mnie znacząco.

Kiedy zamknęłam za nim drzwi, weszłam z powrotem do salonu, posłałam ciepły uśmiech Julkowi i zabrałam ze stolika puste, zimne filiżanki ze spodkami. Wyszłam do kuchni i postawiłam je w zlewie, nasłuchując przy okazji, czy Julek chciałby powiedzieć coś więcej. 

Juliusz wstał z kanapy i stanął przy oknie. Ukradkiem zajrzałam przez łuk ponownie do salonu i zmrużyłam oczy.
Mężczyzna potarł się po szyi i westchnął sam do siebie bardzo długo, i przeciągle. Uśmiechnął się do swojego odbicia w szybie i przetarł szkło rękawem.
Jego oczy wędrowały po ulicy za oknem, tańczyły w nich wesołe ogniki osoby na zabój zakochanej. Rozmarzonym wzrokiem zatrzymał się na drzewkach w oddali.

— Kocham Cię. Kocham Cię, Adam - wyszeptał.

*

Mało brakowało, a bym zemdlała. Na szczęście jakoś przytrzymałam się framugi i dzięki temu chwiejnym krokiem weszłam do sypialni, delikatnie zatrzaskując za sobą drzwi, o które po chwili się oparłam, wciąż z otwartymi od szoku ustami. Spojrzałam na łóżko i kiwnęłam sama do siebie głową. Zdecydowanie potrzebowałam snu.

Dobranoc, zatem.
Dobranoc, Juliuszu i Adamie.
Dobranoc, Fryderyku.
Dobranoc, Cyprianie.
Dobranoc, wszyscy romantycy.

 Wieszcze i co jeszcze? || Słowackiewicz Au ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz