II

195 20 33
                                    

Adam Mickiewicz miał głowę mocną nie tylko do alkoholu, to trzeba mu oddać.

Mimo tego co mu powiedziałam, wydawał się opanowany, zupełnie jak nie Adam. A jednak, na jego twarzy widziałam konsternację, wymieszaną z przerażeniem.

- A więc, chcesz mi powiedzieć, że...

- Zdania nie zaczyna się od "więc" - ups, wymsknęło mi się. Natychmiast rzuciłam przepraszające spojrzenie, ale on zamiast złości, miał na twarzy niezmiennie konsternację z nutką przerażenia.

- W istocie... Nieważne, czyli, chcesz mi powiedzieć, że pochodzisz z wolnej Polski XXI wieku... I że stawiają mi pomniki, doprawdy interesujące, kontynuuj - mój rozmówca poruszył się na fotelu. Siedzieliśmy w salonie Słowackiego, podczas gdy właściciel mieszkania spał.

- Jeśli już tak bardzo bawimy się w łechtanie ego, to nie tylko pomniki. Twoim nazwiskiem oznaczone są ulice, licea... - wymieniałam po kolei miejsca związane z nazwiskiem wieszcza. Z rozbawieniem obserwowałam, jak błyszczą mu oczy i mimowolnie podnosi kąciki swoich ust.

- Ach, więc jednak ludzie o mnie nie zapomnieli!

- Ta.. o Julku też, nie przejmuj się! Wiesz, nawet często przechodzę przez jego ulicę, doprawdy, ruch na tym rondzie jest nieziemski, zwłaszcza po południu. A biblioteka... - kontynuowałam swoją wypowiedź. Zapał Adama minimalnie się zmniejszył. - Ale tak, masz rację, o Tobie i Twojej twórczości nie da się zapomnieć.

Mickiewicz nie zareagował. Siedział nieruchomo, bacznie mnie obserwując.
W ciszy siedzieliśmy przez kilka dobrych minut. Przez cały ten czas nasze spojrzenia były w sobie wzajemnie utkwione. W końcu mężczyzna się odezwał.

- Ach, ależ oczywiście. Naturalnie. To jasne jak słońce, że tak - zaraz żyłka mu pęknie. Z drugiej jednak strony, to ciekawie wyglądało. - Z całym szacunkiem, droga Pani, ale to niedorzeczne! Jak mam niby uwierzyć, że pochodzisz z XXI wieku, a nawet z XX... Po prostu weszłaś na przyjęcie nieproszona, a widząc Słowackiego w stanie bliskim śmierci spanikowałaś i teraz się tłumaczysz. A Twój ubiór... Cóż, nigdy nie zrozumiem mody... No, może tylko tą w literaturze.

Nie byłam zdziwiona, że mi nie uwierzył. Właściwie to nie miałam z tego powodu kolejnego do mojej kolekcji zmartwienia, i tak wiedziałam, że w końcu się zorientują, że jestem zbyt nietutejsza.

Tak więc, ubrana w dresy i bluzę, ubiór domowy, siedziałam na przeciwko wielkiego wieszcza. Siedzieliśmy i siedzieliśmy.

W końcu, po najdłuższej ciszy w moim życiu, usłyszeliśmy kaszel Juliusza. Oboje poderwaliśmy się z miejsc (Adam trochę szybciej) i pobiegliśmy do pokoju obok.

- Dobry Boże, dlaczego tak hałasujecie? Spać nie można, naprawdę - Juliusz siedział na swoim łóżku. Na jego twarzy widać było blady uśmiech, ale zdecydowanie czuł się i wyglądał lepiej. - Przepraszam, nie wykazałem się szczególną gościnnością. Życzą sobie państwo herbaty?

*
- Który mamy rok?

Juliusz i Adam poderwali głowy słysząc moje pytanie.

- O czym ona mówi? Czyżby była chora? A może to jaka mara senna? - właściciel mieszkania, w którym się znajdowaliśmy również zadał pytanie, tym razem skierowane stricte do Mickiewicza.

- Nie mam pojęcia! Mój Boże, mam już dość... - odburknął zagadnięty wieszcz.
Słowacki zmarszczył brwi i odwrócił się w moją stronę.

- Jest 1840 - mężczyzna odpowiedziawszy na moje pytanie uśmiechnął się przyjaźnie i powrócił do sączenia herbaty. Odwzajemniłam uśmiech i przeniosłam wzrok na Adama. Ten siedział z założonymi rękami i ze wzrokiem odwróconym od naszej dwójki, również popijając trunek przygotowany przez pana domu. Oboje poetów wydawało się zatopionych w swoich myślach, więc ja także postanowiłam do nich wrócić.

Dziwne, przeszło mi przez myśl, przecież do śmierci Juliusza.. O Boże, do śmierci Juliusza zostało tylko 9 lat. To znaczy, że ma... Ma 31 lat. A Adam 42.
Poza tym, jak to możliwe, że Juliusz kaszlałby tak mocno, skoro zachorował na gruźlicę dopiero w 1848 roku? Sam przed chwilą wyraźnie powiedział, że jest dopiero 1840.
A może to tylko przeziębienie? Lub drobna infekcja... Ale skoro to nic poważnego, to dlaczego zemdlał?
To wszystko działo się za szybko, zdecydowanie za szybko. Ponownie, zbyt dużo informacji, do tego sprzecznych ze sobą.

Ponownie zwróciłam uwagę na mój ubiór. Skoro mam zostać, Bóg wie na jak długo, w XIX wieku, muszę być ubrana adekwatnie do epoki, a dresy i bluza zdecydowanie do takich ubrań nie należą. Coś trzeba wykombinować, usłyszałam głos w swojej głowie. Zaraz się tym zajmę. Ale wpierw trzeba wtajemniczyć Słowackiego.

Odchrzaknęłam.

- Julek... Panie Słowacki - odezwałam się pierwsza. - Nie jest pan świadomy, dlatego o tym wspominam, iż jestem z... Z przyszłości. Z XXI wieku. Z wolnej Polski, gdzie w szkole zamiast zaborcy mam polskich nauczycieli i współtowarzyszy mojej drogi edukacyjnej, to jest "kolegów", również Polaków. Mówię po polsku, jak wy, dlatego że żyję w Polsce, a nie dlatego, żeby pamięć o niej nie zaginęła. Niestety, mimo mojego zafascynowania epoką romantyzmu, w jakiej obecnie się znajdujemy, nie wiem o niej aż tak dużo, jak wy. Ale jedno wiem na pewno - Balladyna została już wydana i koniecznie chcę zobaczyć wersję nie oprawioną ilustracjami wygenerowanymi przez kompu... Znaczy się, bardzo chciałabym zobaczyć wersję oryginalną, ma się rozumieć.

Poczułam jak wielka gula staje mi w gardle. Nie byłam jej w stanie przełknąć i zamilkłam, tracąc w ten sposób kontrolę nad moją wypowiedzią i jej prawidłową interpretacją. Słowacki patrzył na mnie zszokowany, powoli trawiąc moje słowa. Jednak w przeciwieństwie do Adama, on ich od razu nie kwestionował.

Adam jakby odczytał moje myśli, wiedząc, że pora na kolejną dawkę atencji.

- Zapomniałaś wspomnieć o moim pomniku - zauważył Mickiewicz odwracając wzrok od okna, znajdującego się w kuchni Juliusza. - Och, no i OCZYWIŚCIE o ulicy JULIUSZA... - dodał od niechcenia. - Aw, czyżby Juleczek był mniej ważny-

- Mocium panie, bądź łaskaw zamilknąć na moment i pozwól wyjaśnić - wyrwało mi się z ust. Okej, to było dziwne, ale zapomnijmy o tym. Przynajmniej wieszcze byli pod wrażeniem i nawet Adam zamilknął. - Owszem, w mieście, z którego pochodzę nie znajduje się pomnik Juliusza, ani nie obiło mi się o uszy, żeby znajdowała się tam szkoła jego imienia, jednakże w innych miastach znajdują się owe, więc nie dyskryminujmy Twojego rywala za rzeczy, które nawet nie pochodzą z jego epoki.

Mickiewicz mruknął coś pod nosem i ponownie zajął się sobą. Słowacki przyjrzał mi się uważnie, jednak widziałam po nim, że pierwszy szok po moich słowach już minął i teraz pozostało jedynie rozbawienie wywołane moją odpowiedzią do Szanownego Pana Mickiewicza.

- Szanowna panno... Ee.. właściwe, jak brzmi Panny godność? - zagadnął mnie Juliusz.

Zastanowiłam się chwilę, co mu odpowiedzieć.

- Proszę, mówcie mi Zuzanna, drodzy panowie.

Słowacki podniósł kąciki ust w geście uśmiechu.

- A zatem, Zuzanno - skoro pochodzisz z innej epoki i zupełnie innego wieku, na pewno zauważyłaś już, jak bardzo różnimy się przybranym przez nas odzieniem, nie tylko z uwagi na płeć i wiek. Idąc dalej tym tropem, przyszła mi do głowy pewna myśl - może wybrałabyś się ze mną do mej drogiej matki, Salomei, aby pomogła nam w wyborze Twego ubioru?

- Z wielką chęcią! - odpowiedź od razu wydostała się z moich ust. Pani Słowacka - Becú z pewnością była wspaniałą osobą.

- Chwila moment! - obruszył się Mickiewicz. - Skoro wy jedziecie, ja też. Wciąż jesteś osłabiony, a ta dziewczyna nawet nie wie gdzie się znajduje, więc to oczywiste, że muszę Wam pomóc!

- Ależ oczywiście, panie Mickiewicz. Ależ oczywiście - odparł Juliusz przewracając oczami. - A teraz wybaczcie, moja droga i Adamie, ale udam się po powóz, którym wybierzemy się do mojej kochanej matuli.

*

Pozdrawiam moich 3 czytelników, kocham Was <3 nie wierzę, że ktoś chce to czytać, ale okej :3

Napiszcie przy okazji, kiedy chcielibyście rozdziały, ok? Postaram się spełnić wasze prośby, w miarę moich możliwości oczywiście c:

Miłej soboty
- Zuzanka <3

 Wieszcze i co jeszcze? || Słowackiewicz Au ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz