I

387 16 7
                                    

Siedziała na niegdyś pustej polanie, która wypełniona była teraz licznymi, szarymi, niewielkimi nagrobkaami. Z czułością głaskała jeden, zadbany, upiększony białymi kwiatami, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to się wydarzyło. Sebastian, osoba, na której zależało jej najbardziej, tak po prostu oddał swoje życie, aby ją chronić. Jakby była na tyle warta, by mógł to zrobić. Nie płakała, gdy nie był to pierwszy raz, jak tego doświadczyła. Teraz towarzyszyło jej uczucie pustki, które wypełniało każdą komórkę w jej ciele. Po niedługim czasie podniosła się z kamienia, na którym wcześniej siedziała i wyjęła różdżkę zza pasa. Wycelowała nią wprost w niebo, czując, jak Starożytna Magia buzuje w jej żyłach. Zastanawiała się, ile jeszcze razy będzie musiała to powtórzyć, nim dane jej będzie żyć szczęśliwie. Za każdym razem musiała odczekać parę lat, nim będzie mogła rzucić zaklęcie ponownie. Podczas tego jej ciało się wzmacniało, gdy odkrywała kolejne źródła tej mocy. Za pierwszym razem zauważyła, że owe źródła się resetują, ale magia zostaje w jej ciele, dzięki czemu za drugim miała już wystarczającą ilość mocy, by jednym zaklęciem powalić trolla. Teraz, gdy cofa się już trzeci raz nie mogła się doczekać, by wzmocnić się jeszcze bardziej. Każde kolejne źródło było szansą na uratowanie Sebastiana.

- Convertat tempus - szepnęła, nie mając siły, by powiedzieć to głośniej.

Wokół niej zebrał się potężny wir wiatru, a magia z jej ciała się uwolniła, otaczając ją białym światłem. Poczuła ogromne ciepło, które wytworzyła czysta energia. Zamknęła oczy, kiedy jej stopy oderwały się od ziemi. Gdy je otworzyła, znajdowała się w Hogwarcie, znów mając piętnaście lat. Jej ciało było znacznie lżejsze i nie czuła bólu, którym paliły ją blizny. Uniosła głowę i zobaczyła Ominisa, który stał oparty o ścianę, a później zwróciła uwagę na Sebastiana, który chodził ze spuszczoną głową, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Tak, jak zawsze - mruknęła do siebie.

- Mówiłaś coś? - Sallow uniósł głowę, spoglądając na nią zaciekawionym spojrzeniem.

- Nie, nic - pokręciła głową.

- Może Revelio by tu coś pomogło - usłyszała głos Gaunta.

Złapała za różdżkę i podpaliła trzy filary. Przejście do Skryptorium otworzyło się, a ona przełknęła ślinę. Za każdym razem się stresowała tym, co miało nadejść, ale skoro zawsze cofała się do tego momentu, to wiedziała, że musi to przeżyć. Weszła do środka, nie słuchając tego, co mówią chłopcy. Zawsze było dokładnie to samo. Wdychała zapach wilgoci i kurzu, jednak i on nie robił na niej wrażenia. Rozjaśniła sobie korytarz Lumos, choć nawet nie wiedziała po co. Mogła tu chodzić w kompletnych ciemnościach. Za pomocą Reparo naprawiła płaskorzeźbę, która tylko utrudniała przejście dalej. Sebastian jak zawsze zaczął się nią fascynować, a wtedy dziewczyna coś usłyszała. Głos, który zawsze sprawiał, że na jej plecach pojawiały się ciarki.

- To musi być ten głos... - Ominis nie brzmiał na zadowolonego.

- Mów do mnie - mruknęła Vivien, podchodząc do drzwi.

Za pierwszym razem myślała, że oszalała, dlatego nigdy nikomu nie powiedziała, że rozumie mowę węży. Dopiero w wieku dwudziestu sześciu lat, zanim cofnęła się pierwszy raz, zaczęła dokładnie studiować swoje drzewo genealogiczne, gdzie dowiedziała się, że jest potomkinią Herpona Podłego, co wyjaśniało jej dziwny kolor oczu, który dzieliła z matką, a także wężoustość. Gdy cofnęła się drugi raz, wyjawiła to Sebastianowi, który wcale nie spoglądał na nią z obrzydzeniem, jak sądziła, że będzie, dlatego teraz nie miała zamiaru się z tym ukrywać.

- Też to rozumiesz? - w głosie Ominisa zabrzmiało zdziwienie, jak i swego rodzaju ulga.

- Jak to możliwe? Jesteś spokrewniona z Salazarem? - Sebastian złapał ją za ramię, a jego oczy błyszczały z ciekawości.

- Nie, nie z nim. Ale z Herponem Podłym już tak - odpowiedziała, badając jego reakcję.

Nie musiała długo czekać, by Sallow zalał ją mnóstwem pytań, na które starała się odpowiadać najlepiej jak potrafiła. W międzyczasie otworzyła drzwi, wyręczając w tym zestresowanego blondyna i, zapominając, że jest tu teoretycznie pierwszy raz, ruszyła wprost do zagadki, po drodze zabierając kartki papieru.

- Gdzie idziesz? - szatyn rozglądał się po pomieszczeniu.

- Erm... - zatrzymała się, próbując znaleźć wymówkę. - Tam, gdzie podpowiada mi intuicja - zebrała jedną z notatek.

Na szczęście Sebastian to łyknął i nie drążył tematu, dzięki czemu dziewczyna mogła na spokojnie rozwiązać zagadki, które wciąż pamiętała. Kiedy udało jej się otworzyć pierwsze przejście, usłyszała rozbawiony głos Sallowa.

- Sam miałem to zrobić, ale udało ci się mnie wyprzedzić. Niezła robota.

Vivien poczuła, jak jej serce przyśpiesza. Uwielbiała, gdy ją chwalił. Niestety, tym uczuciem mogła zwykle cieszyć się tylko przez trzy lata, bo ledwo przed skończeniem szkoły chłopak umierał, a ona nie była w stanie go ocalić. Zastanawiała się też, jakby wyglądało jej życie, gdyby w końcu wyznała mu swoje uczucia. Już kilka razy chciała to zrobić, ale bała się, że dla niego była tylko przyjaciółką, która pomogła mu wyleczyć siostrę.

Już po chwili wszystkie przejścia były otwarte, a wtedy dziewczyn  usłyszała coś, co za każdym razem mroziło jej krew w żyłach.

- Zauważyłem coś przed nami - głos Sebastiana drżał. - Wygląda na kłopoty.

- Całe to miejsce jest niepokojące, ale ze względu na moją ciotkę nie możemy się teraz zatrzymać - Ominis również nie wydawał się szczęśliwy.

- Lumos Maxima - Clarity jeszcze bardziej rozświetliła pomieszczenie.

Znajdowały się w nim drzwi, na których widniała cała masa powykrzywianych w ogromnym cierpieniu twarzy. Dziewczyna podeszła do nich, jednocześnie przygryzając wargę. Wiedziała, że znów będzie musiała się poddać temu uczuciu, gdyż sama nie byłaby w stanie rzucić klątwy na Sebastiana. Nie chciała tego.

- Znowu jesteśmy zamknięci! - krzyknął Sebastian, gdy tylko weszli za dziewczyną do pomieszczenia. - No cudownie!

- Czyli Salazar Slytherin jeszcze z nami nie skończył - westchnął Gaunt.

Vivien chwyciła notatkę i złożyła je do kupy, po czym podarowała je blondynowi. Jednocześnie powiedziała mu, że Noctua utknęła tutaj przez zaklęcie niewybaczalne, a wtedy Sebastian zaczął opowiadać o Cruciatusie. Przez dziewczynę przeszły zimne dreszcze, jednak jej twarz pozostała niezmienna. Odwróciła się w stronę szatyna, a jej oczy błysnęły, odbijając płomienie pochodni.

- Rzuć to na mnie - powiedziała bez wahania, uspokajając oddech.

- Ominis ma z tym największe doświadczenie, on powinie...

- Nie, nie będzie w stanie. Zrób to, póki się nie rozmyśliłam - pośpieszała go. - A ty zatkaj uszy - tu zwróciła się do blondyna, który był bledszy niż zazwyczaj.

Chłopak posłuchał czarnowłosej, odcinając w jakimś stopniu jeden ze swoich zmysłów, a Sebastian przygotował swoją różdżkę. Zacisnął na niej swoją dłoń, po czym sam uspokoił swój oddech. Musiał się skupić. Jeśli przez niego wszyscy tutaj mieliby zginąć... nigdy by sobie nie wybaczył.

Spojrzał się na Vivien, która stała przed nim, uparcie wbijając w niego swoje spojrzenie. Nie znał jej długo, a czuł, że byłby w stanie powiedzieć jej wszystkie swoje sekrety, jeśli tylko tego by chciała. Emanowała dziwną aurą, która go przyciągała. I teraz musiał chcieć ją skrzywdzić. Osobę, która podczas swojego pierwszego dnia w Hogwarcie wybrała go. Osobę, która uchroniła go przed trollem. Osobę, która włamała się z nim do Działu Ksiąg Zakazanych i nie jęczała mu nad uchem, że to niebezpieczne. Ba, nawet okłamała Ominisa w sprawie Krypty, aby ratować jego tyłek.

- Jeśli chcesz, mogę cię nauczyć tego zaklęcia i...

- Nie rzucę go na ciebie - zmarszczyła brwi. - Rusz się, chyba, że chcesz tu zostać na zawsze. Ja jestem gotowa na przyjęcie klątwy.

Sebastian westchnął, czując, że z nią nie wygra. Pozbył się wszelkich emocji, które teraz latały po jego wnętrzu, wziął głęboki wdech i wymierzył w nią różdżką.

- Crucio.

Cofnąć czas [Sebastian Sallow x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz