II

166 17 16
                                    

Przerażający krzyk rozbrzmiał w niewielkim korytarzu, by po chwili ucichnąć. Ominis zadrżał, gdyż mimo zasłoniętych uszu, wyraźnie usłyszał głos dziewczyny. Vivien opadła na kolana, a następnie na brudną podłogę, nie mając nawet siły, aby się ruszyć. Jej ciało płonęło i rozrywało się od środka. Niedługo potem skręcała się w konwulsjach, próbując złapać choć najmniejszy oddech. Za każdym razem klątwa w tym miejscu działała na nią coraz mocniej, jakby pokazując jej w ten sposób, że nie może bezkarnie igrać z czasem. Z jej oczu wyleciało parę łez, a gdy po chwili, która wydawała się wiecznością, cały ból w sekundę zniknął, zaczęła łapczywie nabierać powietrza.

- Na Merlina, Vivien, przepraszam - Sebastian uklęknął, ostrożnie podnosząc jej głowę z ziemi i kładąc ją na swoich kolanach. - Nie zrobię tego nigdy więcej, przepraszam...

Dziewczyna z trudem spojrzała mu w oczy. Wiedziała, że kłamał, choć on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Będzie powtarzał to za każdym razem, dopóki nie uda jej się go uratować. Sięgnęła dłonią do swojej kieszeni, z której wyjęła fiolkę eliksiru Wiggenowego, a Sebastian niemal natychmiast jej go odebrał, by po chwili wlać napój do jej ust.

- Wszystko dobrze, żyję - odparła, gdy poczuła ukojenie.

- Nie kłam, przecież widzę, że nie jest dobrze - dłonią odgarnął kosmyki jej włosów, które przykleiły się do spoconej twarzy. - Obiecuję, że ci to wynagrodzę.

- Przestań - westchnęła, ostrożnie się podnosząc. - Wiesz przecież, że musiałeś to zrobić. Inaczej byśmy tu umarli.

Sebastian spojrzał się na jej sylwetkę, która powoli przekraczała wejście do Skryptorium. Bolało go, że zachowywała się tak, jakby nic strasznego się nie stało. Wiedział, że uciekła przed szalonym smokiem, jednak to przecież nie mogło w tak drastyczny sposób wpłynąć na resztę jej życia, prawda?

Podniósł się z ziemi i otrzepał kolana z kurzu. Dał znać roztrzęsionemu Ominisowi, że przejście jest otwarte, po czym razem weszli do środka.

*****

Wieczorem siedział wraz z Ominisem w Krypcie. Wciąż nie mógł pozbyć się wyrzutów sumienia, które rozdzierały go od środka. Znali się zaledwie parę miesięcy, a on już rzucił na nią klątwę i co mu się nie podobało, ona wcale nie miała mu tego za złe. Jej wzrok wykazywał zrozumienie, którego nie był w stanie pojąć.

- Co byś zrobił, jakbym rzucił na ciebie Crucio? - zapytał w końcu, spoglądając w stronę zaczytanego przyjaciela.

- Już nigdy bym się do ciebie nie odezwał - odparł szczerze, przerzucając kartkę, by po chwili przyłożyć do niej różdżkę.

- To dlaczego ona wciąż chce mi pomagać? - jęknął, opierając się o kamienny filar. - Czy ona jest jakaś... chora psychicznie?

- Może wpadłeś jej w oko - wzruszył ramionami. - Ludzie z miłości potrafią naprawdę dużo wytrzymać.

- Nie żartuj w takich momentach.

- O czym żartujecie?

Do pomieszczenia weszła Vivien, która wyglądała już znacznie lepiej. Podeszła do nich wolnym krokiem, po czym oparła się o filar naprzeciwko szatyna. Ominis chrząknął, jakby chcąc dać znać przyjacielowi, by porozmawiał z nią o swoich zagwozdkach, jednak Sebastian nie sądził, że byłby w stanie odbyć z nią taką rozmowę. W końcu jedyna dziewczyna, z którą spędzał czas dłużej niż na jedną rozmowę, to była jego siostra.

- Erm... - spojrzał się na czarnowłosą, próbując na szybko coś wymyślić. - Dlaczego mandragory są takie głośne, gdy się je wyrywa z ziemi?

Cofnąć czas [Sebastian Sallow x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz