XI

118 11 19
                                    

Vivien kolejnego dnia nie pojawiła się na zajęciach. Ani następnego. I tak przez tydzień. Sebastian zaczynał się o nią poważnie martwić. Kilka razy, kiedy mignęła mu na korytarzu, nie zatrzymała się, gdy ją wołał, a kiedy próbował ją dogonić, po prostu rozpływała się w powietrzu, jakby używała zaklęcia Kameleona. Czuł, że go unikała. Wieczorami nie przesiadywała w Pokoju Wspólnym, a nad ranem nie wychodziła ze swojego dormitorium, jakby nocy w ogóle nie spędzała czasu w Hogwarcie. Zastanawiał się, co takiego właściwie robiła, że nie miała czasu, aby z nim pogadać, albo chociaż posiedzieć z nim w ciszy?

*****

- Twoja krew jest na rękach Ranroka - mruknęła, spoglądając na martwe ciało goblina, które przed nią leżało.

Westchnęła, mocniej łapiąc swoją różdżkę, po czym przedarła się przez kotary namiotu, by wejść do środka. Zebrała wszystkie przedmioty, które uważała za cenne, po czym przywołała swoją miotłę. Żałowała, że musi latać na jakimś chłamie, ale cóż, niedługo ją przecież wymieni. Wzbiła się ku górze, spoglądając na osłonięty mgłą Hogwart, w którym w głębi serca chciała teraz być, a następnie ruszyła w stronę swojego kolejnego celu.

Wyczyszczenie kolejnego obozu też nie zajęło jej dużo czasu, mimo sporej ilości przeciwników. Nie czuła już tego dreszczu adrenaliny czy ciekawości z odkrywania, bo w końcu wszystko znała jak własną kieszeń. Odkąd też bez problemu mogła rzucać starożytnymi zaklęciami na lewo i prawo, nie czuła się już niepokonana.

Tylko znudzona.

Siedziała na kamieniu, różdżką szturchając martwe ciało jednego z goblinów. Chciała już odnaleźć Ranroka, szybko go pokonać, stłumić bunt i mieć wszystko z głowy. Żałowała, że ta misja przypadła jej. Czy gdyby była zwykłą dziewczyną, to mogłaby po prostu żyć, tak jak inni? Znalazłaby przyjaciółkę, z którą spędzałaby wieczory na rozmawianiu o bzdurach, weekendy spędzałaby w Trzech Miotłach, sącząc kremowe piwo, a może nawet zdobyłaby się na odwagę i wyznała Sebastianowi to, co do niego czuła? Czy byłaby szczęśliwa?

Oh, to było marzenie głupca.

- Powiedz mi, jaki jest cel tego wszystkiego? - szepnęła do zwłok. - Ja was zabijam, Sebastian umiera, ja wracam, znowu was zabijam... ile razy właściwie już umarłeś, co? - przez chwilę spoglądała na niego w ciszy. - No tak. Nie odpowiesz mi - westchnęła, podnosząc się.

Wzrokiem objęła zniszczony obóz, który zniszczyła tylko po to, by jakoś uspokoić swoje myśli. Te jednak tak łatwo nie chciały się poddać i wracały ze zdwojoną siłą, sprawiając, że dziewczyna zaczynała się w nich gubić. Czuła, że powinna dać sobie spokój z byciem bohaterką, ale z drugiej strony nie chciała, by miejsce, gdzie dorobiła się tak wielu wspaniałych i cennych wspomnień zostało zniszczone przez chciwość jakiegoś żałosnego goblina.

*****

- Profesorze!

Eleazar odwrócił się, słysząc głos swojego ucznia. Przed nim stanął ślizgon z piątego roku, o którym parę razy opowiadała mu jego podopieczna. Musiał przyznać, że ma dziewczyna gust. Uśmiechnął się do chłopaka, jednocześnie pozwalając mu mówić dalej.

- Wie profesor, gdzie może podziewać się Vivien? Przestała chodzić na zajęcia, rzadko widuję ją w zamku i... martwię się, że mogło coś się stać...

- Erm... - nauczyciel podrapał się z tyłu głowy. - Ma tymczasowe zwolnienie ode mnie. Musi pozałatwiać parę... ważnych spraw - starał się brzmieć przekonująco. - Pewnie niedługo wróci, panie Sallow, proszę być cierpliwym.

Sebastian westchnął, ale podziękował za odpowiedź. Wrócił do Krypty, po czym opowiedział Ominisowi o rezultatach swoich poszukiwań, a ten nie wydawał się zaskoczony rozwojem sytuacji.

- Wiesz, czuję, że ona się od nas coraz bardziej oddala - szatyn oparł się o ścianę. - Jakby stawała się coraz zimniejsza. Pamiętam ją jako żywą, zabawną dziewczynę, może trochę flirciarską, a teraz...?

- Czasami skute lodem serce potrzebuje tylko ciepłego uśmiechu - Ominis poklepał go po ramieniu.

- Co masz na myśli? Ej, ale nie odchodź bez wyjaśnienia o co ci chodzi! - odprowadzał wzrokiem sylwetkę przyjaciela. - Ominis, cholera!

Kiedy Gaunt wyszedł z Krypty, Sebastian uderzył pięścią w ścianę. No i co on miał właściwie zrobić?

Nadeszła pora obiadowa, więc ślizgon ruszył do Wielkiej Sali, aby napełnić swój żołądek. Ciągłe myślenie wykańczało go też fizycznie, dlatego musiał uzupełnić siły. Kiedy na talerz nałożył sobie kurczaka, na jego kolana opadł list. Uniósł brwi w geście zaskoczenia i chwycił kopertę, którą rozpakował. Jego oczy uważnie śledziły litery, a gdy dotarł do końca, zostawił posiłek i pobiegł szukać Ominisa. Znalazł go drzemiącego w kącie biblioteki, co w sumie nawet go nie zdziwiło. Szybko go obudził i przeczytał wiadomość, którą dostał.

- Słucham? - blondyn był zdziwiony. - Anne nie jest już chora?

- To właśnie mi napisała. A uzdrowicielka, która ją odwiedziła, jakimś cudem miała żółte oczy, które wbiły jej się w pamięć. Powiedz mi, jak wielu ludzi ma żółte oczy?

- Z tego co wiem, to tylko linia potomków Herpona Podłego - Ominis podrapał się po głowie. - Czyli mówisz, że to była ona?

- No a kto inny mógłby to zrobić? - Sebastian mocniej złapał list. - Oczywiście cieszę się z tego, że Anne jest już zdrowa, tylko...

- Martwisz się o Vivien - dokończył za niego.

- Tak - westchnął, chowając twarz w dłoniach. - Czemu ona to robi? Po co? Jaki ma w tym cel?!

- A to podobno ja jestem ślepy - Gaunt zaśmiał się krótko i pokręcił głową.

- Co masz na myśli?

- Dowiesz się w swoim czasie - jego głos wciąż był rozbawiony.

- Ominisie, nie testuj mojej cierpliwości.

- Nie robię tego. Po prostu też chcę mieć trochę zabawy - podniósł się z krzesła. - Nie zamierzam też zabierać ci satysfakcji z odkrywania tego.

- Ale odkrywania cze... no i mnie zostawił. Znowu.

Sebastian po raz kolejny zaczął czytać list od swojej siostry. Był wręcz pewny, że za tym wszystkim stała Vivien. Dałby sobie za to uciąć rękę. W dodatku ten cholerny Ominis zachowywał się, jakby wiedział o czymś, czego on nie był w stanie dostrzec. Podniósł się zrezygnowany i wrócił do swojego dormitorium.

*****

- Tak, pani brat zmienił się w inferiusa, więc musiałam go zabić.

I po raz kolejny wysłuchiwała lamentu kobiety oraz musiała ją zapewniać, że to na pewno był jej brat, bo miał na sobie wełniany sweter. Kiedyś było jej smutno z tego powodu, w końcu handlarka straciła kogoś ważnego, kto nie dość, że został zamieniony w potwora, to jeszcze zginął z ręki młodej uczennicy, ale teraz?

- Tak, tak, to druzgocące. Co ma pani na sprzedaż?

Cofnąć czas [Sebastian Sallow x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz