XX

117 13 15
                                    

Następnego dnia Vivien nie była w stanie wyjść z łóżka, raz po raz dotykając swoich ust. Nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło i nie była pewna, czy jest szczęśliwa czy jednak może przerażona. W dodatku deszcz sprawił, że odrobinę się pochorowała, jednak jeden eliksir powinien postawić ją na nogi. Był tylko jeden, mały problem - żeby go zdobyć, musiała wyjść z dormitorium, a wtedy na sto procent natrafiłaby na Sebastiana.

W końcu się podniosła i zajrzała do swojego kufra. Wyciągnęła z niego białą, aksamitną i wygodną koszulę oraz wysokie, obcisłe, czarne spodnie, których zwykle używała do trenowania jazdy na garborogu. Ale co mogła poradzić, skoro były o wiele lepsze w użytku niż spódnice? No i chyba przejażdżka dobrze jej zrobi na te poplątane myśli.

- Widziałaś może gdzieś moje buty jeździeckie? - zapytała, jednak odpowiedziała jej cisza.

Dormitorium było opustoszałe, co wskazywało na  to, że Vivien zbyt długo zbierała się do siebie. Wymamrotała pod nosem parę przekleństw i po parunastu minutach w końcu udało jej się znaleźć swoje obuwie. Założyła je i najostrożniej jak potrafiła wyszła ze swojego pokoju. Rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona i czym prędzej pobiegła do Pokoju Życzeń. Najpierw sprawdziła komnatę z badaniami, które prowadziła. Wydawała się kompletnie nienaruszona, co ją ucieszyło. Zadowolona odwróciła się na pięcie i wtedy w coś uderzyła.

- No, no. Robi wrażenie - Sebastian gwizdnął. - To dlatego to przede mną zamknęłaś.

- Co ty tu robisz?! - krzyknęła zaskoczona, cofając się o parę kroków. - Nie powinno cię tu być... - Vivien przełknęła ślinę. Bała się, że teraz naprawdę uzna ją za szaloną.

- Chciałem spędzić trochę czasu z moją dziewczyną, czy to coś złego? - uśmiechnął się niewinnie.

- Z twoją... oh, Merlinie - szepnęła, wciąż nie mogąc tego przyswoić. - Nie, nie, zachowaj trzeźwy umysł - mruknęła do siebie i odwróciła się, trzymając różdżkę w gotowości. - Nullum ve...

Sebastian jednym ruchem zabrał jej różdżkę, po czym wyminął dziewczynę i stanął na samym środku komnaty. Uśmiechnął się zwycięsko, patrząc na zdezorientowanie wymalowane na twarzy ślizgonki. Cóż, nie mógł nic poradzić na to, że uwielbiał patrzeć na nią, kiedy była w takim stanie. Mała, zagubiona owieczka. Gdy zaczęła się do niego zbliżać, uniósł rękę w górę i cmoknął kilka razy.

- Nie ma bata, że ci ją oddam - wzruszył ramionami. - Najpierw zobaczę, co ty tu przede mną chowasz, moja droga.

- Nie drocz się teraz ze mną - stanęła na palcach i podskoczyła. - No daj!

- Urośnij najpierw - jego głos wypełniony był rozbawieniem. - Co my tu mamy? - mruknął i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. - Ah, więc w ten sposób uczysz się zaklęć... nie, chwila - zmrużył swoje oczy. - Ty się ich nie uczysz, tylko je tworzysz.

Vivien zaprzestała próby dobycia różdżki, a zamiast tego cofnęła się. Była na przegranej pozycji. Pokornie spuściła głowę, czekając na obelgi, wyzwiska i trzaśnięcie drzwiami, jednak nic nie przerwało ciszy, jaka się między nimi wytworzyła. Dziewczyna niepewnie uniosła głowę i dostrzegła, że Sebastian w dalszym ciągu studiuje zaklęcia, klątwy i kręgi, które stworzyła na przestrzeni lat.

- To jest... - dziewczyna automatycznie skuliła się na dźwięk jego głosu. - Niesamowite!

- Że co proszę? - spojrzała się na niego.

Twarz Sebastiana była rozświetlona uśmiechem, a w jego oczach widać było czystą pasję i zainteresowanie. Odwrócił się w stronę Vivien i szybko do niej podszedł, by złapać ją w pasie i unieść do góry.

Cofnąć czas [Sebastian Sallow x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz