XXXIII

93 6 10
                                    

Vivien biegła ile sił w nogach, a uczucie niepokoju narastało w niej coraz bardziej. W pewnym momencie nie mogła już złapać oddechu, ale nie przejmowała się tym. Zamiast zrobić sobie krótką przerwę, jej nogi wciąż się poruszały. Zaklęcie zadziałało, była tego pewna, ale nie wyszło tak, jak powinno. Miała zbyt silną intuicję, aby się mylić. Przebiła się przez grupkę zdezorientowanych uczniów, nie bacząc na to, czy kogoś skrzywdzi. Łokciami odpychała tych, którzy stali jej na drodze i niecierpliwie czekała, aż w końcu otworzy się przejście do Pokoju Wspólnego. Trwało to zaledwie parę sekund, ale dla niej każda chwila była teraz ważna. Wparowała do dormitorium, gdzie znalazła Ominisa, który siedział na łóżku i palcami przejeżdżał po książce. Wydawał się być spokojny i nawet nie uniósł głowy, gdy Vivien zaczęła go wołać. Obok niego leżał Sebastian, ale nie wyglądał dobrze.

Jego skóra była sina, usta rozchylone, a oczy podkrążone. Kiedy tylko Vivien podeszła bliżej i odsunęła kołdrę, jej oczom ukazała się ogromna dziura w jego brzuchu. Zupełnie tak, jakby przywróciła stan jego ciała do czasów poprzedniego zaklęcia. Cofnęła się o dwa kroki i zatkała dłonią usta, próbując nie zwymiotować. Gaunt zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi, że spowodowała takie zamieszanie.

Wyglądał, jakby siedział tu sam. Dziewczyna ostrożnie dotknęła jego ramienia, ale ten nawet się nie ruszył.

- Zjebałam. Znowu zjebałam - sapnęła, nawet nie próbując powstrzymać łez. - Ty idiotko! Ty głupia idiotko! - uderzyła się kilka razy w głowę. - Nie, spokojnie. Naprawisz to. Potrafisz, prawda? - zaczęła chodzić w kółko. - No tak, jasne, że potrafisz. Umiesz wszystko, Vivien, pamiętaj...

Wtedy jej wzrok przykuło to, że strony książki były praktycznie puste. Gaunt zamknął ją, odkładając na szafkę, a sam zamknął oczy i oparł się o ścianę. Vivien palcami przesunęła po okładce, gdzie było tylko jedno zdanie:

Idź na Wieżę Astronomiczną.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co to ma znaczyć. Ktoś próbował się z nią skontaktować w ten sposób? Może to była pułapka... albo...

Wyszła z dormitorium, kierując się wolnym krokiem na Wieżę Astronomiczną, mocno ściskając swoją różdżkę w dłoni. Uczniowie, których mijała, wpatrywali się w nią z przerażeniem wypisanych na twarzach. Mogło to być spowodowane jej uśmiechem, albo tym, że jej magia unosiła się wokół niej, jakby chciała eksplodować.

- H-hej, wszystko gra? - podeszła do niej Poppy, która nie mogła przejść obojętnie. - Wyglądasz... źle.

- Jasne, że wszystko gra! - zaśmiała się, łapiąc ją za policzki. - Wyobraź sobie, że dosłownie wszystko co kochałam stało się wszystkim, co straciłam. Znowu! - cmoknęła ją w czoło. - Żyj dobrze, Poppy!

- Vivien, czekaj, porozmawiajmy! - puchonka próbowała ją zatrzymać, ale wtedy Clarity zerwała się do biegu.

Nie mogła się zdekoncentrować. Miała jeden, jasny cel i musiała zrobić wszystko, by go spełnić. Zrozumiała, że to, co przeczytała, było dla niej wskazówką. Nie wiedziała, kto ją zostawił, ale była pewna, co trzeba zrobić, żeby naprawić ten cały bałagan, który stworzyła. Wpierw Profesor Fig, później Władca Wybrzeża, a teraz Sebastian. Nic nigdy nie wyglądało tak samo, ale ktoś zawsze musiał umrzeć. Ktoś bliski jej sercu.

I to z jej winy.

Kompletnie nie dbała o innych ludzi, byli dla niej jedynie szarym tłem i równie dobrze mogliby zginąć. Miałaby to gdzieś. Co prawda, bez nich nie nauczyłaby się tylu wspaniałych zaklęć i sztuczek, ale teraz, skoro wszystko potrafiła, to po co miałaby się nimi przejmować?

Cofnąć czas [Sebastian Sallow x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz