Dzień pierwszy

203 16 13
                                    

Wkładam swoją torbę, kilka kartonów z jedzeniem i kuchenkę turystyczną na tyły kampera mojego ojca, a następnie dokładam jeszcze śpiwór i kilka koców.

Obchodzę samochód dookoła i siadam na siedzeniu kierowcy, telefon odkładam na uchwyt przymocowany do przedniej szyby i przeglądam Spotify, próbując znaleźć playlistę, którą przygotowałem specjalnie na tę podróż.

Potem odpalam aplikację, która już zdążyła wyznaczyć idealną trasę, i ciężko wzdycham. Mam nadzieję, że to będzie o wiele ciekawsze niż imprezy Zayna.

W dodatku zyskam trochę czasu tylko dla siebie, czego już od wieków nie mogłem zrobić. Zobaczę trochę przyrody i miasta, a potem zwrócę tacie auto, które ja, Zayn i Liam pożyczyliśmy na naszą ostatnią wycieczkę.

Odchylam się na fotelu, udając, że gram na kierownicy jak na pianinie. Tak naprawdę nigdy tego nie robiłem; nawet nie wiem czy naśladuję to poprawnie. Przez chwilę rozważam naukę gry, aż mapa w końcu w pełni się ładuje, a ja przewracam oczami. Jeśli wszystko będzie zajmowało tyle czasu, to z całą pewnością nie dotrę do celu przez następne trzy tygodnie.

Poważnie bym się wkurzył, gdyby nie udało mi się dotrzeć na spotkanie z rodziną na czas. Wszyscy mają się tam pojawić. Mama, tata, moje siostry, wujkowie, babcie, których nie widziałem już od długiego czasu. Ciężko było regularnie się z nimi spotykać, jednocześnie chodząc na uczelnię, ale skoro tata miał w zeszłym tygodniu urodziny, postanowiliśmy świętować je wspólnie, gdy tylko do nich dołączę.

Nie marnując już więcej czasu na gapienie się przez okno, odpalam silnik, usiłując nie rozbić auta o inny samochód zaparkowany tuż za mną. Pod nosem nucę "Human" od The Killers, wciąż próbując koncentrować się na drodze. Odkąd zwykle przemieszczam się metrem, nie jestem zbytnio przyzwyczajony do prowadzenia auta - szczególnie, gdy jest to dosyć stary van.

Im dłużej o tym myślę, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jak bardzo jestem podekscytowany tą wycieczką. Pierwszy raz od bardzo dawna będę mógł spędzić trochę czasu w samotności. Pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna.

Po dziewiętnastych urodzinach wyprowadziłem się z domu; razem z Zaynem wprowadziliśmy się do mieszkanka niedaleko uniwersytetu, więc nigdy nie mam okazji cieszyć się spokojem przez więcej niż tydzień, kiedy chłopak wyjeżdża do swoich rodziców. Teraz czuję, że naprawdę tego potrzebuję. Miałem zbyt wiele kontaktów towarzyskich w swoim dwudziestotrzyletnim życiu i marzę o odrobinie czasu wolnego.

Spanie do późna, niezdrowe śniadania, pływanie, drzemanie w cieple letniego upału, a potem jedzenie kolacji przed ponownym zaśnięciem. To wszystko w pojedynkę, bez wrzeszczących dookoła sióstr czy nawalonego Zayna obok. Jeśli chodzi o mnie, brzmi całkiem dobrze.

Widocznie pragnę jednak zbyt wiele, bo już kilka minut później moje podśpiewywanie zostaje przerwane przez telefon od Zayna, a ja muszę się natrudzić, żeby kliknąć zielony symbol, nie wytrącając telefonu z uchwytu.

- Cześć? - pytam, próbując ściszyć muzykę, która z jakiegoś powodu nie wyłączyła się, gdy odebrałem połączenie, i wciąż panować nad pojazdem.

- Louis? - Zayn krzyczy tak głośno, że cała droga musi go słyszeć. - Zapomniałeś swojej szczoteczki. Przez przypadek jej użyłem. - Chłopak śmieje się na pełne gardło, więc wiem, że jest już pijany, chociaż zegar wskazuje dopiero siedemnastą.

Zayn lubi korzystać z wakacji inaczej niż ja. Szybko zmniejszam głośność, zanim jego wrzask poważnie zrani moje uszy.

- Kurwa - mamroczę. - Jeszcze nie ma tragedii. Kupię gdzieś nową.

- Świetny plan - bełkocze - też chciałem to zasugerować - zaczyna chichotać. - Wiesz, o czym pomyślałem, Lou? To całkiem zabawne. Prawie jakbyśmy się całowali, bo ta szczoteczka dotykała twojego języka. O ile jesteś jedną z tych osób, które myją swoje języki. Szczerze, to dobry pomysł. Sprawia, że mniej ci jedzie z buzi. Tak czy inaczej, ona dotykała twojego języka, a potem dotykała też mojego, więc w zasadzie całowaliśmy się z języczkiem. To cholernie obrzydliwe.

Przewracam oczami, starając się nie zwariować. Jego teoria jest jedną z najbardziej ohydnych rzeczy, jaką ktoś mi opowiedział.

- Zayn - mówię. - Nie najeb się za bardzo, słyszysz?

- Słyszę. Ale cię nie widzę - stwierdza, wybuchając śmiechem na swój własny żart, co sprawia, że mam ochotę wjechać autem w drzewo. Jak to się stało, że to właśnie on jest moim najlepszym przyjacielem? W tym momencie jestem bardzo szczęśliwy, że nie postanowiłem siedzieć w domu.

- Dobra, Z, muszę się rozłączyć. Zasięg robi się coraz gorszy i właśnie będę wjeżdżał do tunelu. Cześć, stary - rzucam najszybciej jak to możliwe i się rozłączam, prawie umierając na zawał serca, kiedy muzyka nagle zaczyna grać na pełny regulator. Próbuję nie spowodować wypadku zaledwie po dwóch godzinach mojej podróży.

Gdy wracam spojrzeniem na mapę, mam ochotę rozbić swoją głowę o kierownicę. - Kurwa mać - mruczę pod nosem. Przez niepotrzebny telefon Zayna gapiłem się na jego brzydkie zdjęcie, zamiast na mapę, i przegapiłem co najmniej dwa zjazdy.

Droga na parking, na którym mógłbym zostać na noc, zajmuje przynajmniej trzydzieści minut więcej niż oryginalnie planowane cztery godziny. Nie mam zamiaru rezerwować żadnych hoteli, bo z całą pewnością nie wystarczyłoby mi na to pieniędzy. Fotele w vanie można łatwo rozłożyć, robiąc z nich całkiem wygodny materac. To tak czy inaczej lepsze niż spanie w namiocie.

Teraz jedynie muszę mieć nadzieję, że nie zostanę okradziony albo zabity przez jakiegoś szalonego seryjnego mordercę. Dookoła jest jednak kilka ciężarówek, więc czuję się względnie bezpiecznie.

Po komfortowym rozłożeniu się na siedzeniach i zjedzeniu zimnego burgera z McDonald's, kładę się i przez jakiś czas piszę z Lottie i Liamem. Usiłuję się też dowiedzieć, czy z Zaynem wszystko w porządku, ale biorąc pod uwagę, że odpowiada mi tylko emotkami ze snowboardzistą, mogę stwierdzić, że najprawdopodobniej nie.

Wysyłam mu środkowy palec i wyłączam telefon, zanim pierwszy dzień mojej wycieczki stanie się jeszcze dziwniejszy. Zastanawiam się, czy to aby na pewno był dobry pomysł, równocześnie modląc się, by noc minęła spokojnie.

Wślizguję się w śpiwór i przykrywam dodatkowym kocem, bo nagle okazuje się, że letnie noce wcale nie są takie upalne. Są cholernie zimne, tak właściwie.

Nie umyłem zębów, ale staram się nie koncentrować na specyficznym uczuciu w ustach. Włączam jakiś nudny podcast, który zawsze usypia mnie na miejscu, i zamykam oczy. Odpływam niedługo później, śniąc o latających snowboardzistach, którzy przegapili swoje zjazdy. 

like dandelions in the wind I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz