Dzień dziewiętnasty

79 10 46
                                    

Budzi mnie Harry - jak prawie każdego ranka, odkąd tylko zabrałem go ze sobą. Tym razem jest to przyjemna pobudka. Zamiast się wściekać, rozpływam się pod dotykiem jego dłoni bawiącej się moimi włosami. Na moich ustach od razu rozciąga się uśmiech. 

- Dzień dobry - chłopak szepcze, jego głos jest głębszy niż podczas dnia. - Wyspałeś się? Wybacz, że cię obudziłem, ale jest dziesiąta i do godziny musimy się stąd wynieść. No i chciałbym zdążyć zjeść śniadanie, więc... 

- Po prostu się zamknij - przerywam mu i w końcu otwieram oczy, żeby przyciągnąć go do krótkiego pocałunku. 

- Przepraszam - mamrocze, odrywając się ode mnie. - Próbuję być trochę mniej wkurzający, wiesz? Pozwolić ci się wyspać i w ogóle. Już wystarczająco rozpieprzyłem ci tę wycieczkę. 

Przewracam oczami, mocniej się do niego przytulając. Zarzucam ramiona na jego szyję. - Przestań. Tak, twoje godziny spania są dla mnie dziwaczne, ale to nie znaczy, że nie lubię tego, jak mnie budzisz. Jeśli robisz to w miły sposób - pospiesznie dodaję. - Nie, kiedy w kółko wołasz moje imię albo dźgasz mnie w twarz palcem. 

Harry parska śmiechem. - Tak, dobrze, rozumiem. - Potem się pochyla i zaczyna całować mnie po całej twarzy. Opuszkami palców delikatnie muska moje ramię. - Tak lepiej? 

Przytakuję. - Zdecydowanie. 

Chłopak znowu się śmieje, po czym próbuje mnie podnieść i obaj kończymy oparci o zagłówek. Po kilku kolejnych minutach prób dobudzenia mnie, idziemy razem do łazienki, żeby umyć zęby. Uśmiechamy się do siebie w lustrze, przebieramy i układamy włosy.

Gdy jesteśmy gotowi, ruszamy wyłożonym dywanem korytarzem w kierunku restauracji. Nakładamy praktycznie wszystko, co oferuje szwedzki stół, w końcu korzystając z szansy na porządne śniadanie.

- Usiądźmy tutaj - Harry stwierdza, wskazując na niewielki, okrągły stolik tuż przy oknie. - Wygląda na dobre miejsce.

Zgadzam się z uśmiechem i idę za nim do wybranego stolika. Siadam naprzeciwko. Zaczynamy jeść w ciszy. Wgryzam się w swoją bułeczkę, co kończy się ubrudzeniem całej twarzy w dżemie. Harry wybucha śmiechem i wyciąga telefon, żeby zrobić zdjęcie, zanim udaje mi się to zetrzeć. 

- Urocze - komentuje, z czułym uśmiechem zerkając na zdjęcie, które chwilę później mi pokazuje. Z całą pewnością nie wyglądam uroczo, ale definitywnie jestem bardzo szczęśliwy; mam otworzoną buzię, z której wydobywa się chichot, a moje oczy delikatnie się błyszczą. 

Kopię Harry'ego pod stołem. Chcę przez to pokazać, jak bardzo go lubię i wyrazić wszystkie uczucia, których kompletnie nie potrafię przekazać. Potem wracam do śniadania. 

Kończymy chwilę przed godziną wymeldowania, więc od razu pędzimy po nasze kurtki i torbę. 

- No dobra, gotowy, żeby ruszyć dalej w drogę? - pyta, przytulając mnie od tyłu, aby pocałować moją skroń. Uśmiecham się z subtelnym rumieńcem na policzkach i przytakuję. 

- Tak, jedziemy. - Biorę jego dłoń, na początku niepewnie, ale Harry szybko dwa razy ją ściska, jakby chciał mnie upewnić w tej decyzji. 

Wracamy do vana, ja zajmuję miejsce kierowcy. Wkładam telefon do uchwytu i włączam mapę. Nie jesteśmy daleko od domu, ale wciąż mamy dwa dni, które możemy spędzić w aucie, więc nie zamierzam dzisiaj daleko zajechać. 

- Jaki plan? - Harry pyta, odrobinę ściszając muzykę. 

Wzruszam ramionami, odpalam silnik i wyjeżdżam z niewielkiego parkingu. - Może znajdziemy coś tuż przy wodzie? Nie mam dzisiaj ochoty na dalekie podróże. Oh, i możemy też wstąpić do jakiegoś sklepu, żeby kupić coś na lunch i kolację. 

like dandelions in the wind I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz