Dzień dwudziesty pierwszy

59 8 6
                                    

- Louis - Harry mamrocze. - Słońce. Skarbie. Kochanie. Loulou. Obudź się. 

Jakimś cudem przewracam oczami, jeszcze zanim je otwieram. - Boże - mruczę. - Wczoraj byłeś taki słodki, a teraz to? 

Chłopak wydyma wargi. - Wybacz.

- To też było nawet urocze - przyznaję. - Ale lepiej zapomnijmy o Loulou. 

Harry parska. - Jestem w szoku, że nie spadliśmy z dachu. Budziłem się kilka razy, żeby sprawdzić, czy wciąż leżysz koło mnie, a nie na ziemi. 

Przyciągam go bliżej ze śmiechem. Cieszę się jego zapachem. 

- Jesteś pewny, że wrócisz pociągiem? 

Delikatnie kiwa głową. - Tak, jestem pewien. Louis, obiecujesz, że do mnie przyjedziesz, gdy tylko wrócisz do domu? 

Przytakuję. - Oczywiście. Przyjadę za jakiś tydzień, a do tego czasu będziemy pisać. Jeszcze trochę i oprowadzisz mnie po mieszkaniu. 

Harry radośnie się uśmiecha, po czym podnosi się i siada. - Pójdę wziąć prysznic. Idziesz też? Potem możemy coś zjeść. 

Zgadzam się, ale dopiero po chwili ruszam za chłopakiem do łazienek. Myjemy się, przebieramy i jemy szybkie śniadanie, bo zależy nam na tym, żeby jak najwięcej czasu spędzić przytulając się w łóżku. 

Niedługo później dzwoni mój telefon. Odbieram go i słyszę głos mojej mamy. - Kochanie. Jak ci idzie? Kiedy tu będziesz? 

- Oh - zerkam na godzinę i orientuję się, że jest już całkiem późno. - Jestem w drodze, mamo. Będę za mniej niż godzinę. Kocham cię.

- Też cię kocham - odpowiada i się rozłącza. 

Twarz Harry'ego posępnieje. Przyciąga mnie do pocałunku. Jedziemy na stację w ciszy, jego dłoń leży na moim udzie. 

- Będzie mi tego brakować - stwierdza. - Ciebie. Wakacji. 

- Mi też. Wszystkiego. Ciebie najbardziej. Nawet twoich cholernych kąpielówek i tej wkurzającej różowej gumy do żucia. Tego, że ciągle kładziesz nogi na desce w samochodzie i wyjadasz wszystkie zielone żelki. 

Harry szeroko się uśmiecha i parkuje auto. - To jedna z najsłodszych rzeczy, jakie kiedykolwiek powiedziałeś. 

Wychodzimy z vana, biorę jego torbę i ruszamy w kierunku odpowiedniego toru. 

Idziemy w milczeniu. Próbuję nie przygnębiać się tym, że nasza podróż się kończy, bo przecież jestem szczęśliwy, że w końcu zobaczę rodzinę. 

- Więc - zaczynam, gdy docieramy na miejsce - do zobaczenia za tydzień. 

Chłopak delikatnie mnie podnosi, dzięki czemu może mnie pocałować bez pochylania się. - Dziękuję, skarbie. Za wszystko. Nie mogę się doczekać zapraszania cię na kolejne tysiąc randek, gdy już wrócisz do domu. I poproszenia cię, żebyś został moim chłopakiem. 

Odpowiadam uśmiechem. Harry obejmuje moją szczękę i wpija się w moje usta na dłużej. Całujemy się, dopóki nie zaczyna mi się kręcić w głowie. Usta bolą od ciągłego uśmiechu, a żołądek się skręca. 

- W porządku - mówię. - Muszę iść, tak? Reszta na mnie czeka. 

Brunet przytakuje i całuje mnie jeszcze dwa razy. - Jedź ostrożnie. Teraz już nie masz zapasowego kierowcy. 

Przewracam oczami. - Będę. Ty też. Przekaż konduktorowi, żeby nie wpakował się w żaden wypadek. 

Harry kiwa głową. - Cześć, Lou. Widzimy się w domu. 

Macham mu po raz ostatni, zanim ruszam w stronę parkingu. 

~~~

Kiedy idę do łóżka, jest już całkiem późno. Cały wieczór spędziłem na rozmowach z rodzicami i siostrami. Opowiedziałem im nawet o Harrym, i gdy tata zmartwił się głównie o swoje auto, mama zrobiła mi wykład o zapraszaniu obcych do samochodu. 

W końcu opadam na materac, niemal oczkując, że duża dłoń wyląduje na moim brzuchu i ktoś mnie przytuli. Niestety, jestem tu sam z kocem i starym pluszowym misiem. 

Wyciągam telefon i czytam smsy, które Harry wysyłał mi przez cały dzień. 

Siedzę w pociągu.

Zamówiłem milkshake'a.

Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie dałem ci twojego portretu. 

Nie mogę przestać przeglądać twoich zdjęć. 

Tęsknię za tobą, Loulou.

Heh. 

Napisz mi dobranoc, dobrze? 

Moje usta rozciągają się w szerokim uśmiechu po przeczytaniu tych wiadomości. 

Zamów też lemoniadę. 

Jesteś wkurzający. 

Dobranoc, H. Słodkich snów. 

W moim łóżku jest dziwnie dużo miejsca. 

Brunet odpowiada praktycznie od razu. To sprawia, że moje serce przyspiesza z ekscytacji, chociaż nie ma ku temu powodu. 

Dobranoc, skarbie. Wyśpij się. 

Łagodnie się uśmiecham. Próbując stworzyć iluzję, przytulam się sam do siebie. Wiem, że zobaczę go już za tydzień. Chociaż fizycznie go tu nie ma, to jestem szczęśliwy. Wakacje dobiegają końca, a ja mam przy swoim boku najlepszą osobę na świecie. 

like dandelions in the wind I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz