Następnego ranka budzę się całkiem wypoczęty, nawet plecy ani kark zbytnio mnie nie bolą. Przechylam głowę, dopóki nie wyda satysfakcjonującego trzasku i sięgam po telefon.
Od wczoraj nie dostałem żadnych nowych wiadomości oprócz głosówki od Zayna. Jeszcze zanim wciskam przycisk, już wiem, że to będzie chaos.
- Hej, Louuuuuu - bełkocze, kiedy zaczynam odtwarzać plik. - No więc tak. Wszystko, co chcę powiedzieć, to że tak jakby użyłem twojej szczoteczki, bo strasznie waliło mi z paszczy i przez przypadek upuściłem swoją szczoteczkę do kibla, i totalnie było mi przez to głupio. Ale tak, mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza, i mam też nadzieję, że nie przeszkadza ci, że złapałem tę parę uprawiającą seks w twoim łóżku, bo przysięgam, na pewno powiedziałem im, że mają tego nie robić. Przysięgam. Ja nawet ich nie znam. Przysięgam. Okej, cześć. Kocham cię tak bardzo, bardzo, bardzo, Louis. Cześć.
- Panie, kurwa, Boże - ciskam pod nosem i odsyłam Zaynowi wiadomość, informując go, że jeżeli jeszcze raz zrobi coś, co mnie wkurzy, to udostępnię tę głosówkę na YouTube w ramach zemsty.
Potem się podnoszę, przebieram w koszulkę i dresy, i z powrotem składam siedzenia, po czym wracam na miejsce kierowcy. Otwieram Spotify oraz mapę w telefonie i szukam najbliższej stacji benzynowej.
Okazuje się, że jest zaledwie kwadrans stąd. Mam nadzieję, że będzie tam również jakiś mały sklepik, ponieważ muszę kupić szczoteczkę i coś na śniadanie.
Nie mogę się doczekać, aż dotrę na pierwsze pole kempingowe, które wybrałem, i będę mógł zrobić sobie dzień przerwy od jazdy. Postanowiłem nie stawać za często, żeby móc trochę pojeździć, ale jednocześnie nie chciałem spędzić całych wakacji za kółkiem.
Kiedy docieram do stacji, cieszę się, że jest tam toaleta, w której mogę umyć zęby, oraz sklep, gdzie kupuję dwie kanapki, chipsy, żelki i trochę wody.
Tankuję samochód i wysyłam tacie swoje głupkowate selfie na tle auta, żeby pokazać mu, że jeszcze nie rozbiłem jego cudownego dziecka - mając na myśli samochód, nie siebie.
Na jakiś czas siadam na ławce pośród trawy, zajadając się kanapkami i rozkoszując porannym słońcem. Mimo tego, że zwykle wstaję dosyć wcześnie, to podczas wakacji uwielbiam spać, dlatego też gdy wracam do auta, jest prawie południe.
Zanim nadejdzie wieczór, planuję dojechać do pięknego jeziora, które polecił mi Liam. Ale jako że zajmie to jeszcze jakieś pięć godzin, to muszę ruszać dalej, jeżeli chcę zdążyć zjeść lunch i zaliczyć później orzeźwiającą kąpiel w wodzie.
"She moves in her own way" od The Kooks zaczyna grać, kiedy po jakimś czasie zatrzymuję się przy większej stacji, żeby rozprostować bolące jak diabli nogi i skorzystać z toalety.
Wracam do samochodu i siadam na schodku przy wejściu na siedzenie kierowcy, przez chwilę rozciągając swoją szyję.
- Um - słyszę obok czyjś cichy głos. - Hej. Zastanawiałem się, czy może przez przypadek jedziesz na południe?
Podnoszę wzrok, żeby zmierzyć nim chłopaka o zielonych oczach i z włosami związanymi w kok. On też na mnie spogląda. - Próbujesz wepchnąć mi się do auta? - pytam.
Ostrożnie kiwa głową. - Tak jakby.
- Czemu miałbym ci na to pozwolić? Możesz być seryjnym mordercą. - Krzyżuję ramiona na klatce piersiowej, ciężko wzdychając, i posyłam mu wyczekujące spojrzenie.
Przytakuje. - Tak, wybacz.
Odwraca się i odchodzi bez słowa, ręce ma ukryte w kieszeniach. Przewracam oczami. Na litość boską, nie wezmę go ze sobą. Może być szurnięty, a ja nie jestem wariatem.
CZYTASZ
like dandelions in the wind I Larry Stylinson I Tłumaczenie
FanfictionLouis nie może doczekać się wycieczki, którą planował już od dawna. Wakacje mają być dla niego czasem wyczekanego relaksu i samotności. Wtedy na drodze staje mu Harry, dziwny chłopak ze szkicownikiem pod pachą i podejrzaną obsesją na punkcie dostan...