Dzień piętnasty

70 13 20
                                    

- Louis - Harry stęka, wiercąc się na swoim siedzeniu. - Błagam, możemy zjeść dzisiaj coś normalnego?

Od rana siedzimy za kółkiem, próbując nadrobić drogę za wczoraj. Jedziemy tak szybko, jak to tylko możliwe, bo chcemy dotrzeć jutro na wybrzeże. 

- Jeśli chcesz, jasne. Możemy się zaraz zatrzymać przy jakiejś knajpce. Poszukasz czegoś na mapie? 

Harry przytakuje i nachyla się nad moim telefonem. Koncentruję się na drodze, starając się nie skupiać zbytnio na wszystkim, co robi. Dzisiaj mnie nie pocałował. Ani razu. Nie dał nawet jednego buziaka. Nie wiem, jak to interpretować. Nie wiem, czy to oznacza, że uznał to za zły pomysł, cokolwiek to jest, albo czy jest na mnie zły, albo po prostu nie czuje potrzeby okazywania mi czułości. 

A może wszystko sobie zmyśliłem i nigdy nawet nie wykazywał żadnych znaków zainteresowania. Może tylko ja tego chcę. 

- Lou? - Harry pyta, machając mi ręką przed twarzą. - W porządku?

Odpowiadam delikatnym skinieniem. - Też jestem głodny. Ale chyba nie zostało nam dużo drogi? 

Chłopak potrząsa głową. - Nie. Jakiś kwadrans. 

Kontynuujemy drogę w ciszy. Nie rozmawiamy zbyt dużo i zastanawiam się, czy wszystko między nami jest na swoim miejscu. Może zirytowało go, że przytuliłem się do niego, gdy zasypialiśmy. Naprawdę chcę z nim porozmawiać, ale nie wiem, jak się do tego zabrać. Nigdy nie musiałem z nikim przeprowadzać tej rozmowy. Nigdy nie musiałem nikomu wyznawać uczuć. 

- Zatrzymaj się. - Harry nagle woła. - W lewo. Musisz skręcić w lewo. 

Na szczęście za nami nie ma żadnego auta, bo w innym wypadku z pewnością by w nas wjechało, gdy tak niespodziewanie zahamowałem. Skręcam w lewo i chwilę później zatrzymujemy się na parkingu przy niewielkiej knajpce. 

Wychodzę z samochodu, już chcąc wejść do restauracji, ale Harry, ledwie wydostając się z auta, chwyta mnie za rękę i przyciąga do siebie. 

- Jesteś dziwny - mamrocze, wciąż ściskając moją dłoń. - Na pewno wszystko dobrze? 

Przytakuję, cały czas gapiąc się na nasze złączone ręce. Potem czuję drugą dłoń bruneta na moim karku, przyciągającą mnie do jego ramienia. Ciasno mnie przytula i od razu mam wrażenie, że połowa ciężaru ze mnie spada. 

- Rozluźnij się, kochanie, cały jesteś spięty - szepcze, zostawiając buziaka w miejscu pod moim uchem. Kciukiem zatacza kółka na moich plecach. To wszystko odbiera mi dech w piersiach i nawet nie wiem czemu, ale mam ochotę się rozpłakać. Chcę, żeby już zawsze był tak blisko. To mnie przeraża. 

- Dziękuję - mówię cicho. Moje ramiona luźno oplatają jego talię. 

- Oczywiście. Jesteś przekonany, że jest okej?

Nieznacznie potakuję i podnoszę głowę, żeby zobaczyć, że się do mnie uśmiecha. Muska mój policzek, po czym pochyla się, żeby pocałować mnie w usta i to sprawia, że natychmiast czuję się lepiej. 

- Głodny? - pytam, a on kiwa głową, chociaż się nie rusza. Nie odsuwa się nawet na centymetr, przenosząc buziaki na mój policzek. 

- Nie stresuj się. Możemy wejść za chwilę. Chyba że tego nie chcesz, to idziemy teraz. 

Szybko potrząsam głową i staję na palcach, żeby znowu go pocałować. Rozkoszuję się zapachem jego perfum i tym, w jaki sposób pasmo jego włosów łaskocze moją skórę. 

- Trochę lepiej? - pyta, łagodnie się uśmiechając i głaszcząc moje włosy.

- Tak. Dziękuję.

Podobasz mi się. 

like dandelions in the wind I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz