Dzień szósty (1)

93 13 26
                                    

O poranku budzi mnie odgłos zamykania przez Harry'ego drzwi vana, po tym jak wychodzi na zewnątrz. Głośno stękam, przekręcając się na bok, i ukrywam twarz w poduszce, próbując na nowo zasnąć.

Nie udaje się. Po jakichś pięciu minutach brunet wraca z łazienki, a ja posyłam mu wkurwione spojrzenie, gdy tylko wchodzi do samochodu. - Już żałuję, że ci to zaproponowałem - stwierdzam. 

- Naprawdę próbowałem wytrzymać przez jakieś pół godziny, ale potrzebowałem się wysikać, do cholery jasnej - odpowiada, po czym rzuca okiem na przednie siedzenie, żeby sprawdzić, czy jego rzeczy wciąż tam są. - Mogę przygotować śniadanie w ramach przeprosin.

- Zdecydowanie.

Chłopak wywraca oczami i kiwa głową, a potem znika za drzwiami. Przez chwilę wsłuchuję się w dźwięki przygotowywanego przez niego posiłku, nie kłopocząc się pomaganiem mu. 

Piszę trochę z Zaynem, opowiadam mu o Harrym, a on nawet nie jest zbytnio zszokowany, bo też uważa, że skoro rysuje w zeszycie, to nie może być mordercą. Smsujemy, dopóki brunet nie puka do drzwi tak mocno, że prawie podskakuję, rozwalając sobie głowę o sufit.

- Dupek - mamroczę z niezadowoleniem, wychodząc z auta. - Mogłeś mnie inaczej zawołać. 

Harry tylko się uśmiecha, co denerwuje mnie nawet bardziej, i wskazuje na stolik, krzesło i odwrócone wiadro, które skądś wytrzasnął. 

- Skończ się tak szczerzyć, to kurewsko wnerwiające - informuję go i siadam przy stoliku. Zdobył nawet bułeczki z kiosku na kempingu, co jest całkiem miłe, więc wstrzymuję się z narzekaniem.

- Widzisz? - rzuca z uśmiechem. - Wcale nie jest tak źle, prawda? 

Kręcę głową, przewracając oczami, bo naprawdę mnie drażni, że muszę mu przyznać rację. No i czemu on jest zawsze w dobrym nastroju? To nie do zniesienia. 

- Czy ty kiedykolwiek masz zły humor? - pytam, przekrajając pieczywo. 

Wzrusza ramionami. - Oczywiście. Podczas całej tej podróży już wiele razy byłem w złym humorze. 

- No tak, ale czy kiedykolwiek to pokazujesz? Wrzeszczysz albo krzyczysz, albo wpadasz w furię? 

- Raczej niezbyt często. Tylko gdy ktoś naprawdę zadziała mi na nerwy. Tak, wtedy krzyczę. Kiedy się złoszczę, to wiesz, że już jest źle. 

- To straszne. Też powinienem tak robić. Wściekać się tylko wtedy, kiedy naprawdę jest źle. Ale to tak bardzo, bardzo wściekać. 

Kręci głową. - Nie zadziałałoby. Nikt by cię nie brał na poważnie. Słuchanie, jak przeklinasz, jest bardziej zabawne niż przerażające. 

Nie odpowiadam, bo w jakiś sposób on zawsze znajdzie sposób by powiedzieć dokładnie to, czego nie chcę od niego usłyszeć. Tak więc jemy w ciszy, dopóki nie pyta mnie, jakie są nasze dzisiejsze plany. 

- Okej, tak sobie myślałem, że możemy spędzić cały dzień przy wodzie, a potem ruszymy dalej. Możesz iść ze mną, jeśli chcesz. Następnie kilka miast, wesołe miasteczko i odrobina przyrody. Chciałbym to jeszcze zobaczyć, zanim dotrzemy na wybrzeże. 

Harry przytakuje. - Brzmi jak dobry plan. Kiedy planujesz tam być?

Tym razem to ja wzruszam ramionami. - Prawdopodobnie za mniej niż dziesięć dni. A czemu? Gdzie dokładnie mieszka ten twój przyjaciel? 

Chłopak przez moment gapi się na swój talerz. - Gdzieś na wybrzeżu. 

- Nie wiesz, gdzie mieszka przyjaciel, z którym tak desperacko chcesz się spotkać?

like dandelions in the wind I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz