Kiedy budzę się następnego ranka, czuję coś ciężkiego na swojej talii i kciuk delikatnie wciskający się w mój bok. Otwieram lekko oczy i widzę rękę Harry'ego ciasno owiniętą wokół mojego ciała; jego twarz jest jest zatopiona w zgięciu mojej szyi.
Przez chwilę rozkoszuję się jego oddechem łaskoczącym moją skórę, jego dłonią ułożoną na moim brzuchu i unoszącą się do góry, kiedy wciągam powietrze.
To całkiem przyjemne.
Jednak odsuwam się, bo nagle zaczynam czuć dziwny ucisk w żołądku. To pewnie dlatego, że jeszcze nic dzisiaj nie jadłem.
- Oh - Harry chrząka, delikatnie się odsuwając. - Przepraszam.
- Nie, nie przejmuj się - szepczę z zamkniętymi oczami. - Nie przeszkadzało mi to. To znaczy, eh, tak. Ale nie. Nie przeszkadzało mi, kiedy spałem.
Słyszę, jak Harry chichocze przy moich włosach, po czym całkowicie się odsuwa. Spada na mnie uczucie pustki, zimna i samotności.
Przez jakiś czas próbuję jeszcze zasnąć, ignorując swoje uczucia, ale Harry najwidoczniej ma inne plany.
- Louis - woła po raz tysięczny w przeciągu ostatnich dwóch minut. - Louis, Louis, Louis.
Jęczę, zakrywając uszy poduszką. Chłopak wyrywa ją z moich dłoni i potrząsa ramieniem. - Louis, obudź się, na litość boską. Wstawaj. Teraz, Louis.
Otwieram oczy tylko po to, aby posłać mu rozwścieczone spojrzenie i ponownie je zamykam. - Louis, do kurwy nędzy. Jest jedenasta. Jeśli chciałeś przespać całe wakacje, trzeba było zostać w domu.
- Albo trzeba było cię zostawić na stacji - burczę, uparcie nie otwierając oczu.
Harry prycha i jeszcze raz chwyta mnie za ramię. - Wiem, że kochasz moje towarzystwo, nie próbuj kłamać. Jakie plany na dzisiaj?
Przyznaję się do porażki i otwieram oczy, przecieram je dłońmi, po czym kręcę głową. - Wiesz, planowałem pospać trochę dłużej w wakacje. Zrobić sobie dzień przerwy i takie tam.
On tylko przewraca oczami i wgryza się w swojego batonika musli. - Jasne. Więc dzisiaj możemy trochę pojeździć i nadrobić drogę. Mam wrażenie, że prawie w ogóle się nie ruszamy. Chciałeś dotrzeć na wybrzeże w przeciągu około pięciu dni.
Przytakuję. - Wiem. Jak mam być szczery, to chyba pojechaliśmy trochę za bardzo na zachód. Tak, to dobry pomysł, żeby trochę nagonić.
Uśmiecham się, bo brunet jest nieco zbyt podekscytowany swoim nudnym planem, i wyciągam rękę, sugerując, żeby podał mi coś do jedzenia.
Podaje mi czekoladowego batonika i obaj kończymy nasze śniadanie w ciszy. Potem korzystamy z łazienek i pakujemy wszystkie nasze rzeczy na tyły, żeby zrobić sobie miejsce na przednich siedzeniach.
- No to jedziemy na południe - stwierdzam, otwierając mapę w telefonie. Minęło kilka dni, odkąd faktycznie jechaliśmy zgodnie z trasą, więc mamy zaległości. Nie, żeby to rzeczywiście miało jakieś znaczenie. Ta podróż w ogóle nie idzie zgodnie z żadnym planem, więc równie dobrze możemy pojechać gdzie nam się zachce. A przynajmniej na tyle, by zdążyć na czas na moje rodzinne spotkanie i by Harry dotarł do przyjaciela.
Przez większość czasu żaden z nas się nie odzywa, mi nawet udaje się zasnąć na jakąś godzinę, gdy brunet przejmuje kierownicę. Mijają jakieś cztery godziny, kiedy Harry niespodziewanie wchodzi w zakręt i przed moimi oczami już pojawia się wizja wjechania w drzewo. Jakimś cudem udaje mu się jednak utrzymać na niewielkiej ścieżce.
CZYTASZ
like dandelions in the wind I Larry Stylinson I Tłumaczenie
FanfictionLouis nie może doczekać się wycieczki, którą planował już od dawna. Wakacje mają być dla niego czasem wyczekanego relaksu i samotności. Wtedy na drodze staje mu Harry, dziwny chłopak ze szkicownikiem pod pachą i podejrzaną obsesją na punkcie dostan...