4.TO SIĘ NIE DZIEJE

9.6K 226 145
                                    

Rozdział 4

- Odpierdol się w końcu ode mnie! - krzyczałam bezsilna, a łzy pociekały mi po policzkach.

Byłam w Nowym Jorku, dokładniej na skłocie, miejscu bardzo dobrze mi znanym. Dookoła wszystko było poniszczone i takie stare. Opierałam się o ścianę drżąc z przerażenia.

Naprzeciwko mnie stał mężczyzna o kilka lat starszy. Mocno umięśniony ciemnowłosy szatyn, miał zaciśnięte, cienkie usta i był cholernie wysoki. Ubrany w czarne, luźne dresy i bluzę w tym samym kolorze z jakimś nadrukiem.

Bałam się go.

Tak cholernie się go bałam, cała się trząsłam i płakałam, nie umiałam się uspokoić, wciąż opierając się o ścianę próbowałam złapać oddech.

- I co beczysz, słonko? - mówił prześmiewczo.

- Nie mów - wyjąkałam powoli - do mnie słonko - dopowiedziałam ciągle próbując walczyć z oddechem.

Mężczyzna podszedł do spanikowanej mnie po czym przejechał swoją dłonią po moim bladym policzku. Chciałam swoją ręką sciągnąć jego dłoń, ale kiedy tylko spróbowałam ten z całej siły chwycił mnie za nadgarstek oddpychając do tyłu na tyle mocno, że uderzyłam głową o ścianę.

- Ty głupia dziwko, patrz co przez twoje zachowanie musiałem zrobić - mówił nerwowym tonem ciągle bacznie mnie obserwując, a mnie tak cholernie bolała głowa, obolała jedną ręką złapałam się za głowę, a drugą podparłam o podgłogę, by wstać.

Krew.

Z głowy leciała mi krew.

- Ty jebany - krzyczałam ostatkiem sił cała sparaliżowana.

- Jebana to ty zaraz będziesz - westchnął patrząc na mnie tym swoim porąbanym, zboczonym wzrokiem, a ja myślałam, że zaraz zwymiotuję.

Pozamykał drzwi wejściowe, zostało mi tylko okno.

Okno z piątego piętra.
Po jego słowach gotowa byłam skoczyć, wolałam umrzeć niż to, jakby miał mnie znowu wykorzystać. Obolała powolnym krokiem kierowałam się w kierunku okna.

- Co, znowu chcesz się zabić, słoneczko? - spytał ciągle się śmiejąc.

Jego ton głosu był taki wysoki, cholernie agresywny. Szłam dalej przed siebie nie zważając na jego słowa. Było mi tak cholernie słabo, czułam, że lada moment i zemdleję.

- Jak się mieszka w Miami? - spytał po chwili, a ja zamarłam, czułam, że moje ciało opada powoli na dół.

- Ty skurwysynie! - krzyczałam przerażona - Jebany idioto! - nie szczędziłam sobie wyzwisk, aż w końcu poczułam lekkie szarpnięcie w ramię, przetarłam swoje zaspane oczy, otrząsając się.

- Jack? Co ty tu robisz? - spojrzałam na brata siedzącego przy moim łóżku.

- Tak się darłaś, że musiałem zobaczyć czy wszystko w porządku - mówił troskliwym głosem, a ja odetchnęłam z ulgą.

To był tylko zły sen.

Koszmar z moim koszmarem.

Boże. Myślałam, że naprawdę to się dzieje. Rzuciłam się na brata mocno go przytulając.

Potrzebowałam tego.

- E młoda, coś się dzieje? - spytał odwzajemniając uścisk, a ja..
brnęłam dalej w kłastwo.

not TRUE LOVE | ZOSTANIE WYDANE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz