26. CHORA MIŁOŚĆ

4.7K 136 84
                                    

Rozdział 26

Po drastycznej sytuacji w Nowym Jorku, obiecałam sobie jedno. Nigdy już nie ulegnę Richardowi i nie dam wciągnąć się w te jego porąbane gierki.

Przeprowadziłam się do Miami, gdzie przez różne sytuacje i ludzi, których napotkałam na swojej drodze, ukształtował się mój charakter.

Ja się zmieniłam.

Bo Elizabeth Black z tamtego roku już nie było.

Przynajmniej tak myślałam..

Ale na tej zasranej karteczce, poza groźbami, było coś jeszcze.

Coś, przez co wiedziałam, że będę musiała ulec Richardowi, chociaż tak bardzo nie chciałam tego robić.

W prawym, dolnym rogu, wypisany był adres, a pod nim, drukowanymi literami, wyryte:

,,PRZYJEDŹ TAM. TAM GRA SIĘ DOPIERO ZACZNIE. ''

Ze łzami w oczach zaczęłam uświadamiać sobie w jakie bagno się wplątałam, a wiedząc o tym, co Richard zrobił z psychiatrykiem, przeczuwałam najgorsze.

Chciał mnie zniszczyć, tak samo jak zniszczył to miejsce, a żeby mu się to udało, posłużył się moim kotem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zadecyduje się zagrać w tą jego porąbaną gierkę.

Kiedy drżącymi dłońmi, odwróciłam karteczkę, zobaczyłam na drugiej stronie ogromny napis:

,, ANI SŁOWA MOJEMU POPIERDOLONEMU BRACISZKOWI, BO SKOŃCZY SIĘ TO DLA CIEBIE JESZCZE GORZEJ. ''

Ja pierdolę.

Byłam bezsilna. Tylko przy Oscarze czułam się bezpieczna. Nikt poza nim nie dawał mi tego cholernego poczucia bezpieczeństwa, czułam, że jak pojadę tam sama, to przepadnę.

Ale musiałam.

Dla Czarnego..

Zignorowałam ojca, który kazał mi wrócić o dwudziestej do domu. Były rzeczy ważne i ważniejsze.

Wybiegłam z pokoju, w popłochu wsiadając do samochodu. Wpisałam adres w nawigacji, po czym wyjechałam z garażu.

Pokazywało mi niecały kwadrans drogi.

Pierdolony kwadrans.

Chciałam być tam jak najszybciej i zobaczyć czarnego. Chciałam tylko do jasnej cholery wiedzieć, czy żyje. Nie wybaczyłabym sobie tego, jakbym zastała go martwego.

Do końca, moich pierdolonych dni, dręczyłyby mnie wyrzuty sumienia, a ja straciłbym swojego najlepszego przyjaciela, który po śmierci mojej mamy, pomógł mi wyjść na prosto.

Dodałam gazu, jadąc niczym pirat drogowy. Złamałam masę przepisów, ale nie to było dla mnie ważne.

Dotarłam na miejsce szybciej, niż bym się tego spodziewała. W oczy rzuciła mi się niewielka chatka. Nie była niewiadomo jak ładna, wyglądała na starą, nie miała żadnego ogrodzenia, a krzewy, które wyrastały w ogródku, żyły swoim życiem, ale po palącym się świetle w środku, które zauważyłam przez malutkie okno, wydawać się mogło, że nie była opuszczona.

not TRUE LOVE | ZOSTANIE WYDANE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz