18. Dźwięk jego oddalających się kroków

970 27 8
                                    

Leżałam na dachu wpatrując się w gwieździste niebo, a letni chłodny podmuch wiatru muskał moje rozpalone policzki. Szukałam tam na górze znaku. Znaku, że robię dobrze. Znaku, że każde słowo które miałam zamiar niedługo wypowiedzieć miało zmienić wszystko na lepsze i przede wszystkim ułatwić mi życie. Nie. Ułatwić życie nam obojgu. W końcu było ono wystarczająco trudne bez dodatkowego sprawiania sobie nawzajem bólu. Jaką głupotą było myślenie, że jako nastolatkowie rozszyfrowaliśmy na czym polega miłość.

Może jednak moja matka miała rację. Może właśnie prawdziwą miłość okazuje się w momencie w którym pozwalamy komuś odejść mimo, że cholernie nas to boli. Może właśnie fakt, że rozrywało mi serce i wszystkie narządy wewnętrzne, świadczył o tym, że prawdziwie go kochałam.

Tylko, że nie miało to żadnego znaczenia. Żadnego. Przede wszystkim dlatego, że nie mogłam go kochać. Nie teraz. Nie dzisiaj. I nie w najbliższej przyszłości.

- Wiedziałaś, że największe gwiazdy mają tendencje do szybszego wypalania się?

Kąciki moich ust samoistnie uniosły się ku górze, kiedy usłyszałam jego dźwięczny głos, chwilę po tym jak drzwi na dach skrzypnęły w bardzo dobrze znany mi sposób.

- Wiedziałeś, że to co piękne zazwyczaj szybko się kończy? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, nawet na niego nie zerkając. - Podobno to właśnie cena piękna.

- Wiedziałaś, że nie wierzyłem w stereotyp głupich blondynek aż do tego momentu?

Może i nie byłam w stanie na niego spojrzeć ale mimo to oczami wyobraźni widziałam jak przewraca tęczówkami w ten swój typowy poirytowany sposób, który uwielbiałam. Nawet gdybym chciała zerknąć w jego stronę chociażby na chwile to przede wszystkim nie mogłam. Byłam pewna, że gdybym go ujrzała, nie byłabym w stanie powiedzieć tego co planowałam. A i tak zdecydowanie zbyt długo to przeciągałam. Musiałam pozostać silna.

- Twój błąd - wzruszyłam ramionami, przymykając przy tym oczy.

- Twoje telefony o trzeciej nad ranem robią się coraz ciekawsze - czułam jak siada obok mnie.

Zacisnęłam powieki nieco mocniej, po czym wzięłam głęboki oddech.

- Wiesz, że to koniec prawda? - zapytałam w końcu spokojnym głosem.

- Domyśliłem się - odpowiedział, a jego głos odbijał się pośród panującej wokół nas ciszy.

- Tak będzie lepiej - moje serce niebezpiecznie przyśpieszyło, raniąc mnie przy każdym obiciu o żebra.

- Dla kogo? Dla mnie czy dla ciebie? - chłopak uniósł nieco głos ale wciąż brzmiał na opanowanego.

Zacisnęłam mocniej pięści, po czym uniosłam się do siadu, w końcu decydując się na niego spojrzeć i tym samym łamiąc daną sobie obietnice. Jego szczęka zaciskała się w złości, kiedy wpatrywał się ślepo w tylko sobie znany punkt. Jego oczy przypominały zimny mat, a skóra nie była błyszcząca i brązowa, a matowa i poszarzała. A najgorsze było to, że na jego ustach nie było nawet śladu po lekkim uśmiechu, który zawsze na nich skrywał gdy przebywał w moim towarzystwie. Siedziałam obok kogoś kogo w ogóle nie czułam, że znałam. Bo siedziałam obok kogoś, kogo właśnie łamałam. I musiałam żyć z tym uczuciem i widokiem już do końca.

- Dla nas - powiedziałam twardym głosem, chociaż w środku dzieliły mnie sekundy od całkowitego rozklejenia się.

- Dobrze wiesz, że to nie prawda - parsknął cicho pod nosem, nie racząc mnie nawet spojrzeniem. - To słowa twojej matki, nie twoje.

Torn between existenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz