• Prolog •

115 15 23
                                    

Chłodny wiatr muskał ich twarze. Księżyc patrzył na nich ze smutkiem. A oni nie odrywali wzroku od dymu, co rusz unoszącemu się ku gwiazdom.

Samotna łza spłynęła po twarzy chłopaka. Ciepły płaszcz z trudem chronił go przed zimnem.

Dziewczyna złapała jego dłoń. Czarna przepaska zasłaniała jej oko.

Jej brat złapał ją za rękę. On również płakał.

Stali tam razem, jedno trzymając drugie. Od teraz mieli tylko siebie. Kapłanki w tym momencie pomagały ich rodzicom odejść do gwiazd. Ale prawie nic z nich nie zostało — ceremonia zdawała się czysto symboliczna.

Kolejna strużka dymu wzniosła się w niebo. Drobinki magii skrzyły się w powietrzu. Dusza odchodziła w lepsze miejsce. Gwiazdozbiory już wyciągały ku nim swoje ramiona, czekając, by przyjąć kolejną z gwiazd.

Dziewczyna spojrzała na Księżyc, w duchu śląc ku niemu modlitwę. Prosiła, by zaopiekował się jej bliskimi — tymi, którzy żyli. I tymi, którzy odeszli.

Mrożący krew w żyłach ryk wywołał poruszenie wśród żałobników. Kapłanki zaczęły się spieszyć i zapędzać zebranych do świątyni.

Chłopcy zaczęli ciągnąć dziewczynę w stronę świątyni. Ale ona stała jak sparaliżowana, nie mogąc się ruszyć.

Smoki nadchodziły.

Kroniki Lumeny: Księga pierwsza • KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz