Poroniłam umarło mi jedno dziecko. Nie mogę zawieść Cama i po całej nocy płaczu wynajęłam firmę która ma podłożyć dziecko aby Cam nie dowiedział się że jestem taką okropną żoną która nie umie zapewnić mu dziecka. Moje dziecko nazwę Tony a dziecko które dostanę od fundacji Shane. Mimo to że dziecko
n7#)# 8$8
(Ostatnie słowa są rozmazane)Rzuciłem książką bardzo mocno o ścianę wcześniej wyciągając z kieszonki okładki żyletki o których sobie przypomniałem. Schowałem je do kieszeni i wstałem z łóżka.
Jak to nie jestem ich synem. Zapłakany poszedłem do Vincenta aby umówił mnie z tatą na spotkanie. Dziwnie się teraz wypowiada mi słowo tata.
Gdy byłem już pod gabinetem starałem się jak kolwiek uspokoić. Po dwóch minutach zapukałem do drzwi. Nie musiałem czekać długo aż usłyszałem wypowiedziane lodowatym głosem.
- Proszę. - usłyszałem ze środka.
- Vincent! Ja muszę! Ten zadzwonić! Bo ja znalazłem! I i i i Tata! I on musi mi wytłumaczyć! I proszę czy! Muszę do niego Lecieć! - wykrzyczałem jak wpadłem do środka. Całe dwie minuty na uspokojenie nic nie dały przy moim napadzie histerii.
W środku był Will I Vincent, którzy w lekkim szoku na mnie patrzyli.
- Co się stało Shane? - spytał Vincent.
- Muszę jechać do taty! - krzyknąłem.
- Spokojnie. - powiedział Will wstając. Podszedł do mnie i delikatnie usadził mnie na krześle.
- Muszę lecieć do Taty. - powiedziałem uparcie.
- Chcesz wody? - spytał Will na co machnąłem głową na nie.
- Muszę lecieć do Taty. - prawie przeliterowałem.
- Dobrze jutro polecisz do taty. Tylko wytłumacz o co chodzi.
- Nie ważne. Dzięki Vincent! - krzyknąłem i wybiegłem z gabinetu.
Pobiegłem do swojego pokoju i zamknąłem się zamów na klucz. Jednak gdy zastałem tą ciszę. Tą przerażającą ciszę która otaczała mnie ze wszystkich stron. Ciemny pokój wcale nie pomagał mi w tej sytuacji. Po prostu się rozpłakałem. Ręce zaczęły mi się trząść a oddech uciekał mi z krtani. Poczułem ból w klatce piersiowej i łzy automatycznie zaczęły lecieć mi z oczu. W amoku trzęsącymi dłońmi wyjąłem to metalowe cacko z kieszeni i przeciąłem kilka razy nadgarstek. Przed oczami zaczęły pojawiać mi się mroczki a ja położyłem się na podłodze, aby zmniejszyć zawroty głowy, które zwiększały się z każdą kolejną kroplą jaka spadła na jasne panele podłogowe. Nagle przed moimi oczami pojawiła się czysta ciemność.
Pov. Tony.
Widziałem że coś dzieje się z Shane'em (?). Tylko nie wiedziałem co ja mam z tym zrobić. Postanowiłem pójść powiadomić o tym Vincent'a.
Wstałem z łóżka i powoli wyszedłem z pokoju. Gdy mijałem pokój mojego bliźniaka mógł bym przysiąść że usłyszałem huk. Jednak lekko to olałem.
Udałem się do gabinetu do którego zapukałem.
- Proszę. - powiedział Vincent a ja wszedłem do środka. - Tak Tony?
- Coś się dzieje z Shane'em. - powiedziałem siadając na krześle.
- Tak też to zauważyłem. Przyszedł do mnie chwilę temu i prosił. Błagał wręcz aby mógł polecieć do taty. Jednak dalej nie wiem dlaczego.
- Jadę z nim. - stwierdziłem.
- Dobrze idź do siebie.
- Okej. - powiedziałem i wyszedłem.
Gdy wróciłem do pokoju i spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy na tydzień bo wydawało mi się że na tyle tam mniej więcej pojedziemy.
Gdy skończyłem założyłem słuchawki i wyszedłem na balkon.
Gdy wypaliłem trzeciego papierosa postanowiłem wrócić do pokoju.
Położyłem się na łóżku. I po chwili zasnąłem.
Pov Shane
Obudziłem się dalej na podłodze. Na drżących nogach wstałem i poszedłem do łazienki. Opatrzyłem tam wszystkie rany i wziąłem kilka tabletek przeciwbólowych, które dał mi wcześniej Will. Założyłem nową koszulkę i wróciłem do pokoju.
Spakowałem trochę ubrań a pod nimi włożyłem książkę. Spakowałem też kilka kosmetyków a na wszelki wypadek włożyłem jeszcze dodatkowe żyletki i apteczkę.
__ __ __ __ __
HEJA moi mili! Mam nadzieję że nowy rozdział wam się podoba.
Miłego dzionka.
600 słów
CZYTASZ
RODZINA MONET - Smutna historia Shane'a Moneta.
Fanfictionnie wiem.. ‼️‼️‼️ PAMIĘTAJCIE ABY NIE POWTARZAĆ NICZEGO CO JEST PRZEDSTAWIONE W KSIĄŻCE. JEST TO TYLKO KSIĄŻKA NIE PRAWDZIWE ŻYCIE. TO TYLKO MOJA WYOBRAŹNIA‼️‼️‼️