Rozdział 6

274 15 4
                                    

 —✧— 

  Odgłos spadających co chwilę na parapet, letnich kropel deszczu obudził mnie naprawdę wcześnie rano. Dzęki czemu miałam sporo czasu na zwykłe wpatrywanie się w białych sufit, którego odcień nie tylko sprawił, iż moje oczy zaczęły lekko piec, a również i do głębokiej refleksji na temat ile chłopak wprawdzie potrafił dla mnie zrobić.

Byłam mu tak bardzo wdzięczna za wczoraj. Gdyby nie on, nie wiem co bym zrobiła.

Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że leże wtulona w Janka na jego kanapie. Z początku lekko się przeraziłam, ale postarałam się uspokoić swoje emocje, bo to w końcu osoba, której mogę całkowicie zaufać. Osoba, która mnie nie  skrzywdzi. Przy nim, nie miałam czego się  bać.

Nie chciałam go budzić, patrząc chociażby na to, w jak spokojnym śnie był pogrążony, mimo nocnych wydarzeń. Jednak odczułam ogromną potrzebę, pójścia do toalety. Chciałam więc się podnieś, lecz kiedy spróbowałam to zrobić, poczułam ogromny, piekący ból, podążający całe moje ciało.

A do mojej głowy od razu powróciły wszystkie wspomnienia, dotyczące tamtego wieczoru...

Mimowolnie do moich oczu zaczęły napływać łzy, a mój oddech zrobił się nierównomierny. Strach powoli, a jednak dobitnie zaczął przejmować nade mną kontrolę. Nie miałam jednak do końca świadomości czego tak naprawdę się bałam.

Obudziłam tym chłopaka, który jak poparzony oderwał się ode mnie, po czym spojrzał na mnie, swoimi zatroskanymi oczami. W jego jasnych tęczówkach nie było już tego błysku radości, który tak bardzo podziwiałam za każdym razem, gdy dane było mi podziwiać ten niesamowity widok. Był tam jedynie przejmujący smutek. Smutek, który przepełniał jego cały wyraz twarzy.

Czy on naprawdę jest przeze mnie  smutny?

Czy zwalam mu się na głowę i przytłaczam swoimi problemami?

Ruby co się dzieje? — zapytał mnie blondyn, starając się by jego głos nie zabrzmiał panicznie.

— Wszystko mnie boli, nie mogę się ruszyć. Boje się — wyszeptałam ostatnie zdanie i pozwoliłam wciąż napływającym łzom, spłynąć po moich policzkach.

— Nie bój się skarbie. Jesteś bezpieczna. Jestem tu z tobą — odparł, po czym delikatnie, jakby bał się, że spłoszy mnie nawet tak subtelnym ruchem, owinął jedną z swoich rąk wokół mojego ciała.

Samo skarbie zadziałało na mnie kojąco. Uspokoiło mnie, bardziej niż jego bliskość. Nie wiedziałam jednak dlaczego.

Może dlatego, że nikt nigdy nie nazwał mnie swoim skarbem.

Zawsze nazywali mnie problem.

— Już wszystko dobrze? — dopytał Janek, kiedy zauważył, że mój oddech nieco się unormował, a z oczu przestały spływać łzy.

— Tak, dziękuję.

— Nie masz za co.

Chłopak wstał i poszedł do kuchni, a potem do jakiegoś innego pokoju. A ja leżałam, nadal nie mogąc się podnieść. Nie byłam o to na niego zła, bo skąd mógłby wiedzieć, że jest ze mną, aż tak źle.

Chodziło bardziej o to, że bałam mu się to powiedzieć. Bo jak niby miało by to zabrzmieć: „Janek, zanieś mnie, proszę, do łazienki, bo muszę się wysikać.” Jest to zbyt wstydliwe. Przynajmniej dla mnie. Nie chciałam też, tak bardzo zrzucać mu się na głowę. Wystarczy, że zmusiłam go, aby przyjechał po mnie w nocy i przenocował u siebie.

Po chwili chłopak wrócił do salonu, a w dłoniach trzymał ubrania, składające się z szarej koszulki i jakichś czarnych spodni.

— Przyniosłem ci ubrania — odparł i położył je obok mnie, na kanapie.

— Dzięki — wymusiłam uśmiech, po czym przeniosłam wzrok na okno. Zza jego szyby rozprzestrzeniał się widok pochmurnego nieba, którego obraz przecinał nieustannie padający deszcz lub błyski.

— Pomogę ci wstać.

Janek podszedł do mnie, po czym złapał mnie od tyłu za plecy i delikatnie podnosił do siadu. Trochę mnie bolało, ale na pewno mniej niż w tedy, gdy spróbowałam zrobić to sama. Kiedy już siedziałam na łóżku, chłopak chwycił za moje nogi i pokierował je na dywan. Czułam się jak niepełnosprawna osoba. Naprawdę. Brakowało jeszcze wózka i było by idealnie.

Spróbowałam podnieść się sama, co średnio mi wychodziło. Dlatego podparłam się na Janku, a ten zaczął kierować nas do łazienki.

— Jeśli chcesz możesz się wykąpać — stwierdził, gdy byliśmy już na miejscu. — Naleje ci wody, czy coś — zmieszał się lekko, czego widok znacznie odznaczył się na twarzy.

— Spokojnie, dam sobie radę. Dzięki za chęć pomocy — po raz kolejny wysiliłam się na uśmiech.

Chłopak stał jeszcze przez chwilę w progu łazienki i patrzył na mnie. Trochę mnie to speszyło, bo między nami istniał  jakiś dystans, który nie bardzo mi się podobał. Wolałam, aby było tak jak wcześniej, kiedy oboje nie baliśmy powiedzieć sobie czegoś lub po prostu się przytulić. Teraz było inaczej. Nie wiedzieliśmy nawet jak zacząć ze sobą rozmawiać. Zaczęło mnie to lekko przytłaczać.

Janek w końcu otrząsną się z tej dziwnej euforii, zamrugał kilka razy i po prostu wyszedł, zostawiając mnie samą.

Długo biłam się z myślami. Krążyło ich teraz tyle w mojej głowie, że prawie zapomniałam o świecie rzeczywistym. Tak bardzo dałam się im pochłonąć. Tak bardzo mnie one męczyły. Nie chciałam już myśleć. 

Bałam się, że to przeze mnie nasza relacja ucierpi. Nagle przestanie istnieć, jak gdyby nigdy nie istniała. Jakbyśmy nigdy się nie spotkali. On wróci do swojego dawnego życia, a ja zacznę obwiniać siebie za zniszczenie czegoś poraz kolejny.

A w tedy moje myśli już całkowicie mnie pochłoną, a ja nigdy nie zdołam się od nich uwolnić.

~*~

Hejoooo!!

Jak tam żyjecie? Ogl to sorry, że te rozdziału są tak nudne i bezsensowne, ale cierpię na chorobie pt. "MWANPJPWK" czyli: "Mam wenę, ale nie potrafię jej przedstawić w książce"

Miłego: dnia/ nocy/ wieczoru.

Papapapapapa!!

Need a break - Jann ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz