Rozdział 8

249 16 21
                                    

  —✧— 

  Siedziałam przed salą, w której znajdował się chłopak, wpatrzona w jeden punkt. Było ciemno. Na tykającym zegarze, widniała godzina druga w nocy, a ja zamiast spać spokojnie w łóżku z świadomością, że jutro znowu zobaczę, ten piękny uśmiech chłopaka, że znowu go przytulę, że znowu wywoła on, uśmiech na mojej twarzy. Siedziałam na niewygodnym krzesełku, przed salą sto trzynaście, wpatrzona w jeden punkt.

Moje myśl zaczęły mnie zabijać. Zostałam odcięta od życia i wchłonięta w swoją własną głowę.

Moje oczy piekły, bo wpatrywałam się w ciemność, prawie nie mrugając. A policzki kleiły się od łez, które już wszystkie z siebie wypłakałam.

Bo już nawet teraz nie potrafiłam tego robić.

Czułam ogromne wykończenie. Jakbym co najmniej nie spała przez dwa miesiące. Czułam też ogromną pustkę. Jakby ktoś odebrał mi połowę mojej duszy, mojego szczęścia. Ta pustka była, tak bardzo... przytłaczająca. Od zawsze chciałam ją czuć, ale w innym znaczeniu. Chciałam czuć przyjemną pustkę myślenia o niczym. Chciałam czuć pustkę w głowie. Zamiast tego czułam, wyżerajacą mnie od środka, pustkę w sercu.

Wręcz przytłaczającą.

Moja głowa przez cały czas analizowała tamto wydarzenie. Każdy mój ruch, każde moje zachowanie, każdą moją emocje. Zastanawiała się potem, co by było gdybym w tamtej sytuacji zrobiła to, albo nie zrobiła tego.

Byłam tym zmęczona.

Muszę odpocząć.

Od tych wszystkich myśli w mojej głowie.

Może pomogło by, gdybym krwawiła?

Oh, jak wielką potrzebę w tedy poczułam. Tak bardzo chciałam dotknąć, tego małego, metalowego narzędzia. Tak bardzo chciałam pociąć nim swoją skórę.

Ale nie mogłam, bo złożyłam obietnice. Nie złamie jej, bo w tedy on się na mnie zawiedzie. A ja tego, tak bardzo nie chciałam.

Poszłam do łazienki i przemyłam swoje opuchnięte i czerwone oczy, zimną wodą. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Rozmazany makijaż, roztargane włosy i widoczne zmęczenie na twarzy, przyprawiły mnie jedynie o wstręt do samej siebie.

— Nie możesz się teraz poddać — wyszeptałam i przybliżyłam się do lustra. Spojrzałam w swoje zielone oczy, jak bym próbowała sama sobie pomóc. Uświadomić samej sobie, że nie mogę się poddać.

Wychodząc z łazienki, napotkałam jednego z lekarzy, który z widocznym zmartwieniem na twarzy, popatrzył się na mnie.

— Powinnaś wracać do domu. Twoi rodzice na pewno się martwią — poradził. Zorientowałam się, że to jeden z lekarzy, którzy przeprowadzają operacje Jankowi.

— Co jeśli on się obudzi, a mnie tu nie będzie? — spytałam. Tak bardzo pragnęłam znać odpowiedź na pytanie,  które zadawałam sobie przez cały czas.

— Niech się pani nie martwi. Wystarczy, że poda pani swój numer telefonu w recepcji, a obiecuje, że jeśli czego kolwiek się dowiemy, zostanie pani niezwłocznie poinformowana o tym.

— Na pewno?

— Na pewno.

— Wiadomo co z nim? — odwróciłam się ponownie do lekarza. Miałam zamiar już iść, ale moja ciekawość wygrała.

— Niestety nie. Dalej przeprowadzana jest operacja.

Głośno westchnęłam. Ile bym teraz dała, żeby to się skończyło. Żeby Janek przeżył i nie musiał cierpieć. Była bym w stanie cofnąć czas i pozwolić temu mężczyźnie mnie skrzywdzić. Wolałam, kiedy to ja cierpiałam, a nie ktoś mi bliski.


~*~

Wracałam do domu. Było ciemno, a ja nawet się nie bałam. Było mi wszystko jedno. Nie czułam już niczego, oprócz tej przygniatającej mnie pustki.

Dochodząc do domu, zauważyłam, że świeci się w nim jedno okno. To pewnie moja mama, która przypomniała sobie o moim istnieniu i nagłym zniknięciu.

Weszłam do domu i od razu moim oczom, ukazała się kobieta. Była w szlafroku i jakiejś zwiewnej, letniej piżamie.

Nie chciałam z nią rozmawiać, a co dopiero tłumaczyć jej to wszystko. I tak by nie zrozumiała.

— Co ty sobie wyobrażasz? — spytała surowo, jak zawsze. W jej oczach nie było widać nawet zmartwienia, przejęcia. Tylko surowość.

— Nic — mruknęłam. Tak bardzo chciałam zasnąć i przestać czuć oraz myśleć.

— Gdzie byłaś? — odwróciła się do mnie plecami i wyglądała przez okno. Nie chciała na mnie patrzeć. Zawiodłam ją. Znowu.

— Nigdzie — odburknęłam.

— Do cholery jasnej, Ruby! — krzyknęła. Była już widocznie sflustrowana moim zachowaniem.

Spuściłam głowę. Bałam spojrzeć się jej w oczy. Bałam się zobaczyć w nich zawodu, jaki spowodowałam.

— Odpowiedz — zażądała.

Zacisnęłam mocno powieki. Po moim policzku spłynęła pierwsza, uraniona łza, od kiedy wypłakałam je wszystkie w szpitalu.

— Mamo, chciałabym usiąść na przeciwko ciebie i porozmawiać z tobą, tak szczerze jak nigdy. Powiedzieć ci co się działo przez całe moje życie. Że tak naprawdę nie znasz swojej córki i nie wiesz ile bólu nosi na barkach... Ale to chyba nigdy nie nastąpi... Nie mam na tyle odwagi, nigdy nie byłyśmy na tyle blisko bym mogła się tak otworzyć... — powiedziawszy to, poczułam więcej łez, które opuszczały moje oczy.

Spojrzałam na moją zszokowaną mamę, po czym uciekłam do swojego pokoju. Tak bardzo chciałam w końcu zasnąć i nie analizować już niczego. Nie myślec o tym, jak bardzo brakuje mi Janka.

Nawet się nie umyłam, ani nie przebrałam. Nie widziałam w tym najmniejszego sensu. Położyłam się na łóżku i patrzyłam na ścianę. Co  musiałam zrobić w swoim życiu, że Bóg tak bardzo mnie ukarał?

Czy ja na to wszystko faktycznie zasłużyłam?

Spojrzałam na telefon. Widniała na nim godzina czwarta. Chciałam już spróbować zasnąć, kiedy dostałam wiadomość. Przeczytałam ją i poczułam jak robi mi się słabo. Poczułam jak by coś we mnie runęło i nie miło szansy na odbudowanie się, bo w wiadomości pisało:

Jest w śpiączce, nie wiadomo, kiedy się obudzi i czy w ogóle do tego dojdzie. Dajemy mu maksymalnie dwa dni. Nóż dotknął serca i nie wiadomo, czy wytrzyma

Zaczęłam płakać. Leżałam w nocy pod kołdrą i zakrywałam buzię ręką, żeby nikt nie usłyszał mojego płaczu. Zaczęłam myśleć o tym, w jak okropnej sytuacji jestem. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Płakałam, tak mocno, że cała poduszka była mokra, a gdy już wreszcie się uspokoiłam, leżałam i myślałam dalej, bo nie potrafiłam zasnąć, przez to wszystko.

Najgorsza prawda była taka, że wstanę rano, jak gdyby nic się nie działo, uśmiechnę się i udam, że wszystko jest w porządku.

Ale po jakimś czasie już całkiem przestanę płakać, bo przestanę wierzyć, że szczęście w ogóle istnieje.

Już wiedziałam, że nie zasnę. Jak ja lubię  te wieczory, gdy kładę się pod kołdrą i próbuje opanować myśli, które rozpierdalają mi głowę...

~*~

Hejoooo!!!

Przepraszam was za te smutne rozdziały, ale cóż. Taka ta książka miła być. Sam jej tytuł wskazuje, że jak i piosenka, nie będzie ona o krainie kucyków.

Mam nadzieję, że się podoba ❤️

Koniecznie piszcie jak wrażenia.

Papa, do następnego ❤️

:)

Need a break - Jann ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz