Rozdział 10

270 14 47
                                    

—✧— 

  — Na pewno dasz radę iść? — upewniłam się po raz setny, czy aby na pewno Janek jest wstanie poruszyć chociażby jedną nogą.

— Tak — odrzekł spokojnie, nadal nie tracąc cierpliwość.

Przez cały czas chłopak zadziwiał mnie swoim spokojem. Ja już dawno bym z kimś takim, jak ja nie wytrzymała.

Aktualnie wracaliśmy już do domu chłopaka. Na szczęście wszystko już było z nim dobrze, nie mógł tylko się przemęczać, dlatego idąc drogą, Janek przez cały czas się na mnie podpierał.

A z moją wysokością względem chłopka wyglądałam, jak co najmniej kula, służąca do podtrzymywania się na niej.

Szliśmy w ciszy i chodź byłam szczęśliwa i spokojna, moje myśli nadal wirowały po wczorajszej nocy.

Byłam na siebie okropnie zła. Jak mogłam pozwolić, żeby coś takiego między nami zaszło? Nie byłam gotowa na związek, a tym bardziej nie byłam gotowa, by zaufać komuś ponownie. Dałam chłopakowi, tak złudną nadzieję. Skrzywdzę go tym, a przecież najbardziej zależało mi na tym, by nikogo już nie krzywdzić, ani nie rozczarowywać.

Zawiodłam nawet samą siebie.

Weszliśmy do bloku chłopaka. Zaczęłam się stresować, gdy wchodziliśmy po schodach, bo to jednak ogromne wyzwanie dla osoby po operacji, ale na szczęście nic się nikomu nie stało.

Gdy byliśmy już na miejscu, chłopak rozłożył się na kanapie, a ja postanowiłam go rozpakować.

Podczas wkładania ubrań do szafy, poczułam, że chłopak darzy mnie zaufaniem. Ufał mi, bo właśnie szperam  mu w rzeczach. Bo gdy był w szpitalu, dał mi kluczyki od swojego mieszkania. Nie miał pewność, czy go nie okradnę. Zaufał mi.

W jednej chwili, dosłownie w jednym momencie zalała mnie fala wyrzutów sumienia.

Bo ja nie potrafiłam mu zaufać.

Byłam z nim blisko i czułam to. Byłam w stanie oddać za niego życie, poświęcić się dla niego, wysłuchać, pocieszyć. Ale nie potrafiłam dać mu jednej z najbardziej ważnych i cenionych cech w przyjaźni.

Nie potrafiłam zaufać.

Byłam na siebie tak cholernie wkurzona. Choćbym nie wiadomo jak się starała i nie wiadomo jak bym chciała, ja po prostu nie byłam w stanie zaufać. Nienawidziłam siebie za to tak bardzo, bo właśnie tym najbardziej mogłam uderzyć Janka.

Brakiem zaufania mimo wszystko.

Zdałam sobie sprawę, że to, co wczoraj zrobiłam. To, że zgodziłam się, abyśmy nawzajem dotknęli swoich ust, było okropnym błędem, którego już nigdy nie naprawię.

Zepsułam nas.

Zepsułam naszą przyjaźń.

Walnęłam głową w ścianę szafy i zacisnęłam mocno powieki. Nie mogłam teraz płakać, musiałam wziąść się w garść. Janek mnie potrzebuje. Wierzchem dłoni przetarłam wilgotne policzki i spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam najlepiej. Potargane włosy, rozmazany tusz do rzęs, a do tego czerwone i napuchnięte oczy od płaczu.

Chciałam wziąść się w garść, jednak gdy znowu przypomniałam sobie, jak okropną rzecz wyrządziłam, z moich oczu ponownie polały się łzy.

— Kurwa — szepnęłam do siebie, głosem pełnym niemocy, bezradności i wykończenia.

Zacisnęłam mocno szczękę, by nie wydobyć z siebie przeraźliwego krzyku.

— Ruby, co się dzieje?

Need a break - Jann ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz