Rozdział 3

344 18 15
                                    

  —✧—

  Chodziłam po wszelkich sklepach już od paru dobrych godzin. Zwiedziłam wszystkie, które znajdowały się w mojej okolicy, jednak nie potrafiłam znaleźć jakiegoś drobnego, ale jednocześnie odpowiedniego prezentu dla Janka.

Chciałam w ten sposób podziękować mu, za to co dla mnie zrobił. Bo mimo wszystko uratował tamtego pamiętnego wieczoru, moje życie. A ma się je tylko jedno. Nic jednak nie mogłam znaleźć. Uznałam za zbyt oklepane, kupowanie słodyczy, więc szukałam czegoś bardziej oryginalnego.

Po wielu próbach szukania, zrezygnowana chciałam już wracać do domu i napisać na kolorowej kartce jakieś długie podziękowania w prost od serca. Jednak na długiej półce zobaczyłam rząd brązowych misiów, które w swoich włochatych łapkach trzymały czerwone serca z różnymi napisami.

Może i nie jest to orginalne, tak jak chciałam, ale było przeurocze i wręcz prosiło się o kupienie. Pośród przytulanek znalazłam upragnionego misia z napisem „Thank you.Dokupiłam do tego żelki i uznałam, że to naprawdę dobry prezent.

Miałam zamiar dać go dzisiaj chłopakowi, gdy się spotkamy. Miał mnie gdzieś zabrać, ale mimo moich prób wyłudzenia od niego jakiej kolwiek odpowiedzi, blondyn nie dał się złamać. Dlatego z niecierpliwością czekałam na upragnioną godzinę szesnastą.

Godziny dłużyły mi się w nieskończoność. Tak bardzo chciałam już się z nim spotkać, a jednocześnie lekko się stresowałam, faktem, iż miałam dać mu prezent. Poza tym było mi również wstyd, że chłopak widział mnie w tak okropnym stanie.

~*~

Gdy w końcu pod mój dom podjechał samochód, którego godzinami wypatrywałam zza okna, niezmiernie się z tego ucieszyłam i wręcz wybiegłam z domu, uprzednio go zamykając.

— Hejo — przywitał mnie chłopak, gdy od razu mnie ujrzał.

— Hej — uśmiechnęłam się do niego ciepło. — Zdradzisz w końcu gdzie mnie porywasz?

— Zobaczysz — uśmiechnął się ironicznie, po czym odpalił samochód.

Jechaliśmy bardzo długo. Po drodze nie kojarzyłam, gdzie blondyn może mnie zabrać, ale mogłam z pewnością stwierdzić, że było to poza miastem. Z każdą sekundą moja ekscytacja przybierała na wadze. Nie było to spowodowane tylko chęcią dowiedzenia się gdzie jedziemy, ale także tym, że już niedługo miałam zamiar wręczyć chłopakowi prezent.

Nie byłam jednak pewna czy mu się spodoba. W końcu jest artystą, który tak mały i wręcz śmieszny prezent może sobie kupić codziennie i to bez najmniejszego myślenia o wydatkach. Janek mimo wszystko wydawał się być skromną osobą, która nie obnosiła się  tym, że na wszystko ją stać.

I to bardzo w nim ceniłam.

Dojechaliśmy w końcu na miejsce. Wydawało się one kompletnie oddalone od wszelkiej cywilizacji. Widniało tam wiele drzew, a także krzaków. W około znajdowały się różne fabryki, dalej natomiast można było zauważyć jakiś budujący się blok.

Najbardziej, jednak moją uwagę przykuł kolorowy, murowany płotek, który okrążał mały, wyglądający trochę jak garaż, domek. Na przeciwko niego znajdował się nieco większy – tym razem taki prawdziwy – garaż, w którym znajdowała się masa karm dla psów oraz rożny dla nich akcesorii.

— Czy to schronisko? —  bardziej stwierdziłam niż spytałam, wzrokiem wodząc po całym otoczeniu.

Chłopak odpowiedział mi jedynie uśmiechem.

Need a break - Jann ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz