Rozdział czwarty

974 28 0
                                    


Marisol

Próbuję zasnąć, lecz upragniony sen nie nadchodzi. Przewracam się z boku na bok i nie czuję się bezpieczna nawet we własnym pokoju. Patrzę na zegarek, który wskazuje 2:47. Zdecydowanie za długo się wierciłam.

       Wspomnienia z wczorajszego wieczoru powracają do mnie ze zdwojoną mocą. Jestem załamana i chowam twarz w dłoniach. Prysznic niewiele mi pomógł... wciąż czuje na sobie jego obleśne ręce i zapach.

      Jak on mógł mi to zrobić? Wygląda na mężczyznę, który nie potrzebuje zbyt wiele, aby zdobyć kobietę. Ale jednak tak się zachował...

       Mam ochotę płakać, ale wpadam na inny pomysł, który pomoże ukoić mój ból. Rozsiadam się wygodnie na łóżku i przejeżdżam dłonią po ciele, od piersi do majtek. Wsuwam rękę w bieliznę i zaczynam sobie wyobrażać... no właśnie, kogo?

      Pierwszy w głowie pojawia się przystojniak z parkingu, lecz głupio czułabym się z tym, że fantazjowałabym o nieznajomym. Chociaż?

      Przywołuję obrazy, gdy to on zaciąga mnie do takiej uliczki. Zamiast Daniela, czuję na sobie jego dotyk. Wyrywam mu się, ale on mnie powstrzymuje.

     Robię się mokra na samą myśl, więc wsuwam palec do wilgotnego wnętrza. Udaję, że to on pieprzy mnie palcami i rozrywa mój sweter. Zaczynam lekko dyszeć i już mam zamiar dołożyć kolejny palec, gdy słyszę kroki niebezpiecznie blisko moich drzwi.

         W mgnieniu oka wyciągam dłoń i patrzę na drzwi, w których staje mama. Matczyna intuicja podpowiedziała jej, że nie śpię? Gdy ją widzę, wybucham płaczem. Sama nie wiem, czym to jest spowodowane. Tym, że mama się o mnie martwi czy wspomnieniem obleśnych łap Daniela, czy może jednak tym, że fantazjowałam o gwałcie z facetem, którego widziałam raz w życiu. Jestem zepsuta.

- Cześć, kochanie - przysiada na łóżku, gdyż czuję ugięcie materaca. - Czułam, że nie śpisz. Jak się czujesz? Eh, co za pytanie...

Obejmuje mnie ramieniem, a ja wtulam się jej piersi.

-  Strasznie, mamuś... miałam szczęście, że się wyrwałam, ale sam fakt... 

- Nie mogę przeboleć tego, że okazał się takim złym człowiekiem - przyciska mnie do siebie mocniej, słyszę jej złamany głos. - Tak mi źle, że spotkało cię coś takiego, skarbie...

     Płacz staje mi w gardle, nie potrafię nic jej odpowiedzieć. Wiem, że sobie z tym poradzę. Zawsze dawałam radę ze wszystkimi trudnościami i teraz nie będzie inaczej.

      Muszę przyznać rację rodzicom i zgodzić się wyjechać z nimi. Nie ma opcji, że zostanę tutaj sama. Gdyby wtedy stało się coś takiego? Do kogo bym przyszła?

-  Ja... - siąkam nosem - ... wrócę z wami... już nie będę robić problemów o to, obiecuję.

-  Narazie odpocznij, przyjdzie czas na zastanawianie się nad jutrem. - Całuje mnie w czoło, wciąż silnie obejmując. - Chcesz abym została?

-  Tak... proszę.

      Tak, mam dwadzieścia lat. Nie chcę być sama i czuję się błogo w jej obecności. Mama ma rację. Mama ma zawsze rację. Przyjdzie czas na rozmowę. Uspokajam się i przemyka przeze mnie zmęczenie. Zamykam powieki i odlatuję w sen.

Red Ribbon Bow 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz