Marisol
Oddychaj, oddychaj, oddychaj.
Powtarzam sobie to w kółko, jadąc do tego nieznanego mi miejsca. Jestem doszczętnie zirytowana. Mój mąż jest nawalony w tym baro - klubo - pubie, z Heliosem, a mnie tam nie ma. Naprawdę twierdziłam, że jest dorosłym i poważnym mężczyzną. Cóż, nie.
Nie mam jakiś obaw, że mnie zdradzi czy coś podobnego, ale jest gorącym facetem i robi wrażenie, przez co laski mogą się do niego łasić. Jeszcze ten jego komentarz, że jest w Gabano. Serce mi na moment stanęło, kiedy to usłyszałam. Dlaczego przywołał w ogóle ten klub? Najpierw myślałam, że naprawdę tam jest, ale kiedy powiedział, że żart to żołądek podszedł mi do gardła. Dlaczego zażartował z czegoś takiego? Nie opowiadałam mu o tamtej sytuacji, więc to conajmniej dziwne.
Wspomnienia z tamtego wieczoru, znów mnie uderzyły. Pewnie przesadzam i po prostu sobie dopisuję różne rzeczy, ale się przeraziłam.
Z tętnem sto pięćdziesiąt wbiegam do tego baru, w którym rzekomo jest Eros. Przesuwam wzrokiem po całej wielkiej sali i czuję odruch wymiotny. To miejsce wcale nie uchodzi za jakąś spelunę, ale naprawdę jest obleśne. Ludzie normalnie siedzą na stolikach i się obmacują, leżą na podłodze, inni tańczą do muzyki na żywo. Ściany są czerwone i takie obskurne. Dekoracje również się są szczególnie zachwycające. Kelnerki też nie próżnują ze strojem, mają gorsety i wyjątkowo krótkie szorty.
Od środka - płonę ze złości. Dlaczego to jest jego ulubione miejsce? Nie ma tutaj nic atrakcyjnego. Przeszywa mnie dreszcz. Z tyłu głowy, słyszę jakieś głosy, raczej czyjś śpiew, to znaczy fałsz. Obracam się i dostrzegam Heliosa, wiszącego na jakimś facecie. Wybałuszam oczy. Ramiona ma zarzucone na jego szyi, a facet trzyma mu łapska na biodrach. Łapię się na głowę. Wstyd i hańba.
Śpiewają jakieś włoskie piosenki. Ja pieprzę. Odszukuję wzrokiem męża. Boże. Siedzi na podłodze, oparty o framugę drzwi i kiwa się, jakby miał chorobę sierocą. Po sekundzie, ruszam do niego, on słysząc moje kroki od razu podnosi wzrok. Uśmiecha się szczerze, jakby widział najwspanialszą rzecz na ziemi i podejmuje próbę wstania. Bezskutecznie.
Kucam przy nim i pomagam mu się podnieść, a ten chwyta mnie w talli i rozbija usta na moich. Smakuje piwem i ostrym sosem. Odsuwam się na bezpieczną odległość, dając mu tylko krótkiego buziaka. Niekoniecznie chcę się z nim teraz całować. Robi naburmuszoną minę i łapie mnie za tyłek. Mocno przyciąga do siebie i szczerzy idiotycznie. Eh. Wtula twarz w moje włosy i zaciąga moim zapachem.
- Pachniesz tak... świeżo... pięknie.
Jego głos jest zachrypnięty, nie da się przeoczyć, że jest pijany. Przewracam oczami, co nie umyka jego uwadze. Daje mi ostrego klapsa w pośladek, aż syczę.
- Eros, jesteś napruty, jak nie wiem co - stwierdzam prawdę.
Patrzy na mnie spod przymrużonych powiek i co chwilę beka. Ledwo powstrzymuję się od wybuchu śmiechu.
- Zachowuj się. Jesteśmy na mieście. Nie obmacuj mnie publicznie. Zabieram ciebie i twojego brata do domu.
- Obmacuj... - cmoka - ... to takie podniecające słowo - znowu przewracam oczami, a on spuszcza wzrok niżej. - Oooo, nie masz stanika - mruczy, jakby zachwycony tym faktem.
Kręcę głową z niedowierzania. Czy on ma szesnaście lat? Co ja tu w ogóle robię? Zabieram go do domu. W tej chwili. Odsuwam go od siebie, na co parska i zakłada ręce na piersi, że niby obrażony. Odciągam ( z trudem ) Heliosa od tego typka i prowadzę do auta. Nie należy to do łatwych zadań. Helios się rzuca, że chce wracać, bo poznał nowego kolegę, a Eros jest zazdrosny, że dotykam jego brata. Kretyni.
Kiedy w końcu osiągam sukces i udaje mi się zapakować ich do samochodu, zastanawiam się co teraz począć. Helios ma tutaj jakąś kwaterę, ale chyba lepiej będzie go zabrać do naszego domu. Rano może mieć jazdę, więc niewykluczona będzie pomoc. Porażka.
Usadawiam braci wtulonych w siebie na tylnym siedzeniu i modlę się w duchu, żeby nikt nie zarzygał mi mojej pięknej, idealnej, nietykalnej tapicerki. Eros nie jest aż tak niezwykły, abym poświęciła dla niego tę boską skórę. Jeśli którykolwiek zapaskudzi mój samochód, od razu wylatuje z niego z prędkością oświetlenia i nazajutrz zlizuje to swoim językiem, z pomocą maksymalnie szczoteczki do zębów.
Staram się jechać naprawdę wolno i nie wchodzić w ostre zakręty, żeby przypadkiem nie pobudzić ich zmysłów. Przez pierwszą połowę drogi śpiewają ‚El Liston De Tu Pelo' od Los Ángeles Azules. Są niemiłosiernie głośni i fałszują. Jetem pewna, że ludzie jadący po ulicy obok to słyszą, a okna mam zamknięte. Natomiast drugą połowę - śpią. Widać, że to jedna krew, ponieważ mają identyczne zachowania.
Pod domem wyprowadzam ich z samochodu. Eros jest w połowie nieświadomy i bynajmniej nadal śpi, a Helios zaczyna robić awanturę. I to jeszcze przed wejściem do domu.
- Ja mam swoje mieszkanie, nie chcę być tutaj - macha łapami.
- Uspokój się! - syczę. - Bądź cicho, jest prawie druga w nocy, a ty drzesz mordę. Śpisz tutaj i nic mnie to nie obchodzi. Nie mam zamiaru znaleźć cię w jakimś rowie, żywego bądź nie. Muszę mieć cię na oku, panie zabawa.
Coś tam się jeszcze rzuca, ale go ignoruję. Mój mąż sam idzie w stronę naszej sypialni, a ja układam jego brata na łóżku, w jednym z wolnych pokoi. Śmierdzi. Powinnam zdjąć jego ubrania, ale nie wiem czy to byłoby stosowne. Zduszam w sobie tę chęć. Pytam go czy jest w stanie się rozebrać, ale nie odpowiada, ponieważ zasnął. Kręcę głową i przykrywam go kołdrą. Krzyż pański.
Na szafce nocnej kładę dwie aspiryny i dużą butelkę wody. Przynoszę z głównej łazienki na dole miskę i układam pod łóżkiem, na wszelki wypadek. Wiem, jak czasem się kończy kac, wolę dmuchać na zimne, niż żeby później biedna Joana, musiała to wszystko sprzątać.
Opuszczam jego pokój z westchnieniem, ale zostawiam uchylone drzwi. Biorę głęboki oddech, wchodząc do naszej sypialni. Dla męża też przyniosłam leki i wodę, więc odstawiam je od razu na stolik. Eros siedzi na podłodze - nie wiem co on ma z tą podłogą. Podchodzę do niego, kucam i patrzę zdegustowana.
Głowę ma spuszczoną, ale wyczuwa moją obecność, gdyż szybko ją unosi i pociera nosem mój. Zdaję sobie sprawę, że jest pijany i średnio kontaktuje, ale jednak takie jego zachowania, wzbudzają we mnie miłe emocje. Pomagam mu wstać i zabieram się za przebranie w piżamę. Nie planuję spać nago, kiedy mój mąż będzie w łóżku pijany. Nie tak, że mu nie ufam. Po prostu wiem, że będzie rozochocony.
Obracam się tyłem do niego i zdejmuję bluzę. Nie ubrałam nic pod spodem, więc moje nagie plecy, na pewno nie umkną jego uwadze. Słyszę jak wypuszcza ze świstem powietrze i jakimś cudem, doczłapuje się do mnie. Staje za mną i obejmuje od tyłu, kładąc dłonie, rzecz jasna - na moich cyckach. Mruczy mi wyzywająco do ucha, kiedy je ściska. Przyjemnie, ale nie mam zamiaru, uprawiać seksu z pijanym mężczyzną. Odsuwam się dalej i staję przodem do niego. Jego męski zapach, miesza się z chmielem i już nie pachnie tak apetycznie. Nie ma sensu się nawet zasłaniać, więc po prostu rzucam:
- Śmierdzisz.
Śmieje się.
- Czym? - Pyta uwodzicielskim tonem. To znaczy miał być uwodzicielski, ale zabrzmiał raczej jak... no spity.
- Gorzałą - odpowiadam ostro. - Przebierz się, twoje ciuchy są przepocone.
Naprawdę są. Nie dość, że czuć piwskiem, to jeszcze trochę się facet spocił. Stoi i gapi się na mnie smutnym wzrokiem, kiedy zakładam jedną z jego koszulek na siebie. Po chwili udawania obrazy, zdejmuje ciuchy i udaje się do łazienki. Nago. Myślałam, że ma zamiar się kąpać, ale poszedł się tylko odlać. Wraca do mnie po chwili i rzuca na łóżko. Moja kolej.
Myję zęby i kładę obok, lecz niezbyt blisko. Mimo, że pragnę, żeby mnie przytulił, nie mogę go rozpraszać. Byleby szybko zasnął. Całuję go w czubek głowy i układam się wygodnie. Po chwili przysuwa się do mnie i obejmuje, tak jak zwykle. Motylki w brzuchu trzepoczą. Co jest ze mną nie tak, że nawet po takim dziecinnym i żałosnym zachowaniu, wciąż przy najmniejszym, słodkim dotyku, czy geście... topię się?
CZYTASZ
Red Ribbon Bow 18+
Любовные романыMarisol Valentino jest dziewczyną pochodzącą z zamożnej rodziny, lecz pieniądze nie są dla niej wartością nadrzędną. Od dziecka, rodzice dostarczali jej wszystkiego, przez co nie była przygotowana do dorosłości. Nagle jej życie zostaje zaburzone, pr...