Rozdział dziewiętnasty

1.1K 43 9
                                    




Marisol

  Do moich uszu dobiega szczekanie. Jest to niespotykane zjawisko, bo mój pies bardzo rzadko szczeka. Są tylko dwie takie sytuacje; kiedy nie została wypuszczona na pole i kiedy ktoś próbuje wejść do domu, a nie ma nikogo w pobliżu. Bardzo niechętnie zsuwam się z łóżka i schodzę na dół. Patrzę na Fayę i wzruszam ramionami.

-   Co ci? - warczę do niej.

      Zaczyna merdać ogonem i biegnie w stronę drzwi na taras. Szlag mnie trafi! Dlaczego mama jej nie wypuściła, przed wyjściem? Natychmiast ruszam w jej stronę i umożliwiam psu załatwienie swojej potrzeby.

       Przecieram oczy dłonią i sama wychodzę na zewnątrz. Przechodzę przez taras i staję boso na trawie. Wbijam wzrok w swoje stopy, które się w niej zatapiają. Przyjemne uczucie. Spoglądam w niebo i oślepia mnie słońce, które znajduje się dość nisko.

Chwila. Jak to nisko, to która jest godzina?

        Szybkim krokiem wracam do domu i spoglądam na zegar wiszący na ścianie. Wskazuje 16:54. Co jest, do cholery? Ja aż tyle spalam? Boże, mój biedny pies musiał tyle trzymać.

       Otwieram szeroko oczy, kiedy zdaję sobie sprawę, że nie umówiłam się z Erosem na konkretną godzinę. Na pewno do mnie wypisywał! Jasny gwint! Pędzę do swojego pokoju na złamanie karku, pokonując po dwa schody na raz. Sięgam po telefon, ignorując wszystkie wiadomości, które nie są SMSem.

Eros: Dzień dobry, Marisol. Jaka godzina odpowiadałaby ci na spotkanie?

Napisał to o 11! Szlag by to.

      Wybieram błyskawicznie jego numer, nie mając w planach mu odpisywać. Na szczęście odbiera stosunkowo szybko.

-  Tak? - Mówi swoim głębokim, zachrypniętym głosem, a ja mięknę.

-   Bardzo przepraszam, że nie odpisałam. Dopiero wstałam, nie wiem jak to się stało.

To znaczy wiem. Czytałam do czwartej nad ranem, ale oszczędzę mu tych szczegółów.

-   Nic się nie stało - słyszę, że się uśmiecha. - Jeśli to nadal aktualne...

-   Tak! - krzyczę bardzo szybko i bardzo głośno. - O której?

-   Em... za godzinę? Wyrobisz się?

-   Tak, pewnie, do zobaczenia, w takim razie.

       Kończę połączenie i przysiadam na łóżku. Serce mi wali jak opętane. Zaraz, czy ja się zgodziłam przyjechać za godzinę? Czy mnie pogięło? Będę tam jechać dobre dwadzieścia minut, co oznacza, że mam około czterdziestu na zjedzenie, makijaż i ubranie.

       Zrywam się z łóżka w ułamku sekundy i wskakuję pod prysznic. Kąpiel jest ekspresowa. Suszę włosy, daję trochę korektora i tuszuję rzęsy. Nie mam czasu na większy makijaż. Poza tym, muszę go przyzwyczajać do swojego codziennego wyglądu, ponieważ niemal za każdym razem pokazywałam się w pełnej tapecie.

       Zakładam zwiewną sukienkę w kwiatki, bo jako jedyna nie jest zmięta. Do niej nie jestem w stanie ubrać stanika, ponieważ wygląda to bardzo nieapetycznie i bielizna prześwituje. Trudno, najwyżej będę się zakrywać.

       Zrobiłam sobie najszybszą jajecznicę w życiu i z pasją ją opędzlowałam. Uwinęłam się w pół godzinki, cudownie. Faya znudziła się już pobytem na zewnątrz, bo zastaję ją leżącą na dywanie w salonie. Zamykam drzwi i wracam jeszcze na górę po swoje rzeczy. Telefon oczywiście nie był podłączony, więc ma tylko trzydzieści pare procent. Może wytrzyma. W pośpiechu zamykam dom i wsiadam do auta.

Red Ribbon Bow 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz