Rozdział siódmy

975 28 0
                                    

Marisol

Postanowiłam zaprosić do siebie dziewczyny. Stworzyły nawet grupowy chat, aby łatwiej było nam się komunikować. Nie przyswoiłam jednak informacji, że wraz z Camilą nawiedzi mnie jej młodsza siostra. Mia ma cztery lata i panicznie się jej boję. Ogólnie dzieci mnie przerażają, to nic osobistego.

- Malisol! Ceść! - Podbiega do mnie ta mała wariatka i rzuca się w moje ramiona.

Przytula się do moich kolan, więc  z niechęcią obejmuję ją ramieniem.

- Hej, dzieciaku. - Odpowiadam bez entuzjazmu.

Camila piorunuje mnie spojrzeniem.

- No co? - robię sfrustrowaną minę. Nie mam pieprzonego humoru. - Chodźcie na górę... tylko powiedzcie Dzień Dobry. Starzy są.

- Ty głupia? Zawsze się witam, jak tu przychodzę.

To akurat prawda. Jestem przewrażliwiona, odkąd koleżanka z gimnazjum przyszła do mnie do domu nie zwracając uwagi na moich rodziców. Kiedy mama wyszła na przywitanie, obrzuciła ją sarkastycznym uśmiechem i udała się do mojego pokoju. Nigdy więcej się u mnie nie zjawiła. To była żenada. Zero kultury.

Wchodzimy na górę, zabierając ze sobą Fayę, żeby to dziecko mogło się z nią pobawić, a raczej zamęczyć. Trudno, wybacz piesku. Ja jej nie zniosę blisko siebie. Dziewczynka jest naprawdę urocza i przyjazna. To ja po prostu nie przepadam za dziećmi. Jeszcze nie nauczyła się poprawnie mówić, co tylko ją osładza.

- To co, stara... - Camila szturcha mnie w ramię - nie wyglądałaś najlepiej przez telefon. Coś się stało?

Przełykam ślinę i tłumaczę.

- Wczoraj... poszłam zakończyć tą znajomość z Danielem... - jego imię ledwo przechodzi mi przez gardło, kiedy je wymawiam czuję gorycz - nie przyjął tego najlepiej...

- Uderzył cię? - warczy Sof.

Gorzej. W gruncie rzeczy, to też mnie uderzył.

- To nie było najgorsze...

- Co? Co... co on ci zrobił, Mars?

Opowiadam dziewczynom cale wydarzenie, ze szczegółami. Chyba mi to ciut pomogło, kiedy tak w pełni się otworzyłam. Sofia nie jest w stanie się odezwać, tylko siedzi z szeroko otwartymi oczami i ustami. Nie dziwię jej się, to nie jest łatwa sytuacja. Jak niby ja mam reagować?

- Rany, skarbie... - Cam siedzi obok i obejmuje mnie ramieniem, a ja staram się nie ronić łez. - Tak mi przykro... jak mógł się okazać takim draniem...

- To moja wina! - Blondynka wybucha płaczem. - Gdybym wczoraj cię nie zachęcała... to byś tam nie poszła! Chciałaś zostać ze mną, a ja cię wygoniłam... do niego. - Łapie się za głowę. - To przeze mnie!

- Przestań Sofia, nieprawda. Co ty opowiadasz, zwariowałaś? - prycham.

Wina leży całkowicie po jego stronie. Ewentualnie ciut po mojej, że zaufałam takiemu brudasowi, jak on.

- Nie chcę, żebyś się obwiniała, słońce - oponuję.

Siąka nosem i wbija we mnie wzrok, uśmiechając się przykro. Analizujemy dobitnie całe spotkanie. Obie są przygnębione. Nagle Przypominam sobie o sprawie Sofii.

- Dość o mnie. Jak było wczoraj, na policji? - wyciągam rękę i zabieram Camil Iqosa. Mój pokój będzie cuchnąć, ale kij z tym.

- Oh... - Sof gryzie paznokieć kciuka - złożyłam zeznania, powiedziałam o tym facecie, który mnie szantażuje i o siostrze... Mają się zająć tą sprawą, ale dobrze wiesz jaka jest policja.

Red Ribbon Bow 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz