Rozdział dwudziesty drugi

1.1K 44 10
                                    


Marisol

Siedzę skulona na leżaku i wpatruję się w niebo. Czuję pustkę, nie wiem co ze sobą zrobić. Nie mam pojęcia, ile czasu przesiaduję w tym miejscu, nie robiąc absolutnie niczego. Nie wzięłam ze sobą nawet książki, więc już można stwierdzić, że się posypałam. Mama patrzy na mnie z troską i wielokrotnie pyta, co się dzieje. A ja sama nie wiem, czym to jest spowodowane. Może tym, że będę usidlona do końca życia z kimś, kto nie da mi szczęścia i nigdy nie zaznam miłości? Tak to chyba główny powód.

       Wszystko inne co spędza mi sen z powiek i tak sprowadza się do tego mężczyzny. Zawładnął w pełni moimi myślami. Jeszcze zaraz zacznę studia, więc moje życie zmieni się, nie o sto osiemdziesiąt, ale o trzysta sześćdziesiąt stopni. Mam dwadzieścia lat i wszystko się już teraz pieprzy.

    Słyszę trzask zamykanych drzwi co wskazuje na to, że wrócił ojciec. Przywiózł zakupy i mama zabiera się za przygotowywanie kolacji. Na samą myśl, mam odruch wymiotny. Nie pamiętam kiedy ostatni raz coś zjadłam. Spoglądam na zegarek w salonie i widzę godzinę 5:33.

    Mega super, za półtorej godziny znowu spotkam się z tym fiutem. Próbuję sobie wcisnąć do głowy, że przecież to idiota, pieprzony kutas, który kompletnie nie jest mi potrzebny do życia i nie ma zaprzątać sobie tym głowy. Lecz nie potrafię. To co kotłuje się w myślach, nie współgra z moim sercem. Cholerycznie mnie to boli. Chwiejnym krokiem idę na górę i zaczynam jako takie przygotowania.

    Dziś nie mam zamiaru go wpuszczać do mojego pokoju, więc nawet nie sprzątam. Nie należę do osób, które zawsze mają porządek. Używane ubrania leżą na ziemi, kubki po napojach stoją na każdej możliwej szafce, resztki po chipsach czy innych słodyczach walają się pod łóżkiem albo nawet na nim. Walić to.

   Jestem zmuszona nałożyć trochę korektora pod oczy, ponieważ są solidnie podkrążone. Nie układam włosów, myłam dwa dni temu, więc skręt już całkowicie się rozprostował. Teraz został tylko puch. Mam gdzieś, jak będę wyglądać. Totalnie nie mam ochoty oglądać tego człowieka. Przysiadam na łóżku i oglądam trochę internetów, dla zabicia czasu.

    Kiedy zbliżała się siódma, wstaję niechętnie z łóżka i chwytam pierwszy lepszy, obwisły t-shirt i jeansy. Nie będę się przesadnie stroić, ponieważ to nie jest żadna ważna kolacja. Z resztą, to on przychodzi do mojego domu i to ja mam się starać?

    Nie przepadam za chodzeniem w rurkach, ale te są najwygodniejszymi spodniami ze wszystkich, które posiadam. Wsuwam je na tyłek i przyglądam się bluzce. Wyraźnie sprana i zmięta. To chyba już będzie brak szacunku.

   Wracam do garderoby i wybieram co innego. Nie ubieram stanika, ponieważ jak mam być szczera - nienawidzę w nich chodzić. Gdybym mogła, nigdy bym go nie ubierała, ale często jestem zmuszona. Moje piersi są w rozmiarze D, zatem nie w każdej stylizacji prezentują się okazale bez biustonosza. Na szczęście koszulka, którą znajduję jest obszerna i ciemna, więc nie powinno być za wiele widać. Zakładam moje cudowne, aseksualne, puchowe kapcie i zbiegam na dół. W tym samym momencie rozlega się dzwonek do drzwi.

-  Marisol, otwórz! - Krzyczy mama, wychylając się z kuchni.

  No, już biegnę aż się kurzy! Udaję, że jej nie słyszę i staję na schodach bez ruchu.

-  Ja nie mam jak tego zrobić! Niech ktoś otworzy te pieprzone drzwi! - Ponagla, dobitnie zdenerwowana.

   Słyszę kroki taty, więc oddycham z ulgą. Drzwi się otwierają i od razu dobiega do mnie ten seksowny, zachrypnięty głos.

-  Witaj, Alberto, przyniosłem wino.

-  Cześć, wchodź. Dziękujemy, dziewczyny na pewno będą zadowolone.

Red Ribbon Bow 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz