Rozdział 28

2.4K 146 3
                                    

Red

Wszystko szło zgodnie z planem. Dojechali na miejsce bez żadnego problemu. Nikt nie stanął na ich drodze.
Podzielili się na dwie drużyny, żeby jak najszybciej rozłożyć ładunki. Jeden obstawiła teren podczas gdy drugi rozkładał  materiał wybuchowy.
Szli według planu Livii, każde miejsce mieli oznaczone na mapie. Pierwsza faza planu miała być najprostsza. Rozłożenie ładunków i odpalanie ich z bezpiecznej odległości. Dopiero podejście do ich celu i czekanie na reakcję zanim zaatakują miało być znacznie trudniejsze.
Red pochylił się aby założył ostatni ładunek, kiedy usłyszał szum w krótkofalówce towarzyszącego mu Greena.
  - Odwrót.
  Zamarł nad kablem, który właśnie miał zamiar podłączyć.
Rozumiał rozkaz. Ale dlaczego wydała go Zuza?
  Wymienił się spojrzeniem z Greenem, który podniósł krótkofalówkę do ust w chwili gdy odezwał się w niej Black.
  - Odwrót. Oszukała nas.
  Niemożliwe. To była Livia. Wierzył jej. Nie mogła wysłać ich na pewną śmierć.
Zaczął warczeć, a jego kolana uderzyły w zimny śnieg.
  - Nie!- ryknął.
  Krótkofalówka musiała być włączona, bo Black wytłumaczył:
  - Red, tam nie ma celu. Wysłała was w pustkę by się poddać.
  Nie, nie, nie!
Przecież nie mogła.
Warczał kiedy w końcu dotarło do niego to co powtarzała od kiedy się poznali. Była wojowniczką.
A wojownicy się nie poddają.
Była taka zgodna, gdy wysłała ich na misję. Wykonała plan i nawet niezbyt protestowała gdy musiała zostać w bunkrze. Co było do niej zupełnie niepodobne.
Bo to nie był prawdziwy plan. Wysłała ich na misję, która nie istniała. Na pewno w zupełnie inną stronę niż ona pojechała, by mogła się poddać.
To było tak oczywiste, a on nie domyślił się jej zamiarów. Uległa zbyt szybko. Zupełnie niepodobne do niej. A on nie zwrócił na to uwagi. I teraz miał za swoje.
Podniósł się czując jak drżą mu nogi i wsiadł na miejsce pasażera do jeepa. Lepiej, żeby Green prowadził.
Przecież ją tam zabiją. A on nawet nie wiedział gdzie jej szukać. Poddała się, aby oni nie byli w niebezpieczeństwie.
I nie mógł uwierzyć jak mogła zrobić taką głupotę. Przecież jej bezpieczeństwo było na pierwszym, a nie jego.
Green ruszył i warknął, aby jechał szybciej. Zaczął żałować, że jednak nie zajął miejsca za kierownicą.
Livia kazała mu obiecać, że nie zaryzykuje dla niej życiem. Żeby po nią nie wracał. Ale zamierzał to zrobić.
Droga była dłuższa niż powinna być. Jechali wieki, mimo, że Green dociskał gaz do podłogi.
Wleciał do bunkra i wpadł do kuchni jeszcze zanim Green wysiadł z auta.
Nie było jej tam i chciał biec dalej, aby ją znaleźć, ale głos Blacka mu w tym przeszkodził.
  - Nie ma jej.
  Przywalił w stół tuż obok ręki Blacka. Nawet nie potrzebował zbyt dużej siły, aby się rozpadł. I tak trzymał się ostatkiem sił.
Green stanął w drzwiach akurat w momencie kiedy blat stołu uderzył o podłogę i usłyszał jego przekleństwo. Miał ochotę kogoś udusić.
Alia wtuliła się w Greena kiedy zaczął krążyć po kuchni dokoła stołu. Przeraził ją, ale był w stanie nad sobą zapanować.
Dopiero kilkanaście minut później pojawili się Silver i Gold i dopiero wtedy Black zaczął opowiadać.
Nawet się nie roześmiał przy tej najzabawniejszej części gdy Black wylądował na podłodze.
Była tam sama, w niebezpieczeństwie. A on nie widział gdzie jej szukać i jak pomóc. Nie odkryli tego miejsca od lat i nie uda im się w jeden dzień.
Nie potrafił przestać chodzić. Zabiją ją. Sama o tym mówiła. Zginie, a on nie będzie w stanie jej pomóc. Mimo, że obiecał jej pilnować.
Miał jeden cel i zawalił. Nie umiał zadbać o bezpieczeństwo osoby, którą kochał.



Godziny mijały, a on nie mógł nic zrobić. Chciał wyjść i jej szukać, ale Gold stanął mu na drodze. Wiedział, że to było bezcelowe, ale i tak chciał chociaż spróbować.
Nie widział sensu w niczym. Nie potrafił usiąść ani się położyć. Po prostu chodził. Od swojej sypialni aż do drzwi wyjściowych i spowrotem.
Obok niego był przez chwilę każdy. Próbowali go pocieszać, ale to było bezcelowe. Niby jak miał myśleć pozytywnie, skoro Livia była tam sama.
Zostawili go wreszcie samego, jakoś tak w środku nocy Black stwierdził, że się poddaje i sobie poszedł.
Nad ranem zaczęły go boleć nogi, ale nie przestał. Dopóki nie usłyszał strzału. Był w połowie korytarza i rzucił się biegiem w kierunku wieży. Zdołał wykonać zaledwie dwa kroki, kiedy rozbrzmiał alarm, a za nim potoczyły się kolejne strzały.
Jednak strzały nie padały z zewnątrz. Nie były wymierzone od wroga. Padły ze strażnicy, którą otworzyła im Livia.
Po całej serii zaległa chwilowa cisza i po kilku sekundach padły trzy kolejne.
Green właśnie wdrapywał się z powrotem na strażnicę ze snajperką pod pachą, a w tym momencie usłyszał kolejny strzał, więc z karabinu maszynowego na szczycie bunkra musiała strzelać... Alia.
To co zobaczył na ekranie monitora sprawiło, że zakręciło mu się w głowie.  Dokładnie w narysowanym mazakiem punkcie stała Livia. Był pewien, że to ona, nawet mimo tego, że ciągle na zewnątrz nie było do końca jasno. To była egzekucja, na ich oczach chcieli ją zabić.
Nie pamiętał momentu zbiegania po schodach. Wpadł na Silvera, który widząc jego reakcję rzucił się za nim.
Dopadł pierwszy skuter jaki był pod reką i ledwo przekręcił kluczyk, tak bardzo trzęsły mu się ręce.
Ze strażnicy co chwilę padały strzały lecz mimo to ruszył w pełnym gazie ku Livii. Dobrze, że miał Silvera za plecami, bo był pewien, że osłonił go kilkukrotnie wypuszczając kule.
Ale on nie widział innych. Widział tylko jeden cel. Skupił się na jej ciele i upewnieniu się, że stoi. Że jego strzelcy na strażnicy nie zawalili i posłali kule w każdego, kto chciał ją zranić.
Oddychał z trudem i mimo, że z każdym metrem był coraz bliżej to serce nie zwalniało rytmu. Brakowało mu zaledwie kilkudziesięciu metrów, kiedy zachwiała się i po okolicy potoczył jej krzyk.
Był przy niej zaledwie kilkanaście sekund później. Skuter wylądował na ziemi, kiedy rozciął nożem krępujące ją liny i rzucił dziewczynę na śnieg. Położył się nad nią, aby osłonić ją swoim ciałem.
Oddychała. Drżała pod nim i widział świeżą krew, która zaczęła pokrywać jej bark. Wyglądała okropnie. We krwi, siniakach i zranieniach, ale żyła.
Słyszał strzały obok siebie i mimo, że dociskał jej swoim ciałem do śniegu, to nie zamierzał nawet drgnąć.
Zdawało mu się, że czeka w nieskończoność, ale w końcu usłyszał dźwięk hamulców samochodowym tuż obok niego.
Kiedy usłyszał rozkaz Golda objął Livię, próbując nie zwracać uwagi na to jak jękneła pod wpływem jego uścisku.
Czarny samochód stał tuż obok, a Gold otworzył przed nim drzwi kiedy wsiadł z Livią do środka.
Usłyszał wystrzał i poczuł ruch powietrza tuż przy swojej ręce, ale nie oberwał. Zatrzasnął za sobą drzwi kiedy w odpowiedzi padły strzały.
Ledwo Gold ruszył potrząsnął Livią i odwrócił ją do siebie, by móc na nią spojrzeć, a kiedy był pewien, że jest bezpieczna zrobił to, o czym myślał od kiedy dowiedział się, że go oszukał.
  - Co ci odbiło?! Miałaś siedzieć bezpiecznie w bunkrze! A nie wysłać nas na bezsensowną misje!
Drgnęła, a jej szeroko otwarte oczy nawet nie mrugneły kiedy zaczął na nią wrzeszczeć. Gold chyba był tak samo zaskoczony, bo odwrócił się, aby na niego spojrzeć, ale on jeszcze nie skończył:
  - To ja miałem cię bronić! Nie musisz pokazywać wszystkim jak dobra jesteś! Co ci...
  - Red.
  Ledwo to szepnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. I natychmiast przestał na nią ryczeć.
Już miał ją na kolanach, więc objął ją mocniej, przytulając do siebie.
  - Nigdy więcej tego nie rób.
  Skrzywiła się, więc poluzował uścisk i przeniósł ręce na jej bark, aby uciskać ranę
po kuli.
  - Kurde, Livia, nie rób tego nigdy więcej.
  Opuścił twarz, aby dotknąć jej włosów swoimi ustami i mimo, że były we krwi nie odsunął się.
Drżała i nie wiedział czy z zimna czy stresu. Dopiero po chwili dotarło do niego, że robi to samo. Wyszedł z bunkra tak jak stał. Bez butów i w samym swetrze, ale dopóki martwił się o nią nie zwrócił na to uwagi.
Kiedy już miał ją w swoich ramionach podróż do bunkra minęła błyskawicznie. Otworzył drzwi i w asyście Silvera przebiegł te kilka kroków od bezpiecznego miejsca. Jednak żadne strzały nie padły.
Zaniósł ją do salonu i mimo, że bardzo tego nie chciał położył ją na kanapie i klęknął na podłodze, by być obok. Silver musiał ją opatrzeć.
  - Ciesz się, że Alia uparła się aby obejrzeć wschód słońca, bo byłoby po tobie- rozbrzmiał za nim głos Greena.
  Jednak Livia patrzyła tylko na niego.
  - Zabiłam go.
  Chciał znowu na nią krzyknąć. Nic go to nie obchodziło. Nie w tej chwili. Była ważniejsza niż zemsta.
Mimo, że była wojowniczką nie zamierzał pozwolić aby kiedykolwiek wyszła z bunkra bez jego obstawy. Była jego księżniczką i zamierzał jej bronić do końca życia. Tym razem już skutecznie.
Silver pojawił się obok nich z torbą lekarska w ręce, ale Livia odtrąciła jego ręce i podnosiła się do pozycji siedzącej.
Wyciągnęła do niego ręce i dobrze, że klęczał, bo wypowiedziała słowa, których się nie spodziewał:
  - Zanieś mnie do kuchni.
  Po prostu położył na niej dłoń i dociągnął ponownie do kanapy.
  - Red, są osłabieni. Trzeba opracować plan i zaatakować.
  Była tak zmęczona, że ledwo mówiła. Był pewien, że boli ją jak nigdy. Ale zamiast myśleć o sobie myślała o nich.
Od zawsze ich głównym celem była zemsta na ludziach, którzy ich skrzywdzili. Ale teraz na pierwszym miejscu stały mieszkanki tego bunkra i był pewien, że chłopaki podzielali jego zdanie, kiedy powiedział:
  - Najpierw ty. Zemsta później.

Bearmen III- Red [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz