Rozdział 1 Noce

166 17 12
                                    


„Liliana"

Nazywam się Liliana Olszańska, moje życie to splot wydarzeń niechcianych, nieprzyjemnych oraz tych, z których inni ludzie radowaliby się całą piersią. W moim przypadku jest tak, że po radości przychodzą wątpliwości czy na pewno zasłużyłam sobie na dane szczęście. Od dziecka nie było ono usłane różami jak już to jej częściami; kolcami. Za dnia noszę uśmiech idealnie dopasowany do człowieka, którego spotykam, tak by nie domyślił się, w jaki sposób wyglądają moje samotne noce.

Dziś kończy się moje tygodniowe zwolnienie lekarskie i za każdym razem, gdy mam powrócić do pracy przychodzę na dach firmy, by się na nowo zaaklimatyzować. Robię też tak, wtedy gdy mam ochotę pobyć zupełnie sama na świeżym powietrzu, w mieście raczej nigdy nie jest się samemu, zawsze ktoś przejdzie blisko Ciebie.

Dzisiejszy wieczór był przyjemny, patrzyłam, jak Kraków układa się do snu. Uwielbiam nocne światła miast, kojarzą mi się z moim płomieniem nadziei, który mam w sobie, patrzenie na nie mnie uspokaja. W dzień widać jak świat mknie do przodu z zawrotną prędkością, widać roboty drogowe, kolory aut zmieniają się szybko przed naszymi oczami i co chwilę zmieniają się ludzie wokół nas. Nie jestem fanką takiego szybkiego stylu życia, gnania za karierą, szybkich zakupów, pospiesznych krótkich rozmów, byleby je tylko odbyć, wolę noce, ponieważ ciemność spowija świat, tym samym zwalniając tempo.

Dając mi, w ten sposób wytchnienie.

Usłyszałam chrzęst kamyczków, które były ułożone na tej części dachu, nie przestraszyłam się, tego dźwięku wiedziałam, że zbliża się pan Krzysztof, stróż.

- Panienko, wybiła północ. – w jego głosie mogłam zawsze wyczuć nutkę sympatii.

- Rozumiem – odwróciłam się do starca, którego wzrostem przerastałam o jakieś pięć centymetrów. Jak zwykle miał na sobie wełniany pulower, dziś wybrał biały, powiedział mi kiedyś, że jego żona najbardziej nad nim się napracowała i dlatego go uwielbiał.

Spojrzałam ostatni raz w niebo i westchnęłam.

- Za każdym razem z żalem opuszczam to miejsce.

- Jutro też będzie noc i będzie pani mogła znowu stąd wybiec jak Kopciuszek z balu. – uśmiechnął się.

- Obiecuje pan? – zaśmiałam się.

- Daje słowo.

Zebrałam swoje rzeczy i weszłam, do budynku kierując się w stronę schodów, po których pospiesznie zbiegłam. Kiedyś, kiedy pierwszy raz stąd zbiegałam, zgubiłam bransoletkę na kostkę i chociaż nie był to pantofelek, pan Krzysztof od tamtej chwili nazywa mnie Kopciuszkiem.

Pracuję jako projektantka wnętrz w „HomeIsYou" od prawie dwóch lat, a z panem Krzysztofem zaprzyjaźniłam się już na samym początku. Pewnego dnia zostałam po godzinach, pracowałam do późna i kiedy miałam ochotę zaczerpnąć świeżego powietrza, pan Krzysztof powiedział, że lepszym miejscem niż chodnik przed firmą, jest dach.

Dużo ludzi wychodziło na dach na papierosa i słyszałam, że jest tam ładnie, ale wyobrażałam sobie, że wszędzie stoją kosze na papierosy i ta myśl mnie odstraszała.

Tamtego dnia, kiedy stanęłam na dachu firmy, zrozumiałam, co inni mieli na myśli. Dach wyglądał magicznie, mieniąc się w świetle lamp, przez jego środek przechodziła alejka, którą przyozdabiały krzewy, ścieżka rozwidlała się na prawo i lewo. Po lewej było kilka ławek pomiędzy którymi stał stolik a w oddali stały dwa duże kosze idealnie wkomponowywały się w otoczenie. Natomiast po prawej, znajdowała się jedna samotna ławka, która była ukryta przez rosnące przy niej krzewy róż, patrząc na nią, widziałam piękno samotności. Niby taka pusta, oderwana od całego otoczenia, ale ten zakątek miał w sobie jakąś tajemnice. Siedząc na niej, rozmyślałam o tym, że to właśnie tutaj działyby się te wszystkie romantyczne chwile z książek. Spędzanie lunchu z osobą, w której się zakochaliśmy, po kryjome trzymanie się za ręce, patrzenie razem na piękno nieba, a później obydwoje powrócilibyśmy do pracy w cudownym nastroju.

I'm just like you(Traumy, Ataki Paniki)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz