Rozdział 3 Pułapki

67 9 6
                                    

"Liliana"


- Litości! – uderzyłam głową o biurko – To pudło znowu się zawiesiło.

Spojrzałam po pokoju, wszystkim pracownikom laptopy działały, tylko nie mnie. No po prostu to jest praca moich marzeń. Nie rozumiem, co się dzieje z moim laptopem, raz na tydzień podupada na zdrowiu, a ja razem z nim. Prosiłam Leona o innego laptopa, ale powiedział, że ten ma jeszcze gwarancję i dopóki ją ma, to muszą odsyłać go do serwisu.

Z uwagi na to, że zachciało mi się pić, poszłam w stronę kawiarni. Spostrzegłam, że przy drzwiach stoi gnojek, czyli mój tymczasowy szef, który rozmawia z klientem. Głowiłam się nad tym, czy na pewno chcę przejść obok niego, a może powinnam iść na dach odetchnąć świeżym powietrzem, albo może usiąść na sofie i poczekać aż odejdzie? I tak długo myślałam, że nim się spostrzegłam, a byłam kilka kroków od niego.

Zaklęłam na siebie pod nosem.

Tymczasowy szef spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami, upijając przy tym łyk herbaty. A żebyś się oblał, gnojku jeden. I w tym momencie wpadłam na genialny plan. Czknęłam. Zaczęłam udawać, że mam czkawkę i zrobiłam to tak głośno, że Milczewski podskoczył i wylał na siebie gorącą, jak mniemam po odgłosach, herbatę. Nie zauważyłam, że płyn wylał się również na podłogę i robiąc kolejny krok, poślizgnęłam się. I myśląc, że upadnę na kolana, zamknęłam oczy. Moje ciało wylądowało na męskim torsie, a mnie momentalnie owładnął cudownie słodki i zarazem ostry zapach perfum.

- Nic pani się nie stało? Proszę wybaczyć za moją niezdarność. – moje ciało momentalnie zesztywniało, bo tuż przy moim uchu usłyszałam męski ochrypły głos, który przyprawił mnie o ciarki.

Pomijając fakt kto, kogo tu powinien przeprosić, to właśnie uświadomiłam sobie, że nadal jestem w objęciach Milczewskiego. Odsunęłam się pospiesznie i nie patrząc w oczy, odezwałam się.

- Wszystko okey, dziękuję.

- Cieszę się. – odezwał się i chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale klient poinformował go, że ma do niego jeszcze jedno pytanie. Milczewski przeprosił mnie i odeszli w stronę gabinetu.

Zanim doszłam do siebie, podeszła do mnie Kaśka, trzymając mopa.

- Zetrę, zanim ktoś upadnie.

Mruknęłam pod nosem, że wracam do pracy. Po tej sytuacji chęć napicia się herbaty wyparowała.

Do końca dnia nie wychylałam nosa zza biurka. Nie chciałam napotkać Milczewskiego, bo wtedy spaliłabym się ze wstydu. Uratował mnie od upadku, który tak naprawdę sama sobie zgotowałam. Rozumiem teraz powiedzenie: „Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada".

Po raz kolejny tego dnia podrapałam się po nosie z lewej strony, a raczej tarłam go tak mocno, że czułam ból.

- Swędzi cię nos? – odezwała się Zośka.

- Taaa...

- Ooo... z lewej strony? – uśmiechnęła się w moją stronę.

Wiedziałam, o czym pomyślała. Ja nie wierzyłam w takie rzeczy.

- To nie na miłość, nie spotkałam nikogo nowego od dwóch miesięcy...

- Hmmm... - zamyśliła się i przysiadła na krześle Krzyśka. – Właściwie... spotkałaś.

Uniosłam w górę brwi.

Zbliżyła się do mnie, żebym tylko ja usłyszała.

- Zacka Milczewskiego.

I'm just like you(Traumy, Ataki Paniki)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz