Rozdział 6 Skrywany ból przeistacza się w ogień

56 9 6
                                    


„Zack"

Wszedłem do gabinetu i kopnąłem z całą siłą w pobliską doniczkę z kwiatem, która przeleciała przez całą długość gabinetu, rozsypując przy tym ziemię. Miałem ochotę rozpierdolić cały ten gabinet, a powstrzymało mnie tylko to, że należy on do mojego dziadka.

Usiadłem na sofie, a jej brązowa skóra zapiszczała pod moim ciężarem, skrzywiłem się. Nawet to mnie teraz denerwowało. Oparłem dłonie o kolana, przy tym ciężko oddychając.

- Dziadku, jak mogłeś go zatrudnić po tym, co mi zrobił! – warknąłem sam do siebie.

Oparłem się plecami o sofę i odchyliłem głowę, przywołałem w myślach obraz Olszańskiej stającej pomiędzy mną a nim. W jej zielonych oczach zobaczyłem determinację. Miałem mieszane uczucia, czy powiedziała to dlatego, że zależy jej na tym sukinsynie, czy na dobru firmy. Wolę myśleć, że to drugie, bo jeśli nie, to musiałbym zniszczyć i ją. A tego nie chcę.

Moja komórka zawibrowała na drewnianym blacie stołu, spojrzałem na wyświetlacz i odebrałem.

- Cześć Łukasz. – powiedziałem, wypuszczając z ulgą powietrze z płuc.

- Ooo rzesz! Co tak oficjalnie? Może dodaj jeszcze przedrostek „Pan" – zaśmiałem się i poluźniłem krawat.

Luki nienawidził, gdy zwracałem się w ten sposób do niego.

- Dobra, dobra... Cześć Luki, co słychać?

- U mnie? Wiesz, do Polski przyleciał mój najlepszy przyjaciel, a ja dowiedziałem się o tym ostatni. Chciałem się komuś wyżalić, mam przez to złamane serce. – udał załamanego.

- Myślę, że warto porozmawiać o tym z kolegą. – powiedziałem poważnym tonem niczym psychoterapeuta.

- Do ciebie można mówić i mówić, a i tak zrobisz swoje. – w wyobraźni widziałem, jak przewraca na mnie oczami.

Zaśmiałem się.

Miał rację, nie jestem osobą, która tłumaczy się komukolwiek z następnego swojego kroku. Robię to tylko wtedy, gdy potrzebuję czyjejś pomocy.

- Dobra, powiedz mi, gdzie się zatrzymałeś? U dziadka?

- Nie, wynająłem apartament. Tu nie będzie mnie kontrolować żadna sprzątaczka, kucharka czy ochroniarz.

- Racja, zawsze cię pilnowali. Informowali Pana Jana nawet o tym, ile łyków wody wypiłeś danego dnia. A tak poza tym to, co u niego?

- Jest w szpitalu.

- Co?! Mów, w którym to pojadę go odwiedzić. – krzyknął.

W słuchawce telefonu usłyszałem, że zaczął biegać po swoim mieszkaniu. Domyśliłem się, że już zbiera rzeczy, by ruszyć w drogę. Zawsze był w gorącej wodzie kąpany.

- Spokojnie. Luki, dziadek jest Londynie. Robią mu badania, przez ostatnie miesiące Parkinson przyspieszył.

- Jak on się czuję?

- Dziadek ma problemy nawet już z utrzymaniem długopisu w dłoni. – potarłem czoło ze zmęczenia.

- Bardzo mi przykro, pozdrów go przy najbliższej okazji.

- Jasne.

- Kto zajmuje się w takim razie firmą? Pewnie kuzynek Filipek, - mój przyjaciel prychnął - nie lubię sukinsyna, ale trzeba przyznać, że ma smykałkę do interesów, gdybyś ty się teraz zajmował firmą, to upadłaby po godzinie twoich rządów. – zaśmiał się.

I'm just like you(Traumy, Ataki Paniki)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz