Rozdział 8 Ryzyko

55 9 5
                                    

Gwiazdki z nieba potrzebuje lub komentarz dla wiedzy czy Wam się podoba ;)

„Liliana"

Dzisiejszy dzień przywitałam wraz z ciocią z Ameryki, tak jakbym miałam mieć mało stresu w tym dniu. Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy usłyszałam to stwierdzenie; wtedy cieszyłam się jak głupia, że do koleżanki mojej mamy przyjechała ciocia z Ameryki. Teraz wiem, że to nie jest żadne miłe spotkanie, tylko głupi okres. Żyłam tyle lat w błogiej niewiedzy i co nie mogłoby tak zostać?!

Stałam w małym pokoju pośrodku pudeł z ubraniami i zastanawiałam się, gdzie wpakowałam moją bluzę, którą noszę w te dni. Nie ma nic lepszego niż założenie czegoś długiego, puchowego oraz najlepiej w ciemnym kolorze.

Dobrze, że już pomału mam rozpakowaną większość ubrań i spokojnie leżą na półkach. Nie zdążyłam jeszcze przymocować kurtyny, by je zasłonić, no ale cóż, nie ma faceta, to nie ma szybkiego remontu. Wzięłam bluzę i spojrzałam w lustro, z uśmiechem na ustach obserwowałam naszywki Różowej Pantery na łokciach. Ta bajka, zawsze poprawia mi humor.

- Milusia. – przytuliłam się do niej.

„W tym chcesz jechać do pracy?" Usłyszałam moje drugie ja.

- UGH! Racja, nie mogę jej założyć, będę wyglądać nieprofesjonalnie. – jęknęłam.

- Czekaj na mnie kiciu. – powiedziałam płaczliwym głosem i odłożyłam ją na miejsce.

Wciągnęłam na siebie czarne obcisłe jeansy i założyłam elegancki sweter w kolorze burgundu. Ruszyłam do łazienki zrobić makijaż, pociągnęłam usta bordową szminką, która jest moim nieodłącznym znakiem rozpoznawczym. Bez niej nie umiem żyć.

Zdecydowałam się na ułożenie włosów w ulizanego koka, z którego i tak powychodziło kilka kosmyków. Chciałabym się dowiedzieć, jak inne kobiety radzą sobie z baby hair, bo ja z moimi przeżywam katusze.

- Cóż, lepiej nie będzie. – powiedziałam, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

Spojrzałam na zegarek, na nadgarstku i stwierdziłam, że muszę się pospieszyć. Milczewski grubo po dwudziestej drugiej wysłał mi smsa z informacją, że dziś podjedzie po mnie pod firmę o dziesiątej. Wczoraj po przyjściu z pracy z powodu mojego ataku paniki nie dałam rady wydukać do niego smsa, tak jak prosił.

Wybiegłam z mieszkania, jakby się paliło i na zewnątrz uderzył we mnie podmuch zimnego wiatru.

- Ja chrzanię, zamarzam... - plułam sobie w twarz, że nie sprawdziłam, jaka jest pogoda.

Przeważnie z rana otwieram okno, aby to sprawdzić, ale dziś postanowiłam pospać dłużej i wyszło, co wyszło. TAK KUŹWA DBAM O SIEBIE.

- UGH!

Punkt dziesiąta podjechał pod firmę szary Bentley, którego już miałam okazję widzieć.

Samochód zatrzymał się.

- No nie gadaj, że to...

Z auta zaczął wysiadać nie kto inny jak Zack Milczewski i ruszył w moją stronę.

Tymczasowy szef pokazał mi się dziś w zupełnie innej strony. Nie był w garniturze, dziś postawił na wygodę. Był ubrany w szare dopasowane jeansy, czarny podkoszulek, na który miał zarzuconą kurtkę, w tym samym kolorze z ozdobnym złotym zamkiem.

- Dzień dobry. – powiedział, przeczesując swoje rozczochrane kruczoczarne włosy, w których wyglądał, jakby dopiero co wstał z łóżka.

Przełknęłam ślinę.

I'm just like you(Traumy, Ataki Paniki)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz