Rozdział 11

39 7 2
                                    


Wybaczcie, że tak późno, nie miałam weny. Nie wiem, czy Wam się podoba ta książka, zostawcie gwiazdkę jeśli tak. Dziękuję.

Liliana

Siedząc na dachu firmy, obserwowałam zachodzące słońce. Rozmyślałam o tym, czy jutro dam radę pójść do pracy.

- Czy będę umiała spojrzeć Milczewskiemu w oczy? Czy będzie zachowywał się do mnie oschle, po tym, jak dałam mu kosza? A może mnie zwolni?

Pani Ania nie lubiła, kiedy mówiłam do siebie szeptem, powtarzała mi, że jak nie umiem wypowiedzieć ich na głos, to mam je zapisać. Bo gdy słyszy się siebie bardzo wyraźnie, można znaleźć odpowiedź, ja nie umiałam mówić do siebie głośno.

Otworzyłam zeszyt, który wzięłam ze sobą, mam go specjalnie na takie okazje. Rozpisałam sobie te pytania, dając sobie miejsce na odpowiedzi.

„Fakty" Zapisałam.

- Faktem jest to, że gdy spojrzę mu w oczy, to mogę czuć zmieszanie i to będzie naturalna rzecz. Będzie mi trudno, ale muszę się z tym zmierzyć. Nie mogę go unikać całą wieczność.

Postawiłam wielką kropkę na końcu tego zdania, by to zapamiętać i wdrożyć do życia.

- Kolejna sprawa. Faktem jest to, że dałam mu kosza, więc taka osoba może powrócić do bycia tylko moim szefem. I to będzie również naturalna sprawa. Co do zwolnienia, hmmm... Czy mnie zwolni? Co on może teraz sobie o mnie myśleć? A jak uraziłam jego dumę, tak mocno, że nie spędzę tam nawet minuty? Walnie mi wypowiedzeniem w drzwiach i tyle. I Aut po mnie, nie ma mnie.

Matkooo... co ja zrobiłam, godząc się na to wszystko!

Wydałam z siebie dźwięk płaczu, czułam zażenowanie i rozczarowanie samą sobą.

- Nie mam pojęcia co mam robić, właśnie teraz potrzebowałabym rady mojej psychoterapeutki.

Potarłam czoło ze zmęczenia.

Spojrzałam z powrotem na niebo, słońce już zaszło. Najwidoczniej spędziłam nad tym, więcej czasu niż myślałam.

- Nic już dzisiaj nie wymyślę. – zatrzasnęłam zeszyt i zeskoczyłam z murku.

Ruszyłam piechotą w stronę domu.

„Zack"

Chodziłem po gabinecie w tę i z powrotem czekając, aż znowu będę mógł wyjść na schody i poszukać Liliany. Byłem już tam z pięć razy, jeśli wyjdę szósty raz, to ludzie pomyślą, że jestem walnięty!

- Och! Olszańska! Kiedy ty przyjdziesz do pracy!

Do gabinetu weszła Zofia, miała na sobie niebieską sukienkę i pełno kwiatów w głowie na swoim afro. Patrzyłem na nią w osłupieniu.

- Szefie, czy mogłabym wyjść na godzinkę?

- Pani Zofio, zanim odpowiem na to pytanie, proszę odpowiedzieć na moje. Co Pani ma na głowie?

- Właśnie moje pytanie się z tym wiążę, mam sesję zdjęciową i chciałabym zapytać, czy mogę wyjść.

- Sesję zdjęciową?

- Ummm... tak.

- I przyszła Pani pytać o zgodę na wyjście będąc już gotową do wyjścia? – zapytałem zdezorientowany.

- Źle zrobiłam? – ułożyła usta w dziubek, marszcząc przy tym zabawnie nos.

- Nie, właściwie to nie, jeśli oczekiwała Pani, że zgodzę się po tym, jak zobaczę pełną krasę Pani urody, to miała Pani rację. Zgadzam się. – zaśmiałem się – Niech pani idzie na tę sesję.

I'm just like you(Traumy, Ataki Paniki)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz