XI

247 12 0
                                        

- Fred, George! Idźcie do ogródka po warzywa do zupy!- krzyknęła Molly.

Czytam sobie spokojnie książkę gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę.

-Ej!

-Chodź maluchu, pomożesz nam. Ile można siedzieć na dupie i czytać.- powiedział George.

-Po pierwsze, przestań nazywać mnie maluchu, a po drugie to jestem w stanie siedzieć cały dzień i czytać książki.- powiedziałam próbując wyrwać się z jego uścisku.

-Nie pusz się tak maluchu.

-Wcale się nie puszę, po prostu nie lubię jak mnie tak nazywacie.- powiedziałam wyrywając w końcu rękę. Doszliśmy do ogrodu, był spory, pewnie bym się w nim zgubiła gdybym miała sama szukać tu tych warzyw. Chłopacy pokazali mnie co zbierać i jak to robić. Tak, nie mam pojęcia jak to się robi ponieważ zawsze miałam wszystko podane na talerzu.

-Ej Riddle! Spójrz no tu.- odwróciłam się do chłopaka, co było błędem. Poczułam jak błoto ześlizguje mi się po twarzy. Otworzyłam szerzej usta ze zdziwienia.

-Fred?! Czy ty właśnie rzuciłeś we mnie błotem?!- powiedziałam poddenerwowana.

-Musisz popracować trochę nad swoim refleksem maluchu.- zaczął śmiać się George.

-Pożałujecie tego, smarkacze.- odłożyłam warzywa do koszyka by mieć wolne ręce, po czym chwyciłam w nie tyle błota ile byłam w stanie unieść.  Zaczęłam biec w ich stronę i rzuciłam raz jednemu w twarz a później drugiemu. Teraz to ja się śmiałam.

-Riddle chyba lepiej żebyś uciekała.- powiedział George.

-Zaczęła się wojna!- krzyknął drugi, szybko się odwróciłam i zaczęłam uciekać. Czułam jak kilka razy dostaje w plecy, ale biegłam dalej. Zauważyłam że z domu właśnie wychodził Lupin więc szybko się za nim schowałam. 

-Riddle wiem co robisz, wychodź zza niego.- powiedział Fred.

-Nie.- powiedziałam a uśmiech nie schodził mi z twarzy.

-Maluchu, nie chcesz chyba żeby Remus dostał błotem w jego cudną twarzyczkę?- powiedział tym razem George.

-Moglibyście ją oszczędzić, już dosyć ją uwaliliście.- powiedział Lupin i lekko się zaśmiał. Oto w tym momencie z domu wyszła Molly, z którą od razu złapaliśmy kontakt wzrokowy.

-Fred! George! Co tu się stało?

-To nic takiego mamo.- powiedzieli razem.

-Dlaczego Isabella jest cała w błocie?! Chodź kochaniutka, idź się umyj.- powiedziała i lekko popchnęła do środka.- Wy! Dalej idźcie przynieść warzywa! Za karę pomożecie mi przygotować całą kolacje.

Ruszyłam do łazienki po drodze zabierając ze sobą nowe ubrania. Umycie się zajęło mi trochę więcej czasu niż zazwyczaj, błoto to nie łatwa rzecz do wydobycie z włosów. Gdy skończyłam ruszyłam na dół gdzie ujrzałam rudzielców w kuchni, gdy mnie zobaczyli wyszeptali "to dopiero początek" a ja wystawiłam im tylko język. Usiadłam z powrotem na kanapie i kontynuowałam czytanie książki. Dawno się tak nie uśmiałam...

RIDDLE II //THE END IS COMINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz