Summer nie lubiła rezygnować ze swoich pierwotnych planów. A jeden z nich, taki, który wymyśliła sobie jeszcze w czasach szkolnych, nareszcie, po wielu latach oczekiwania wypełnionego nadzieją, miał szansę na realizację. I Summer trzymała się tego niezwykle mocno. Nic nie mogło jej teraz przeszkodzić. Przynajmniej bardzo by chciała, żeby tak właśnie się stało. Wszystko w granicach zdrowego rozsądku.
Marzyła od lat o wypróbowaniu smoczej legilimecji, o której tak wiele czytała. Sama świadomość tego, że tak potężna, magiczna istota jak smok, miałaby ją do siebie dopuścić, była dla niej obezwładniająco kusząca. Możliwość nawiązania szczególnie silnej więzi ze smokiem była spełnieniem jej największych pragnień. Kiedyś wydawało się to nierealne, teraz bliskie, dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Wiedziała jednak, że istniała jedna, wielka, rudowłosa przeszkoda, która nie dość, że mogła ją powstrzymać, to jeszcze próbować odwieść od jej zamiarów. A na to przecież pozwolić nie mogła. Nie w momencie, gdy była tak blisko osiągnięcia celu.
Ostatnie tygodnie były tak przyjemne, że sama nie wiedziała, do których wspomnień powinna powracać z większą częstotliwością. Każde jedno było niezwykłe i przepełnione ciepłem. I miłością, za którą przecież tak długo tęskniła, choć bała się do tego przyznać, nawet sama przed sobą.
Kolekcjonowała te chwile z wielkim zaangażowaniem, ciesząc się, że wcale się one nie kończą, a wręcz z każdym dniem ich przybywa. Wspólne poranki w Norze i wieczory w domku Summer otoczonym słonecznikami. Długie rozmowy. Jeszcze dłuższe spacery brzegiem morza. Gorące noce. Pachnące kawą i tostami poranki.
Mieli razem z Charliem szanse na całą piękną przyszłość, jaką mogli sobie tylko wymarzyć. Chociaż Summer trochę bała się marzyć. Nie opuszczało jej wrażenie, że jest między nimi zbyt dobrze, by miało to trwać wiecznie. Dlatego o tym nieosiągalnym "na zawsze", starała się zbyt często dla własnego dobra nie rozmyślać.
Październik tego roku był wyjątkowo ciepły i Summer miała nadzieję, że długo tak pozostanie. Ciepło pozwalało smokom na praktycznie całodobowe przebywanie na świeżym powietrzu. Jedynie nocą, gdy temperatura spadała dość mocno, chowały się do zbudowanych i specjalnie dla ich potrzeb przystosowanych jaskiń.
Smoczy samiec został nazwany zgodnie z życzeniami czytelników Proroka Codziennego, ku wielkiemu rozczarowaniu Summer. Nadano mu imię Harry, i o ile kobieta nie miała nic przeciwko temu, by w ten sposób uhonorowano jednego z największych czarodziejów ich czasów, to jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to konkretnie imię kompletnie nie pasuje do tego potężnego stworzenia.
Mały smoczek nosił imię Pedro. Coral niezwykle to imię przypadło do gustu, a i pozostali pracownicy Instytutu byli jak najbardziej za, poza Charliem, oczywiście, który dość często wyrażał swoją dezaprobatę na ten temat. Z czasem musiał odpuścić. I tak nikt go nie słuchał. Tym bardziej że został przegłosowany, wygrała demokracja, a sam smok całkiem dobrze przyjął nową zmianę w swoim życiu. Zdawał się reagować na wołania. Szczególnie gdy zwracały się do niego kobiety. Charlie był pewien, że jest to wyraz złośliwości małego smoka, jednak nie śmiał niczego zmieniać. Tak już musiało zostać.
Summer przyglądała się z oddali Charliemu, który właśnie wchodził na smoczy wybieg. Coral go osłaniała, a on w wystudiowanych, niezwykle szybkich i precyzyjnych ruchach, sprzątał resztki niedojedzonego przez stworzenie śniadania, składającego się z martwych zwierzęcych przysmaków i owoców, które to przynajmniej w założeniu, ten gatunek smoka powinien lubić. Harry jednak nie zamierzał ułatwiać pracy smokologom. Jadł niewiele i niezbyt często pozwalał na to, by ktokolwiek się do niego zbliżył. Gdy tylko człowiek zjawiał się w jego wybiegu, ten zaraz odlatywał w najdalszy kraniec wybiegu. Nikt nie obiecywał, że będzie szło im łatwo.
CZYTASZ
Summertime 🐉💛🌻 OC x Charlie Weasley
FanfictionOpowieść o zwyczajnej dziewczynie, która postanowiła spełniać swoje nadzwyczajne marzenia. O Puchonce, która cierpliwie przez wiele lat czekała na to, aż przyjdzie jej czas. O tym, że nie potrzebuje mężczyzny, by czuć, że znajduje się we...