3. Propozycja nie do odrzucenia

80 14 3
                                    

Co to ma, kurwa, znaczyć?

On, złodziej, który ma zamiar spadać stąd, jak tylko będzie miał okazję? On, który prędzej się zabije, niż pozwoli sobie na to całe gówno? Dlaczego akurat Sapnap, który jest pierwszym lepszym złodziejem i przestępcą, ma kogoś chronić?

W tej chwili był w czarnej dupie. Znał jedynie dwie osoby, które mogłyby mu pomóc, choć co do tej drugiej, wolałby unikać proszenia o pomoc. Za to Punz był kimś, kto raczej mu pomoże.

Jeśli tylko stąd wyjdzie i go spotka.

Sapnap tak naprawdę nie był królowi potrzebny. Przecież król miał najlepszych (z których kilku zabił byle złodziej, co go bawiło) – rycerzy. Miał tylu zaufanych ludzi, którzy byli ludźmi, a nie mieszańcami lub kimś innym, a przede wszystkim wiernie służyli królowi. Więc po co był mu ktoś taki, jak Sapnap?

Próbował połączyć ze sobą fakty, ale jego głowa odmawiała współpracy, a wilcze srebro, z którego były wykonane kajdany skutecznie odciągało myśli i nie pozwalały się wystarczająco skupić. Jego racjonalne myślenie ograniczało się do odczuwania promieniującego bólu całego ciała.

Był w dupie. Czarnej, jebanej, głębokiej dupie.

Westchnął głośno, ponownie chowając twarz w swoich ramionach. Musi coś zrobić, musi stąd uciec, póki jeszcze nie chcą go powiesić. I ucieknie, ale nie teraz. Ucieknie, gdy tylko nadarzy się okazja. Ale nie w tym stanie. Poczeka dzień, lub dwa, aż rana na nodze się sklepi, choć samo gojenie bez mikstury regeneracji, potrwa zdecydowanie zbyt długo.

– Hej Sapnap, okradnij wóz, przecież to jest świetny pomysł – mruknął do siebie, zachrypniętym głosem. – Przecież to jest świetny pomysł, co może pójść nie tak? – Kolejne głośne westchnienie. – To wcale nie tak, że cię złapią, wsadzą do więzienia i znając twoje szczęście, zmuszą do czegoś, albo zabiją. Nie kurwa, absolutnie tak nie będzie. Przecież ten dureń, Dream ci pomoże. Ta, kurwa, już to zrobił. – dodał sarkastycznie. Jak tylko go spotka, nie ręczy za siebie.

Niech ten cholerny dzień już się skończy.

Skulił się z zimna przekręcając twarzą do ściany, choć jego ciało (a zwłaszcza zraniona noga i głowa) protestowało. Nie miał butów, ani swojego noża. Był obolały, ranny i było zimno, a ręce cały czas były skute i drżały. Było chujowo, bo innych słów nie znalazł.

– Przestań wzdychać i się zamknij, bo niektórzy mają wystarczająco zjebany dzień. – syknął trochę niezrozumiale kobiecy głos.

Chwila, Sapnap nie był tu sam?

Odwrócił głowę, spoglądając w słabe światło za jego kratami, próbując dostrzec właścicielkę głosu.

To był znajomy głos, którego zbyt dawno nie słyszał, żeby dobrze go pamiętać.

Niki? Nie, ona zawsze trzyma się z dala od stolicy, więc z pewnością nie jest to ona.

Zmrużył oczy, żeby jego obraz się wyostrzył. Niestety jedyne co zobaczył, to kawałek srebrnej zbroi i skrawek błękitu z peleryny. Wychylił się trochę bardziej, ale to było błędem. Zacisnął zęby powstrzymując kolejne przekleństwa, gdy ból znowu w niego uderzył.

Ale przynajmniej teraz widział więcej. Widział jej długie, białe loki, które od razu rzuciły się w oczy. Widział skręcone koźle rogi i miękkie owcze uszy ukryte w bufiastych włosach. I oczywiście, jak na strażnika przystało, kobieta trzymała w ręce obustronny topór, o długim drzewcu opartym na ziemi.

To.. była Puffy? Ta Puffy, która była zbuntowaną nastolatką? Puffy, która dawniej nie była taka grzeczna, stała teraz przed jego celą, pilnując, by po raz kolejny nie próbował uciekać? Puffy, która teraz wyglądała dużo starzej i doroślej, odkąd widział ją ostatnio? Puffy, która była strażnikiem?

In the Darkness //KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz