20 SAMOTNA ŁÓDŹ

751 55 1
                                    

checkmate
"Brzmisz jak ktoś, kto odzyskał odrobinę nadziei."

Dottie Fitzgerald siedziała na aksamitnej, czerwonej kanapie w pokoju wspólnym Gryffindoru. Spędzanie czasu w tym miejscu zawsze przywodziło jej na myśl opowieść o aksamitnym króliku, którą czytała jej babcia, gdy była dzieckiem. Prócz niej siedział również Peter Pettigrew. Wokoło roztaczał się zapach palonego w kominku drewna i słodyczy, które leżały na stoliku.

Dottie z początku nie zauważyła Salem, która pojawiła się w pokoju wspólnym. Zapatrzona była w Petera, który z przejęciem opowiadał o kolejnej przygodzie z Remusem, która przytrafiła im się poprzedniego dnia. Mieli niby prosty cel, kuchnia. Ale patrząc na jego zaangażowanie można było pomyśleć, że przeżyli walkę ze smokiem.

Salem przyglądała się im zza regału z książkami, jakby dzięki temu była niewidzialna. Mimowolnie uśmiechnęła się, gdy Dottie zginała się w pół ze śmiechu na okrzyki Petera.

Niespodziewanie cichy szept odezwał się w głowie Salem. Może tak naprawdę nie była im pisana przyjaźń na zawsze? To nie byłoby tragiczne zerwanie znajomości, ale dyskretne, po cichu, tak, żeby nikt nie cierpiał. Rudowłosa westchnęła w momencie, gdy Dottie przytuliła się do ramienia Petera. Salem przeszło przez myśl, że Dot do tej pory nie utrzymywała z nikim kontaktu, prócz z nią. Nie miała innych przyjaciół, z nikim się nie spotykała. Dopiero ten rok coś zmienił w ich relacjach. Do tej pory Dottie tak bardzo była skupiona na opiece nad samotną Salem, że porzuciła swoje życie i plan na nie.

Ale potem nastał siódmy rok. Salem zaczęła grać w potajemne partie szachowe. Poznała Lily, spędzała dużo czasu z Syriuszem, poznała się bliżej z Jamesem. Dzięki temu Dottie mogła wreszcie odetchnąć i zacząć żyć według swojego planu. I może tak było lepiej.
Ponieważ czasami ludzie po prostu dryfują. Nie utrzymują się w złości czy nienawiści, bez ciężaru niesmaku i urazy. Czasami przyjaźnie po prostu mijają, nie trwają wiecznie. Nic nie trwa wiecznie.

Więc Salem odwróciła się na pięcie i ruszyła do schodów na palcach, przez co Dottie zwróciła w końcu na nią uwagę, gdy do jej uszu doszedł dźwięk skrzypiącego schodka. Dottie też się lekko uśmiechnęła na jej widok i w głębi duszy pomyślała, że wyszło im na dobre, że się od siebie oddaliły, a Salem zaczęła w końcu ufać innym.

- Hej, poczekaj. - Powiedziała nagle Salem, gdy rude włosy minęły jej przed oczami.

Lily mimowolnie wykrzywiła usta, ale zatrzymała się i pozwoliła Salem, by ją dogoniła.

- Chciałam tylko powiedzieć, że jest mi przykro. - sapnęła Salem - Nie powinnam była tego trzymać w tajemnicy, nie przed tobą. Szczerze mówiąc ta cała sytuacja spowodowała tyle stresu, że nie wiedziałam jak się z tego wszystkiego wykręcić. Do tej pory nie potrafię uwierzyć, że gdy James dowiedział się prawdy nie nakrzyczał na mnie i nie wyzwał mnie od najgorszych...

- James jest w Tobie zakochany. - powiedziała cicho Lily - Mówił o Tobie "moja Tajemnicza Dziewczyna". Zrobiłby dla Ciebie wszystko. Gdybyś zechciała gwiazdki z nieba, on nie mrugnąłby okiem tylko zrobiłby wszystko, by spełnić to życzenie.

Sztywna postawa Salem lekko złagodniała.

- Ja też przepraszam. - kontynuowała Lily - Wiem, że zareagowałam trochę impulsywnie, ale nie kłamałam, gdy mówiłam, że czułam się zraniona. Ale nie przez Jamesa. Zabolało mnie to, że nie ufasz mi. Ale później wszystko przemyślałam i rozmawiałam z Jamesem. I nie mam prawa być zła o to, że się w Tobie zakochał, tylko też powinnam żyć dalej. To po prostu jest dla mnie dziwne, że jedyna osoba, która tak długo zabiegała o moją uwagę nagle zmieniła kierunek zainteresowania.

[T] checkmate | James Potter ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz