— Okłamałam cię.
— Co... Co masz na myśli przez to? — Głos Douglasa zadrżał. Nie miał pojęcia, o co chodzi, a to wprawiało go w swoją rodzaju panikę.
Rowena nie miała odwagi patrzeć mu w oczy i mówić te rzeczy jednocześnie. Dlatego też wpatrywała się w gwiazdy, żeby wysłuchały jej żalów i zaniosły jej troski daleko.
— Nigdy nie mogłabym pokochać kogoś takiego jak Henry. A ty znając mnie, powinieneś to wiedzieć — mówiła niepewnie, jakby obawiała się, że to wszystko pokomplikuje sprawy jeszcze bardziej. — To zaczęło się już dawno temu, a ja tego nie zauważyłam...
Nigdy nie chciałam wiele. Trudno byłoby chcieć więcej, jeśli ktoś wychowywał się jako ja. Rowena Russell, córka znanego małżeństwa w Stanach i dziedziczka rodzinnej firmy. Nie chciałam wiele, bo wszystko miałam. I to dosłownie pod nosem.
Jednak zależało mi na jednej rzeczy. Na wolności.
Więc gdy z czasem rodzina zaczęła stawiać mi coraz to surowsze granice, ja z chęcią je ignorowałam. Stąd też wzięło mi się łamanie zasad. Bo gdy to robiłam, to czułam smak wolności. Ale czym przecież jest wolność, skoro nigdy tak naprawdę nie miałam żadnej kontroli nad swoim życiem?
Okazało się, że wszystko było już z góry przesądzone.
Nigdy też się nie zastanawiałam, dlaczego od dziecka rodzice kazali mi się trzymać blisko Henry'iego Clarice'a. Przecież był ode mnie o sześć lat starszy, bardziej przemądrzały i łasy na pieniądze. Jednak dostosowałam się do tego. Starałam się tolerować jego kąśliwe komentarze, przymilanie się, czy nawet jego obecność.
Z czasem już traktowałam go jak muchę, która brzęczy ci nad uchem. Jest irytująca, przeszkadza, ale nic ci nie zrobi. Tylko problem był taki, że nie powinnam traktować go jak muchę, a jak komara. Komara, który niezauważalnie wysysa ci krew, zabiera coś twojego, by następnie na to miejsce zostawić boląca i swędzącą ranę.
Są cztery rodzinne tradycje.
Dziedziczka firmy w wieku 20 lat musi mieć męża, który jest o sześć lat starszy.
W wieku 20 lat musi urodzić córkę.
Jeśli zamiast córki urodzi się syn, trzeba się go pozbyć.
Tylko kobiety z rodu Russell mogą zasiadać na dwóch miejscach w zarządzie Russell Company. Jedno jest zarezerwowane dla męża jednej z nich.
Poznałam je dopiero drugiego tygodnia października tego roku. A zaraz potem dostałam ultimatum.
Albo mogłam poślubić Henry'iego. Albo wylądować na ulicy bez żadnych perspektyw i nazwiska.
— O czym ty mówisz? — spytał, nie kryjąc nawet swojego przerażone spojrzenia, które wbił w jej profil. Douglas powoli rozumiał, ale nie chciał do siebie dopuścić tych wszystkich myśli. Czuł jakby zaraz miał zwymiotować.
Rowena wreszcie nabrała odwagi, żeby na niego zerknąć. Załzawionymi oczami popatrzyła w jego stronę. Jego przestraszony wyraz twarzy totalnie ją złamał. Jedna słona łza potoczyła się po jej porcelanowym policzku. Tylko jedna.
— Rodzice dali mi wybór. Albo przyjąć oświadczyny Henry'iego i dostosować się do tradycji. Albo mnie wydziedziczą i wyrzucą ze swojego domu.
— To żaden wybór. To... To szantaż. — Te słowa ledwo mu przeszły przez gardło. — I jak mogłaś się zgodzić?
Szatynka wstała z ławki i stanęła naprzeciwko nadal siedzącego mężczyzny.
— A co powinnam zrobić, Douglas? — Jej głos załamał się do takiego stopnia, że niemal pisnęła. — Nie rozumiesz, że bez nazwiska jestem nikim? Nie poradziłabym sobie w życiu sama. Ja nie potrafię podstawowych czynności. Nie umiem nic ugotować, zrobić prania, pozmywać, pozamiatać kurzy... Nie rozumiesz?
CZYTASZ
MIDDAY [18+] | ᴅʏʟᴏɢɪᴀ ᴍɪᴅᴅʟᴇ
Romance❝A kiedy wybije południe, wspomnę cię po raz ostatni❞ Rowena niegdyś sądziła, że wystarczy złamać kilka zasad, by poczuć kontrolę nad swoim życiem. Przyszedł wreszcie czas, przez który dowiedziała się, ile prawdy w tym było. Została postawiona przed...