Rozdział 1 - Wyciągnąć z ciebie wolę walki (cz.2)

130 15 0
                                    

Wtedy zauważyłam, że nie zapiął pasów.

#####

- Zgodnie z prawem Illinois trzeba zapinać pasy bezpieczeństwa, Benny – powiedziałam opryskliwie.

Nie spojrzał na mnie, cały czas manewrując wyjazd ze szpitalnego parkingu, ale sięgnął po swój pas bezpieczeństwa i zatrzasnął go na swoim miejscu.

Cóż, do diabła. Przyjął wskazówkę. Nawet opryskliwą wskazówkę.

Tego też nie musiałam wiedzieć.

Wyjechał na ulicę.

– Czy możesz wyjaśnić, dlaczego mnie porywasz? - zechciałam wiedzieć.

– Porywam cię? - zapytał drogę.

– Jestem w twoim pickupie wbrew mojej woli – zauważyłam.

- Racja - Uśmiechnął się. Zobaczyłam to i zaschło mi w ustach – W takim razie chyba cię porywam – dokończył dobrodusznie.

To było niefortunne, że było bardzo prawdopodobne, że rozerwałabym ranę, jeśli spróbowałabym wydrapać mu oczy. Co więcej, nie chciałam przeżyć prawdziwego porwania przez szaleńca, ucieczki przez las, rany postrzałowej, tylko po to, by mieć wypadek samochodowy zaledwie kilka minut po wyjściu ze szpitala.

Dlatego zdecydowałam się tego nie robić i zamiast tego zadawałam pytania.

– Skoro już to wyjaśniliśmy, czy możesz wyjaśnić, dlaczego?

– Bo nie będziesz zdrowiała pod czujnym okiem mafijnego króla.

- Zmierzałam do domu, Ben - powiedziałam.

– I nie sądzisz, że Sal nie miałby tyłka swojego, Giny i dupy każdej żony i dziewczyny mafii z Chicago, zaspokajając każdą twoją zachciankę? - odparł - Jesteś rodziną i przyjęłaś kulkę za rodzinę. Był twoim ojcem chrzestnym. Teraz jest twoim wróżkowym ojcem chrzestnym.

Czysty Benny.

– Nie sądzę, że Sal chciałby usłyszeć, że nazywasz go moim wróżkowym czymkolwiek – poradziłam.

– Mam w dupie, co Sal usłyszy, jak o nim powiedziałem.

Nic dziwnego, że Bianchi, którzy byli właścicielami rodzinnej pizzerii i nie mieli nic wspólnego z Cosa Nostra, nie byli całkiem podekscytowani, gdy Vinnie Junior zdecydował się związać swój los ze swoim wujem Salem. Byli nawet mniej podekscytowani, kiedy został zabity podczas wojny, w której znalazł się Sal.

Nie było zbyt wielu ludzi, którzy zlekceważyliby szefa mafii.

Bianchi byli wyjątkiem. A Benny, który kochał swojego brata, kochał matkę i ojca, siostrę i innego brata, nienawidził utraty Vinniego Juniora. Nienawidził też patrzeć, jak jego rodzina cierpiała z powodu tej samej straty. Jednakże podniósł ten brak szacunku do ekstremalnego poziomu.

To mnie przeraziło jak cholera.

Gdybyś znała Salvatore Giglię tak, jak ja go znałam, pomyślałabyś, że to najmilszy człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałaś.

Ale absolutnie nim nie był.

Dlatego mój głos był niższy, kiedy zauważyłam - Musisz uważać na Sala, Ben.

Zerknął na mnie, po czym spojrzał z powrotem na drogę, pytając - Co? Myślisz, że odbierze mojemu ojcu kolejnego syna?

Na wzmiankę o Vinnie Juniorze zdecydowałam, że skończyłam mówić.

- Nie zrobiłby tego gówna - ciągnął Benny.

Nie. Sal by tego nie zrobił. Szanował Vinniego Seniora. Może w życiu nie dawać sobie wciskać gówna. Żadnego.

ObietnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz