Rozdział 19 - Na dłuższą metę (cz.2)

67 16 2
                                    

###

Ben przeszedł korytarzem i uratował but przed Gusem, rzucając go na stół w jadalni, który znowu był pokryty gównem, ale było go więcej, bo rzucał tam wszystko, co musiało nie wchodzić w drogę Gusa, a wszystko, co potrzebowało zejść Gusowi z drogi było wszystkim.

Zaniósł psa pod pachę do kuchni, trzymał go, gdy podgrzewał kawę Frankie, podgrzewał własną, a następnie usiadł ze szczeniakiem przy kuchennym stole.

Gus nie potrzebował buta, skoro miał klatkę piersiową, szyję, szczękę i dłonie Bena, więc Benny odchylił się do tyłu, podciągnął go i dał mu je.

- W ten weekend zajmę się jadalnią.

To zostało ogłoszone przez Frankie, a wzrok Bena przeniósł się z psa na jego piersi na kobietę.

- Co takiego?

- Nie, biurem. Myślę, że powinnam zacząć od tego, bo połowa gówna w jadalni i tak tam wyląduje – kontynuowała.

- Uh... co takiego? - powtórzył Benny.

Spojrzała na niego przez ramię, mieszając ciasto w misce.

- Będziemy musieli kupić trochę wiszących segregatorów, może małą szafkę na dokumenty lub kilka półek, na których będziemy mogli umieścić powiększające się teczki. Twój wybór, ale musi to być coś innego niż różne stosy na każdej powierzchni i podłodze.

– O czym mówisz, Frankie?

Podeszła do przygotowanej formy i zaczęła przekładać ciasto.

- Masz duży dom, a używasz tylko czterech pokoi, bo reszta z nich to graciarnie. A połowa badziewia, jakie w nich widziałam, to po prostu śmieci. Zacznę więc od biura, przejdę do jadalni, potem do gabinetu i tutaj znajdą się szuflady na śmieci – Przestała przekładać i wyciągnęła rękę, by wskazać kuchnię. Znowu zaczęła przekładać i mówiła dalej - Kiedy ostatnim razem byłeś w pracy, kiedy ja byłam w domu, zapuściłam się do twojej piwnicy. Rzuciłam jedno spojrzenie i uciekłam, zanim cokolwiek mnie zaatakowało. O to też trzeba zadbać. Mogą tam być lokatorzy.

Ben wyszczerzył zęby i złapał Gusa, gdy próbował wykonać skok z klatki piersiowej na podłogę, po czym pochylił się i położył go na podłodze, mówiąc - Nie mam tam lokatorów na dole.

Postawiła miskę na blacie i zapytała - Kiedy ktoś tam był ostatni raz? 1977?

Nie zamierzał jej tego mówić, ale równie dobrze mogło tak być. Kiedy oglądał dom, patrzył na niego i był on wypełniony po deski, ale nie mógł powiedzieć, że był tam od tamtej pory, choćby po to, żeby sprawdzić, czy usunięto gówno, zanim się wprowadził. Głównie dlatego, że nie potrzebował tej przestrzeni, więc nie zawracał sobie tym głowy.

- To twój projekt – kontynuowała Frankie - Posprzątaj to. Rzeczy Małej Ligi mogą tam zejść, otwierając sypialnię na pokój gościnny.

- Nie potrzebuję pokoju gościnnego.

- Uch... tak, potrzebujesz – poinformowała go – Vi, Cal i dziewczyny mogą wpaść i chcieć zostać. Co oznacza, że prawdopodobnie powinieneś mieć w biurze futon lub coś takiego.

– Nie będę wynajmować im pokoju gościnnego, jeśli Vi i Cal przyjadą i będą potrzebować miejsca na nocleg. Głównie dlatego, że mama straciłaby rozum, gdyby rozbili się tutaj, a nie z nią.

Wkładała formę do piekarnika. Kiedy skończył mówić, zamknęła drzwi, odwróciła się do niego i położyła ręce na biodrach.

- A co będzie, kiedy Enzo przyjedzie do miasta? Albo mój brat Dino i jego rodzina?

ObietnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz