Rozdział 19

179 17 5
                                    

- Hej. Co ty tu robisz? - pytam i patrzę na Jake'a, który stoi w progu z siatką czegoś. Rzucam na nią okiem, ale nie dostrzegam, co jest w środku. Przypominam sobie jeszcze, że przecież jestem chora, więc na koniec mojego pytania odkaszluję. Zerkam na chłopaka, który tylko unosi do góry brew i zerka za moim ramieniem. 

- Są twoi rodzice? Na podjeździe widziałem tylko twoje auto - Kręcę głowa, na znak, że nikogo nie ma w domu, a Jake robi krok do przodu. Ja jednak zagradzam mu drogę.

- Próbujesz się wprosić do środka? Jake, co ty tu robisz? - pytam ponownie, a Jake nic sobie nie robi z mojej przeszkody i ocierając się o mnie, wchodzi do środka. Dotykam swojego ramienia i odchrząkuję.

- Cóż, tak, jak pisałem byłem w pobliżu, a słysząc, że jesteś chora, uznałem, że będę dobrym kolegą i coś ci przyniosę. - Jake unosi torbę, która trzyma w ręce - Ale jakoś w połowie drogi byłem już na sto procent pewny, że ściemniasz z tą chorobą, więc przyjechałem tu głównie dlatego, by sprawdzić, czy mam rację. - Chłopak uśmiecha się i zdejmując buty, podchodzi do kanapy, siada i łapie pilota od telewizora. Stoję przez chwilę oniemiała, po chwili jednak zamykam za sobą drzwi wejściowe i podchodzę niepewnie do Jake'a.

- Bardzo śmieszne, ale muszę cię uświadomić, że nie zawsze masz rację. Naprawdę źle się czuję - Przysiadam na końcu kanapy i wzruszam ramionami, wskazując na rozrzucone po całym pokoju chusteczki i moje potargane włosy. No dobra, to nie wygląda wiarygodnie. Jake chyba się ze mną zgadza, bo unosi do góry brwi i zaczyna przeglądać mojego Netflixa.

- Spoko. Niech tak będzie. 

Przewracam oczami i sięgam do siatki pełnej zakupów. Wyjmuje najpierw jakiś gotowy rosołek do kubka, na widok którego się krzywię, ale szukam dalej i odnajduję sporo pastylek na gardło, ibuprom, syrop do picia, termometr...

- Mam termometr w domu. 

- Serio? - Jake przechyla głowę i na mnie patrzy. Mrużę oczy.

- Tak.

- To pokaż mi go. - Otwieram usta, po chwili zamykam je jednak i wstaję szybko z kanapy, idąc do kuchni. Zaczynam przeszukiwać szafki, będąc pewna, że gdzieś on jest. Staję nawet na stołku i otwieram górne szafki, do których chyba w życiu nie zerkałam, ale nie mogę, kurwa, przyznać mu racji. W pewnym momencie czuję, jak stołek zaczyna się chwiać, a ja łapię się za drzwiczki od szafki, co raczej nie jest dobrym pomysłem. W tym samym momencie czuję, jak jakieś dłonie łapią mnie w talii, a ja fruwam przez chwilę w powietrzu, po czym staję na podłodze na przeciwko Jake'a.

- Źle się czujesz, ta? A to, z jakim wigorem plądrujesz tę kuchnię i masz siłę stawać na krzesło tylko w poszukiwaniu jakiegoś tam termometru ma mnie przekonać? - Jake parska śmiechem i odsuwa się, opierając o lodówkę. 

Miażdżę go wzrokiem.

- Bo mam w domu termometr! Nie wiem po prostu, gdzie mama go trzyma i tyle. - Przechodzę naburmuszona obok niego i siadam na kanapie, łapiąc za siatkę, w której zauważam jeszcze prażynki, żelki i cuksy do ssania. - Dobra, weź to. Wcale nie jestem chora, zadowolony? - Niemal rzucam w niego zakupami, które Jake w ostatnim momencie łapie i tylko prażynki spadają na dywan. Podnosi je i wkłada do siatki, którą kładzie na wyspie w kuchni. Podchodzi do mnie i siada na brzegu kanapy.

- To o co chodzi? Czemu kłamałaś? - Boże, czemu on musi mieć takie świdrujące spojrzenie? Ja pierdolę, przypatruję mu się jeszcze chyba o moment za długo, bo Jake odwraca wzrok i wbija go w telewizor. 

W tym momencie zdaję sobie z czegoś sprawę. 

Cathy miała rację. 

Zaczynam bujać się w Jake'u. 

ChitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz