Rozdział 26

223 15 2
                                    

Wchodzę do przeklętej sali czterdzieści jeden powolnym krokiem, myśląc o tym, jakby to było, gdyby mnie tu nie było. Przecudne uczucie. Tak, kurwa, przecudne...

- Pam. - Odwracam się na dźwięk swojego imienia, widząc Jake'a, opierającego się o ścianę tuż przy drzwiach. Momentalnie przypominam sobie naszą ostatnią rozmowę na Messengerze i mam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Hej. - Kiwam do niego nieśmiało głową i zmierzam do krzeseł. Jest jeszcze trochę minut do czwartej, więc nie każdy się jeszcze zjawił, pare osób rozmawia ze sobą przed salą, a ja mam okazję wybrać sobie jakieś miejsce. Wzdycham i siadam na byle jakim, po chwili uświadamiam sobie jednak, że jest to to samo miejsce, na którym siedziałam ostatnio. Widzę, jak Jake śledzi mój krok, ale nie siada tam, gdzie ostatnio, a na krześle obok mnie. Kurwa.

- Byłem ciekaw, czy wrócisz.

- Nie miałam wyboru.

- Tydzień temu chyba miałaś.

Zerkam na niego z ukosa. Siedzi tak blisko mnie, że niemal stykamy się nogami. Odchrząkuję i zakładam nogę na nogę, by być od niego nieco dalej.

- Byłam chora.

Słyszę gardłowy śmiech Jake'a. Mrużę oczy, spoglądając na niego pytająco.

- A dwa dni później byłaś na imprezie. Takie kity wciskaj swojemu ojcu.

Prycham.

- A z ciebie stał się taki detektyw?

- Po prostu łączę fakty. Zawsze miałem dobrą intuicję. Z resztą, każdy spośród tu obecnych wiedział, że nie byłaś tu z własnej woli.

Strzelam w niego wrogim spojrzeniem. Jakby, no ta, ma rację, ale czemu wywołuje tym we mnie poczucie winy? Ja pierdole.

- Jezu, tak, nie byłam, bo nie chciałam. Nie mam żadnego problemu z piciem, ale niestety mój ojciec jest innego zdania, więc zawarliśmy umowę.

Brwi Jake'a podjeżdżają do góry.

- Jaką?

- Cztery spotkania. Po tym czasie da mi spokój. A że na jednym już byłam, dzisiaj jest drugie, to zostaną mi tylko dwa. Bułka z masłem, jakoś je przeżyję.

Jake znów się śmieje. Co ja takiego śmiesznego mówię?

- Oby tak było. Jak było na imprezie? - Jake nagle zmienia temat i zerka na mnie. Marszczę brwi i wzruszam ramionami.

- Jak to na imprezie. Spoko.

- Widziałaś jeszcze jakieś bejsbolówki?

- Nie.

- No dobrze.

Rzucam mu krótkie spojrzenie. Co on robi? Czemu w ogóle podtrzymuje rozmowę ze mną? I dlaczego wydaje mi się, że chciał, bym coś jeszcze mu wtedy odpisała?

- Tak się akurat składa, że nie miałam czasu ci już wtedy odpisać. Za dobrze się bawiłam.

Odczuwam przemożną potrzebę ponownego udowodnienia mu, jak świetnie się mam. Dżizas, powoli nawet ja przestaję sobie w to wierzyć. Jake tylko lekko się uśmiecha.

- Domyślam się.

Ponownie mrużę oczy.

- Nie wierzysz mi?

- Cóż, gdyby tak było, nie pisałabyś do mnie, jak masz się super świetnie, najlepiej na świecie.

A on znowu o tym. Nie da mi o tym zapomnieć. Wzdycham i zerkam na zegarek. Równo czwarta, widzę, jak powoli ludzie się zbierają, więc zaraz powinna zjawić się Lisa i wybawić mnie z tego przesłuchania.

ChitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz