Rozdział 28

271 18 6
                                    

- Ty gnojku! Masz czelność tu przychodzić i każdego z nas, kurwa, diagnozować.. Ty... ty...

- Nie każdego. Tylko ciebie. Z resztą to nie jest diagnoza, tylko sugestia.- Jake łapie się za policzek, ale i tak jej odpowiada. Loren jest gotowa dać mu kolejnego liścia, ale w połowie drogi, Jake łapie za jej nadgarstek. - Nigdy więcej, Loren.

Chłopak mówi ostro i wyraźnie w stronę Loren, która z kamienną twarzą nie odwraca swojego wzroku. Dostrzegam powagę w oczach Jake'a. Tak dużą, że sama zaczynam się go bać.

- To my może faktycznie już pójdziemy - słyszę w oddali głos Emmy, a po chwili wraz z Lucy, Danym i Benem wychodzą. Przełykam nerwowo ślinę i podchodzę do tej dwójki osób, które w ostatnim czasie wywołują we mnie tyle sprzecznych emocji.

Jake wciąż trzyma Loren za nadgarstek, podczas gdy dziewczyna gapi się na niego, wciąż nie odwracając głowy. Odchrząkuję.

- Skończyliście? Bo naprawdę mam dość scen na dzisiaj - mówię zmęczonym głosem. Jake niemal od razu puszcza dłoń Loren i przesuwa się na kanapie tak, by nie być w zasięgu jej wzroku.

- Gdzie masz toaletę?

Serio? Jeszcze będzie sikać w moim domu? Wzdycham i wskazuję ręką na drzwi za ścianą.

- Po lewej od kuchni.

Jake kiwa głową, wstaje i rusza do łazienki.

- Zawiodłam się na tobie - Loren odzywa się dopiero po chwili. Otwieram szerzej oczy i podchodzę, siadając obok niej na kanapie.

- Dlaczego?

- Bo zadajesz się z nim? Bo nie powiedziałaś mi o terapii? Bo masz ewidentnie jakiś problem, on o tym wiedział, a ja nie? - Tymi słowami Loren mnie zadziwia. Nie wiem za bardzo, co odpowiedzieć. Owszem, Jake wie, ale nie z własnej woli. Po prostu był w tym samym miejscu o tym samym czasie, co ja. I tyle. Czy Loren czuje się w jakiś sposób zagrożona?

- Nie powiedziałam ci, bo uznałam, że to jest tylko głupi pomysł mojego ojca. Nie ma o czym mówić. A co do Jake'a... Spotkałam go przypadkiem i...

- I według ciebie świetnym pomysłem było zaprosić go tu dzisiaj? Nie sądzisz, że tylko siebie tym katujesz ?

- Słucham? W jaki sposób?

- Nie bądź głupia, widać, że wciąż na niego lecisz.

Parskam śmiechem. Nie prawda. Zerkam nerwowo w stronę kuchni, czy przypadkiem Jake nie wyszedł już z łazienki.

- Nie...

- Nie patrzy na ciebie w żaden wyjątkowy sposób. Widziałam, jak gadał z Lucy. Tak samo patrzył na nią czy na mnie chwilę temu. Nie rób sobie głupiej nadziei, Pam. - Loren odzywa się tak pewnie i stanowczo, że otwieram i po chwili zamykam swoje usta. 

Czy to możliwe, że wciąż mogę bujać się w Jake'u? Kurwa, czy to jest naprawdę możliwe?

Nawet jeśli tak, to Loren dała mi właśnie jasno do zrozumienia, że Jake się mną w ten sposób nie interesuje. 

A ja głupia zaprosiłam go dziś do siebie. 

I tym sposobem rozwaliłam sobie spotkanie z przyjaciółmi.

Wzdycham i przecieram spocone ręce o dżinsy.

- Masz rację.

- W czym ma rację?

W tym samym momencie do pokoju wchodzi Jake i zadaje pytanie. Odwracam się w jego stronę i szybko kręcę głową.

- Że zepsułeś nam spotkanie. - Loren pierwsza się odzywa, wstaje, daje mi buziaka w policzek i podchodzi do Jake'a ruszając biodrami na boki - Nigdy więcej tego nie rób, Jake Griffin - Staje na palcach, sycząc mu to w twarz. Nie jestem pewna, ale myślę, że w tych słowach było ukrytych wiele znaczeń. Po chwili wychodzi, trzaskając drzwiami.

ChitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz