Rozdział 17.

508 76 5
                                    

Na szczęście obeszło się bez użycia przymusu.

Było trochę krzyków i łez, ale ostatecznie udało nam się dopiąć swego i kilka godzin później Dominika wyszła z Zakładu Medycyny Sądowej z dokumentami, które na pewno pomogą obciążyć Oskara w ten, czy inny sposób.

Chciałam potowarzyszyć przyjaciółkom przez resztę dnia, ale naprawdę musiałam w końcu zabrać się do pracy.

Iga odwiozła mnie pod blok, po czym razem z Dominiką wróciły na Ursynów.

W mieszkaniu przysiadłam do kartkówek, ale dopiero teraz, gdy zostałam sama, moje myśli znów zaczęły krążyć wokół wczorajszej rozmowy z Igorem. Próbowałam je odegnać i skupić się na pracy, jednak uporczywie wracały, aż w końcu odsunęłam od siebie stos kartek i odchyliłam się na krześle, rozważając, co powinnam zrobić.

Tym razem nie chciałam radzić się przyjaciółek. Po pierwsze, nasza Ciotka Dobra Rada, czyli Dominika miała teraz większe zmartwienia, po drugie, Iga nie przestałaby nabijać się ze mnie przez najbliższy miesiąc.

Ale, co właściwie by mi poradziły?

Założyłam ręce za głowę i zaczęłam zastanawiać się, co usłyszałabym od każdej z nich.

Dominika na pewno stwierdziłaby, że to bardzo zły pomysł i skończę ze złamanym sercem.

Iga najpierw wybuchnęłaby śmiechem, ale koniec końców kazałaby mi wziąć, czego chcę, dobrze się bawić i pod żadnym pozorem nie zakochiwać.

A Sandra? Och, ona z pewnością namawiałaby mnie, żeby skorzystać z takiej okazji.

No to mamy dwa do jednego! Z drugiej strony, rozum podpowiadał, że zdanie Dominiki powinno dostać dodatkowe punkty, bo to ona była naszym głosem rozsądku.

Ale czego tak naprawdę chciałam ja?

Oczywiście, że Igora. Pytanie, czy byłam gotowa zadowolić się jedynie fizycznym aspektem naszej relacji. Niby jak miałoby to wyglądać? Będziemy wpadać do siebie na szybki numerek, a później ubierać się w niezręcznej ciszy?

Wzdrygnęłam się na samą myśl.

Do tego dochodził jeszcze fakt, że razem pracujemy. Taki układ raczej nie wpłynąłby korzystnie na moje skupienie w szkole. A znajomi? Przy nich też udawalibyśmy, że nic nas nie łączy? Zdecydowanie nie czułabym się z tym dobrze.

Westchnęłam. Nie, to nie było wyzwanie na moje siły. Wiedziałam, że prędzej czy później się zaangażuję i zacznę cierpieć. A nawet najbardziej bajeczny seks nie był tego wart.

Chyba pora przestać snuć fantazje i wrócić do ponurej rzeczywistości. Nie będzie żadnego love story z Igorem. Kropka.

Poczułam ukłucie żalu, ale podświadomie wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję. Cóż, Dominika byłaby ze mnie dumna. I pewnie za jakiś czas jej o tym opowiem. Za jakiś czas... Gdy już wszystko wróci do normy.

***

Następnego dnia wkroczyłam do szkoły z bijącym mocno sercem.

Idąc korytarzem, ukradkiem rozglądałam się w poszukiwaniu Igora. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu stresowała mnie myśl o rozmowie, która nas czeka.

Miałam już wejść do klasy, w której za dwie minuty zaczynam lekcję, gdy dostrzegłam siedzącego obok drzwi Daniela.

– Dobry – rzucił, gdy się zbliżyłam. Głos miał jakiś niewyraźny i nawet na mnie nie spojrzał.

– Dzień dobry – odpowiedziałam, marszcząc brwi. – Daniel, czy coś się...?

Chłopak lekko uniósł głowę, a ja doznałam déjà vu. Jego policzek był poharatany, jakby coś go zadrapało. Miał też zasinienie w okolicach brody.

Cholera! Poważnie? Czy nagle wszyscy zaczęli rozwiązywać swoje problemy za pomocą pięści?

– Co się stało? – wypaliłam, a on poczerwieniał.

– No, nic.

– Daniel... – Dostrzegłam siedzących parę metrów dalej uczniów. Była wśród nich Estella, która zmierzyła nas lodowatym spojrzeniem. Miałam dziwne przeczucie, że może mieć z tym coś wspólnego. Zwróciłam się do chłopaka, już trochę ciszej: – Wejdź ze mną do klasy.

Przez chwilę nie wykonał żadnego ruchu i miałam wrażenie, że nie będzie skory do rozmowy. W końcu jednak westchnął ciężko i podniósł się z ławki.

Zamknęłam za nami drzwi.

– Kto ci to zrobił?

Daniel spojrzał na mnie spode łba. Jego ciemne, lekko kręcone włosy opadły na czoło, częściowo zasłaniając szczupłą twarz.

– Przewróciłem się.

– Och, no jasne. I na czyją pięść się nabiłeś?

Rzucił mi niechętne spojrzenie.

– Niech pani da spokój. Mam już wystarczająco dużo problemów.

– Właśnie widzę. Daniel, to poważna sprawa. Gdzie to się stało? W szkole czy...

– Nie, nie. U mnie w domu wszystko w porządku – zaprzeczył, zanim dokończyłam. – No dobra. Na boisku, przed lekcjami.

Okej. Chyba udało mi się do niego dotrzeć.

– Kto?

Przygryzł wargę, jakby ze sobą walczył.

– Stella i jej paczka. Julka, Patryk i jeszcze paru idiotów.

Czyli moje przypuszczenia były słuszne.

– Trzeba zgłosić to do dyrektorki. Kto cię uderzył? Patryk?

Daniel cofnął się o krok.

– Nie będę niczego zgłaszał. Pani też niech tego nie robi, okej? I nie, to nie był Patryk.

– Więc kto?

– Nieważne.

Wypuściłam powietrze.

– Daniel, naprawdę powinieneś...

– Poradzę sobie, tak jak radziłem sobie do tej pory. Wie pani, kim są rodzice Stelli? Jej matka pracuje w Ministerstwie Edukacji...

W tym momencie rozległ się dzwonek, a sekudnę później drzwi do klasy otworzyły się i wmaszerowała przez nie Estella, uważnie nam się przyglądając. Miałam ochotę powiedzieć jej, co o niej myślę, ale oczywiście musiałam udawać, że nic się nie stało. Tuż za nią podążali pozostali uczniowie, a Daniel szybko czmychnął w głąb sali, żebym już o nic go nie pytała. Jeszcze przez chwilę analizowałam jego słowa. Szlag. Faktycznie, słabo. Nawet, jeśli spróbujemy ruszyć sprawę, mamusia zadba o to, żeby skutecznie zamieść wszystko pod dywan.

Postanowiłam, że jeszcze się nad tym zastanowię. Przecież musiało istnieć jakieś rozwiązanie. Stella nie może bezkarnie dręczyć chłopaka.

Po lekcji Daniel w pośpiechu spakował swoje rzeczy i wybiegł z klasy, zanim zdążyłam go zatrzymać. Nie zaczynałam rozmowy z Estellą. Wpadł mi jednak do głowy pewien plan. Zdaje się, że był ktoś, kto być może mógł na nią wpłynąć.

Problem w tym, że wciąż nie byłam gotowa, by zacząć z nim rozmowę.

***

Nie natknęłam się na Igora przez cały dzień w szkole. Może to i dobrze, bo tutaj i tak nie moglibyśmy w spokoju zamienić słowa.

Po powrocie do domu, zastanawiałam się, czy nie odwiedzić go w jego mieszkaniu, ale nie byłam nawet pewna, która to klatka. Napisałam więc SMS-a, pytając, czy znalazłby chwili, żeby do mnie wpaść.

Nie odpisał, ale dziesięć minut później rozległ się dzwonek domofonu. Serce podeszło mi do gardła.

Dasz radę, Luiza. Dasz radę.

Egzamin z uczuć (ZAWIESZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz