"Jedno życie się kończy, a drugie zaczyna....."
Przez kolejne dni, Tsireya starała się pomagać matce w opiece nad małą Ro'a, by w ten sposób choć trochę ją odciążyć. Wciąż nie mogła uwierzyć, że to dziecko to właśnie jej młodsza siostra. Słowa "moja młodsza siostra" wciąż brzmiały dziwnie, gdy wypowiadała je na głos. Nie miała pojęcia, czy dobrze sobie radzi w roli starszej siostry, a pogodzenie opieki nad noworodkiem z resztą jej codziennych obowiązków i jeszcze czasem wolnym zdawało się czasem wręcz niemożliwe, ale mimo to czuła się naprawdę.... szczęśliwa.
Szczęśliwsza niż kiedykolwiek odkąd zmarł jej przyjaciel. Czuła, że nieważne jak wielki był ból i tęsknota, gdzieś tam wciąż kryło się światło. Że nawet w tych najczarniejszych chwilach wciąż istniała nadzieja na lepszy czas. Lekko się uśmiechnęła wspominając dzień, w którym Rodzina Sullych po raz pierwszy pojawiła się w Awa'atlu.
Wszyscy członkowie klanu stali na plaży w milczeniu, nieufnie przyglądając się przybyszom. Tsireya stała tuż obok swojego starszego brata i uważnie słuchała tego, co miał do powiedzenia jej ojciec, wódz Metkayina. Była ciekawa jego decyzji i choć wiedziała, że udzielenie schronienia tej rodzinie to bardzo poważna sprawa, w głębi duszy liczyła na to, że jednak pozwoli im zostać.
- Toruk Makto, to wielce zasłużony wojownik - rzekł Tonowari, kładąc rękę na jego ramieniu - Który Na'vi nie zna jego czynów?
Sam Toruk Makto sprawiał wrażenie zawstydzonego zaistniałą sytuacją, zupełnie jakby nie chciał, by kolejny raz przywoływano na myśl jego zasługi. Nim dziewczyna zdążyła w ogóle się nad tym zastanowić, jej ojciec kontynuował:
- Ale my, Metkayina nie toczymy wojny.
W tym momencie nastolatka usłyszała jak mała dziewczynka stojąca obok Jake'a, na oko siedmio lub ośmioletnia odwróciła się do niego i szepnęła nerwowo:
- Tatusiu, mamy sobie iść?
- Cśśś...
Mężczyzna schylił się i wziął na ręce najmłodszą córkę, starając się jakoś ją pocieszyć.
- Nic nam nie będzie....- wyszeptał do niej, choć sam rozejrzał się niespokojnie dookoła.
Wódz klanu Metkayina odwrócił się do niego.- Nie chcemy, by wasza wojna dotknęła i nas- stwierdził poważnie.
- Nie chcę wojny - zapewnił Jake - Chcę tylko chronić rodzinę.
Po tych słowach nastąpiła długa cisza. Tonowari spojrzał na Ronal, a kobieta po chwili wahania skinęła głową. Wódz obrócił się i raz jeszcze przemówił do zgromadzonych:
- Toruk Makto i jego rodzina zostaną z nami. - ogłosił, a Jake postawił córkę z powrotem na ziemi - Traktujcie ich jak naszych braci i siostry. Pamiętajcie, że nie znają morza. Przez jakiś czas będą jak dzieci, ledwo przybyłe na świat, biorące pierwszy oddech. Nauczcie ich naszych zwyczajów, aby na żadne z nich nie spadło piętno hańby i brzemię nieużytku - zakończył twardo, rzucając Jake'owi wyraźnie ostrzegawcze spojrzenie.
- Co mówimy? - zapytał mężczyzna swoje dzieci.
- Dziękuję - pierwsza, z największą radością odpowiedziała jego najmłodsza córka.
- Dziękuję - powtórzyło za nią, już mniej entuzjastycznie starsze rodzeństwo.
- Mój syn, Aonung i córka Tsireya pokażą waszym dzieciom co i jak - oznajmił Tonowari, wskazując po kolei na każde z nich.
CZYTASZ
Avatar 3: Dalsze Losy (FANFICTION)
FanfictionHistoria w tym fanficu to kontynuacja wydarzeń z filmu Avatar: Istota wody. Rodzina Sullych została na stałe przyjęta do klanu Metkayina, jednak traumatyczne wydarzenia jakich doświadczyli wciąż nie dają o sobie zapomnieć. Wszyscy opłakują stratę Ne...